REKLAMA

„Mowa ptaków” to pretensjonalny bełkot, który jest hołdem dla twórcy „Szamanki”. Ten obraz podzieli widzów

Wiele hałasu o nic. „Mowa ptaków” miała być artystycznym wstrząsem i rozliczeniem z polskością, a okazała się grafomańskim i chaotycznym filmem, który z pewnością podzieli widzów.

mowa ptakow film recenzja
REKLAMA
REKLAMA

O filmie „Mowa ptaków” zrobiło się nieoczekiwanie głośno już jakiś czas przed premierą. A wszystko dlatego, że film Xawerego Żuławskiego, pomimo rekomendacji Zespołu Selekcyjnego, nie został zakwalifikowany do konkursu tegorocznego Festiwalu Filmowego w Gdyni. Ci, którzy film widzieli wcześniej (dziennikarze, aktorzy, twórcy filmowi), nie kryli oburzenia, gdyż uważali „Mowę ptaków” za kino wybitne, które niesłusznie zostało (jak mniemam z powodów politycznych) niedopuszczone do konkursu.

Cała sytuacja okazała się, jak to często bywa, burzą w szklance wody. Film do konkursu ostatecznie wszedł, z tymże przepadł w natłoku o wiele lepszych produkcji (m.in. „Boże Ciało”, „Supernova”, „Ikar. Legenda Mietka Kosza”). Ponoć wybitny film jednak nie został wystarczająco doceniony. Czy słusznie?

Jaka jest „Mowa ptaków”? Być może narażę się tym, którzy walczyli o to, by został on zakwalifikowany do konkursu w Gdyni, ale moim zdaniem najnowsze dzieło Xawerego Żuławskiego to nic ponad pseudoartystyczne i pretensjonalne kino.

To ten najgorszy typ filmów eksperymentalnych i artystycznych, które są kompletnie odklejone od rzeczywistości, choć starają się o niej opowiadać.

Scenariusz filmu napisał przed śmiercią ojciec Xawerego, Andrzej Żuławski. Sądzę, że gdyby żył i zabrał się za realizację tego skryptu, to o wiele bardziej by go doszlifował. Xawery potraktował go jako platformę do tego, by oddać hołd swojemu ojcu. Nietrudno zauważyć analogię (tym bardziej, że twórca dosłownie mówi nam o niej wprost) pomiędzy głównym bohaterem filmu, którego gra Sebastian Fabijański, a młodym Żuławskim. W „Mowie ptaków” pojawia się też (grany przez Daniela Olbrychskiego) alter-ego starszego Żuławskiego. Do tego reżyser powtykał w swoim filmie masę odniesień do dokonań swego ojca.

Przy tym wszystkim, pod względem struktury „Mowa ptaków” odznacza się wszystkimi cechami, z których znany był Żuławski senior. Mamy tu więc nieliniową fabułę, umowność, masę symboliki kosztem realizmu, potwornie sztuczne dialogi. Xawery przefiltrował go dodatkowo przez doświadczenia wyniesione z realizacji „Wojny polsko-ruskiej” na podstawie Masłowskiej, i dało to nam mieszankę wybuchową. Niestety, są to raczej wybuchy kapiszonów.

„Mowa ptaków” próbuje rozliczyć się z ojczyzną, która na naszych oczach dziczeje i głupieje. Żuławscy siłują się z tematami antysemityzmu, nacjonalizmu, komentują obecność przemocy w naszym życiu, słaby stan edukacji.

Jest tu też miejsce na Auschwitz, Smoleńsk, rocznice Powstania Warszawskiego, obchody Święta Niepodległości, inwokację z „Pana Tadeusza” czy hymn Polski. Wszystko to wrzucone bez ładu i składu do jednego filmu na zasadzie strumienia świadomości. Na większą logikę czy tym bardziej rozwój psychologiczny postaci w ogóle bym na waszym miejscu nie liczył. Sam scenariusz jest właściwie pretekstowy. Liczba bohaterów jest iście kuriozalna.

Na początku poznajemy Mariana (Fabijański). Następnie przychodzi kolej na nauczyciela historii Ludwika (Sebastian Pawlak). Ludwik jest dręczony przez swoich nacjonalistycznych uczniów, bo przecież młodzież dzisiaj to głównie nacjonaliści, prawda? Ale jedziemy dalej. Marian ma przyjaciela imieniem Józef (Eryk Kulm), który jest trędowatym wirtuozem gry na fortepianie.

Poznajemy też ojca Mariana, Gustawa (Daniel Olbrychski), który jest reżyserem filmowym, a także brata (Andrzej Chyra) – jednookiego malarza. Jeśli uważacie, że to wszystko zbyt pretensjonalne, to nadmienię, że w filmie spotkamy też braci Mroczek. A także Borysa Szyca, Martę Żmudę-Trzebiatowską oraz Żanetę Palicę, która wciela się w kulawą kwiaciarkę, uwielbiającą śpiewać... Takiej galerii postaci już dawno nie widziałem.

mowa ptakow film 2019 recenzja

Oczywiście nie spisuję filmu „Mowa ptaków” całkowicie na straty. Zdaję sobie sprawę z tego, że znajdą się widzowie, których wizja młodego Żuławskiego porwie.

Jest tu miejsce i na groteskę, słodko-gorzki obraz Polski. Gdzieś tam jest we mnie podziw dla młodego Żuławskiego, który, jak rozumiem, ogarnia ten swój cały twórczy chaos. Na pewno na tle, albo nijakiego, albo solidnego, ale nie zawsze wyrazistego, polskiego kina „Mowa ptaków” się wyróżnia. To artystyczne walnięcie pięścią w stół, autorski krzyk, odważny, donośny, tyleż samo dziki co bezczelny. Jest w nim energia, która jest „jakaś”.

mowa ptakow sebastian fabijanski

Żuławski, czegokolwiek by o nim nie powiedzieć, nie jest jednak inteligencką wersją Patryka Vegi. Ma swój styl, warsztat. Jego nowy film zdecydowanie nadaje kolorytu monochromatycznej kinematografii znad Wisły. Nie trzyma się on żadnych schematów – eksperymentuje, serwuje widzom seans dziwny, pełen fantazji, niekiedy ciekawych pomysłów, ale niestety powietrze szybko z nich uchodzi.

Można powiedzieć, że Xawery Żuławski testuje ramy swojej wolności, sam jest niczym wolny ptak, którego nie krępują żadne schematy. A przynajmniej tak mu się wydaje. Było nie było jego nowy film jest płótnem zaszytym w ramach, które stworzył jego ojciec.

REKLAMA

Sęk w tym, że „Mowa ptaków” to film zbyt hermetyczny, chaotyczny i pretensjonalny, by przeciętny czy nawet wyrobiony widz był w stanie go w pełni zrozumieć i przetrawić.

Da się oczywiście wyjąć z tego dzieła pewne tropy, wyłuszczyć tematy, które autor chciał podjąć, ale koniec końców wyszła z tego, przynajmniej dla mnie, niestrawna papka.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA