REKLAMA

Most na rzece Kwai

Most. Budowla inżynierska, konstrukcja pozwalająca na przedostanie się na drugi brzeg przeszkody wodnej. Wyróżnia się m.in. most podwieszony, wiszący czy obrotowy. Jego budowę poprzedzają plany, szkicowane nierzadko miesiącami przez grupy inżynierów. Jednak co się dzieje, jeśli do roboty tej oddeleguje się partacza? I co gorsza - jeśli jego budowa stanie się osobistym honorem dla kogoś innego?

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Może brzmi to tajemniczo, ale już spieszę z wyjaśnieniami. Akcja powieści "Most na rzece Kwai" dzieje się w czasie drugiej wojny światowej przy granicy Birmy i Tajlandii. Schwytani w niewolę przez wojska japońskie żołnierze, pod dowództwem niezwykle charyzmatycznego pułkownika Nicholsona, pracują tam nad budową wspomnianego mostu, który stanowił część Kolei Birmańskiej (tzw. Kolei Śmierci, zbudowanej, jak się szacuje, kosztem ponad 100 tys. cywili i 16 tys. jeńców). Historia ma jednak drugi wątek - major Shears wraz z dwoma kompanami zostaje zrzucony w Birmie. Tam, pod opieką tubylców, wrogo nastawionych do Japończyków, podejmuje się akcji dywersyjnej. W pobliżu znajduje tylko jeden obiekt godny uwagi - most na rzece Kwai.

REKLAMA

I tu zaczyna się cały problem - pułkownik Nicholson, dumny i honorowy, z trudem wywalczył gwarantowane w prawie wojskowym przywileje (m.in. według niego wzięci do niewoli oficerowie nie mogą pracować fizycznie). Okupuje to wszystko cierpieniem, jest bity, głodzony, więziony w karcerze przez okrutnego japońskiego pułkownika Saito, dowódcę obozu, który w końcu jednak pogodził się z faktem, iż nie złamie Brytyjczyka. Oprócz tego Nicholson wraz z kilkoma innymi oficerami zdołał też właściwie przejąć kontrolę nad budową mostu. Dowiaduje się, iż jest on tak naprawdę jedną wielką "improwizorką", inżynier nie ma pojęcia o swoim fachu, zaś same prace nad budowlą są chaotyczne, bez ładu i składu. Upokorzony i poniżony Saito zgadza się na wszystkie warunki, byle tylko zachować twarz przed dowództwem i zakończyć budowę mostu na czas. Tymczasem trio Shears, Warden i Joyce knują iście szatański plan...

Tak naprawdę najważniejsi w tej opowieści są sami bohaterowie. Każdy z nich prezentuje zgoła inną osobowość i charakter i w zasadzie od każdego z nich możemy się czegoś nauczyć. Z punktu widzenia płk. Nicholsona jest to opowieść o prawdziwym harcie ducha, oporze przeciw brutalnej sile oraz dumie i godności, jaką człowiek powinien zachować w każdej sytuacji życiowej. Fragmenty, w których przemawia on do żołnierzy, pełen majestatu, siły i charyzmy, mogą wzruszyć, choć Pierre Boulle nie opowiada o nich wprost, pozostawia nieco niedomówień. Dla brytyjskiego oficera ważne są też zasady, cecha tak ważna i zanikająca właściwie we współczesnym świecie. Mógł on spokojnie uciec całym oddziałem przed japońskimi wojskami, lecz kodeks wojskowy zabraniał tego.

Na przykładzie Saito widzimy, jak mali są ludzie, stosujący argument siły. Odnajduje on siłę w alkoholu, pod jego wpływem staje się agresywny i nieobliczalny. Jednak w głębi duszy jest on człowiekiem małym, przestraszonym i drżącym przed dowództwem. Od majora-lekarza Cliptona, jednego z najbliższych współpracowników pułkownika, można nauczyć się trzeźwej oceny sytuacji i zdrowego rozsądku. Stara się on umieszczać w swoim szpitalu jak najwięcej chorych, niedożywionych i wyczerpanych żołnierzy, kiedy tylko może. Od samych żołnierzy - wytrwałości oraz faktu, że jeden człowiek może pociągnąć za sobą miliony. I to nie siłą...

REKLAMA

Boulle opowiada jednak też o ciemnych stronach całej tej sytuacji. Statystyki mówią same za siebie - ponad 16 tys. jeńców zginęło podczas budowy Kolei Śmierci. Byli oni fatalnie odżywiani (właściwie pilnujący ich strażnicy odżywiali się niewiele lepiej) i zmuszani do katorżniczej pracy. Wielu z nich na przykład za pomocą liny wciągało na pewną wysokość ogromny młot do wbijania pali w dno rzeki. Wszyscy mieli od tej pracy pozrywane mięśnie i ścięgna, niektórych nachodziły halucynacje. Oprócz tego dowiemy się też o tym, jaka pycha przepełniała Nicholsona. Jest to, przynajmniej według mnie, najbardziej niesamowitym motywem tej powieści. Jednak tego będziecie się musieli dowiedzieć sami, gdyż karty odkrywane są dopiero pod sam koniec.

Dlaczego warto sięgnąć po ten tytuł, zapytacie? Właściwie nie po to, by przeżyć jakąś wspaniałą przygodę, dowiedzieć się nieco o historii II wojny światowej. Ta książka zdecydowanie się do tego nie nadaje. Przede wszystkim spodoba się ona wielu domorosłym psychologom. Pierre Boulle serwuje nam wszak powieść, pozbawioną bezpośrednich niemal profilów żołnierzy, jak to robił na przykład James Jones w "Cienkiej czerwonej linii". Nie jest to opasłe tomisko, dla wprawnego czytelnika jest to lektura na 2-3 wieczory. Jednak należy się mocno zaangażować, czytając ją. Nie jest to z pewnością książka dla każdego. Jeśli oczekujesz, że autor odpowie w niej na wszystkie zadane przez samego siebie pytania - nie tykaj nawet patykiem. Jeśli jesteś bystrą, inteligentną, otwartą na świat personą - sięgaj śmiało. Nic nie stracisz, a z pewnością coś zyskasz.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA