Życie to horror, według twórców nowego filmu Netfliksa „Może pora z tym skończyć” – recenzja
„Może pora z tym skończyć” to najnowsze dzieło twórcy takich filmów jak „Być jak John Malkovich”, „Zakochany bez pamięci" czy „Adaptacja”. Przygotujcie się więc na seans, który was zafascynuje i jednocześnie sprawi, że nieraz w waszych głowach pojawi się fraza: „WTF”.
OCENA
Fabularny punkt wyjścia jest prosty. Młoda dziewczyna wraz ze swoim niedawno poznanym chłopakiem Jake'iem (wiele wskazuje, że nie będzie z nim długo – przynajmniej sama tak nam oznajmia) jadą samochodem w odwiedziny do jego rodziców. Za oknem potężna śnieżyca. Główna bohaterka nie wie jeszcze czego się po rodzicach chłopaka spodziewać, a już rozważa: „Może pora z tym skończyć?”. Chodzi jej o związek? Czy może swoje życie? A może jeszcze o coś innego?
„Może pora z tym skończyć” nie jest przyjemnym filmem. Zresztą już sam tytuł na to wskazuje.
To dzieło wręcz depresyjne, wycieńczające emocjonalnie, będące widzialną emanacją nerwic, paranoi i uczucia egzystencjalnego niepokoju. Przy tym jest to film niesamowicie wciągający, fascynujący, pochłaniający naszą uwagę. To horror emocjonalny.
To, jak bardzo będziecie przerażeni tym, co oglądacie zależy w dużej mierze od poziomu waszej empatii. Bohaterowie rozprawiają tutaj, w chwilami dość pretensjonalnych rozmowach, o rzeczach błahych i wielkich. O życiu, przemijaniu, pamięci, sztuce, percepcji, a sama akcja filmu opowiada o powrocie w rodzinne strony, gdzie wszystko niby jest takie jak kiedyś, a jednak inne.
Na naszych oczach mają miejsce przedziwne, czasem absurdalne, wydarzenia, a fakt, że akcja rozgrywa się w dużej mierze w zamkniętej przestrzeni samochodu (cały, celowo rozciągnięty w czasie pierwszy akt) bądź domu rodziców Jake’a nadaje całości rysy psychomachii rozgrywającej się w głowie głównej bohaterki. To pojedynek myśli kłębiących się w głowie oraz słów, które czasem je materializują.
Charlie Kaufman nie tylko mistrzowsko to wszystko rozpisał w scenariuszu (opartym na książce Iaina Reida), ale też wyreżyserował z niezwykłym wyczuciem i pełnym niejednoznaczności oraz niedopowiedzeń stylu.
Jest mrocznie i kameralnie; jest uczucie napięcia jak i również uczestniczenia w przedziwnym śnie (koszmarze?), który jednak bierzemy za rzeczywistość i w pierwszym odruchu nie kwestionujemy tego, co widzimy.
Z początku Kaufman zasiewa w nas ziarno konsternacji, bo nie wiemy, dokąd nas prowadzi. Następnie bawi się naszymi oczekiwaniami, co jakiś czas zwracając się lekko w stronę motywów rodem z typowych horrorów, ale tylko troszeczkę, na zasadzie podrażnienia się z nami.
Siłą, która dodatkowo napędza film „Może pora to skończyć” są kreacje aktorskie, przede wszystkim kapitalna Jessie Buckley w roli głównej. To ona jest naszym przewodnikiem, tłumaczem i towarzyszem podczas całego seansu. To w niej skupiają się wszystkie pytania i wątpliwości, lęki oraz czarne myśli. Choć nie jest to rola wielkich ekspresji, to Buckley umiejętnie porusza się po średnich rejestrach, tworząc złożoną, niejednoznaczną i intrygującą postać.
Partnerujący jej Jesse Plemons świetnie dopełnia tę postać, a pojawiający się na drugim planie rodzice Jake’a (Toni Collette oraz David Thewlis) tworzą przedziwny, aczkolwiek aktorsko popisowy, duet „rodziców z koszmaru”.
Nie wypada nie wspomnieć też o znakomitych zdjęciach. Nie tylko dlatego, że ich autorem jest Łukasz Żal (nominowany do Oscara m.in. za „Zimną wojnę”).
Przede wszystkim dlatego, że udało mu się idealnie wgrać w tę surrealistyczną opowieść od strony wizualnej.
Żal fantastycznie ogrywa przestrzenie i umiejętnie kadruje ludzi w ich ramach. Dużo czasu poświęca też badaniom mimiki swoich bohaterów, co tylko pogłębia naszą relację z nimi. Udało mu się też wytworzyć atmosferę grozy i mroku bazując jednak na zwykłej scenografii trochę zaniedbanego domu na odludziu. Typowy pokój czy jadalnia stały się w obiektywie Żala niemalże jak wyjęte z innego wymiaru.
Choć znajdziemy w filmie Kaufmana elementy humoru (a bliżej finału jest też sekwencja musicalowa – nie pytajcie), to, jak pisałem wcześniej, jest to dzieło w tonacji durowej. Przybijające, ponure, depresyjne, mierzące nas z pytaniami o naszą własną śmiertelność i sens albo bezsens życia.
Siadając do oglądania „Może pora z tym skończyć” niejako dajecie się zamknąć w puszce razem z potokiem dziwnych myśli głównej bohaterki.
Na pewno, jak wszystkie dokonania tego twórcy, i ten film spotka się z różnym odbiorem i być może nawet skrajnymi opiniami.
Nie jest to twór idealny, ale z pewnością produkcja Netfliksa jest jednym z najbardziej oryginalnych i intrygujących filmów 2020 roku. Kwestia tylko w tym, czy czujecie się na siłach mentalnych, by w dobie pandemii i kwarantanny, tuż przed rozpoczynającą się właśnie dość nieprzyjemną porą roku zabierać się w taką nieprzyjemną i niewygodną podróż. Decyzję pozostawiam wam.