REKLAMA

Wspaniały film o spektakularnej porażce. Na głęboką wodę – recenzja

Czy przypadkiem jest, że film Na głęboką wodę, opowiadający historię porażki, trafia na ekrany polskich kin tuż po tym, jak nasza drużyna w słabym stylu odpadła z Mundialu? Zapewne tak. Co nie zmienia faktu, że dla kibiców ten obraz może stanowić całkiem barwną metaforę. Oparta na faktach opowieść o morskiej wyprawie Donalda Crowhurstwa to jednak bardzo poważna przestroga.

na gleboka wode recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Donald Crowhurst to drobny przedsiębiorca, wynalazca i amator żeglarstwa. W obliczu problemów finansowych, postanawia postawić wszystko na jedną kartę i wyruszyć w żeglarski wyścig dookoła świata. Przed nim zadanie niemal niemożliwe do wykonania. Musi samotnie przepłynąć kulę ziemską na zaprojektowanej przez siebie łodzi. Pomimo braku doświadczenia oraz odpowiedniego przygotowania wyrusza w niebezpieczną wyprawę. Zostawia za sobą żonę i dzieci.

"Na głęboką wodę" to dość niespotykana w naszej popkulturze opowieść. Historia Donalda Crowhurstwa jest bowiem na kompletnie przeciwległym biegunie względem tego, czym karmią nas masowe media.

Dzieło Jamesa Marsha jest filmem o porażce.

Pomiędzy przerażającymi komunikatami o wojnach, biedzie i głodzie na świecie wpajana jest nam narracja sukcesu. Znaczna część filmów reklam, książek, seriali, postów na Facebooku czy Instagramie dotyczy tego, że ktoś dokonał czegoś wielkiego, ważnego, spełnił swoje marzenia, pokonał przeciwności. Czy jest to zdanie ważnego egzaminu, zdobycie wymarzonej pracy, podróże w niezwykłe miejsca, spotkanie swojego idola, pokonanie choroby czy nawet osiągnięcie pożądanej sylwetki.

Wszystko to sprowadza się do jednego słowa – "sukces". Każdy bohater i superbohater ma do pokonania swoją ścieżkę, podróż do odbycia, swoją prywatną, wewnętrzną i zewnętrzną odyseję. Oczywiście przeważnie napotyka na swojej drodze liczne problemy i przeszkody, ale na samym końcu wychodzi z nich zwycięsko.

Donald Crowhurst, grany w filmie "Na głęboką wodę" przez Colina Firtha, należy licznego grona ludzi, którym jednak się nie udało. Bohater filmu szybko przekonuje się, że zadanie, które przed sobą postawił, zwyczajnie go przerosło.

W pierwszym akcie obserwujemy go pełnego chęci do działania. Może nie do końca pewny jest swojego losu, ale zdecydował się, by zmierzyć się z postawionym sobie zadaniem.

Z początku nic nie zapowiada, że "Na głęboką wodę" będzie się specjalnie różnił od tego typu historii ku pokrzepieniu serc, które nieraz oglądaliśmy. Przyzwyczajeni do hollywoodzkich happy endów oczekujemy, że pomimo przeciwności, Donald na sam koniec odniesie sukces i powróci w ramiona kochającej rodziny.

Drugi akt dość brutalnie żegna nas z owymi oczekiwaniami.

"Na głęboką wodę" staje się wówczas dość ponurym dramatem o człowieku, który staje do beznadziejnej walki z żywiołem.

Sam, na niedużej łodzi, po środku oceanu, zdany tylko na siebie, w dodatku niezbyt doświadczony w żegludze. Naiwnie jednak wierzący, że jakoś to będzie. Okazuje się, że niekoniecznie. W dodatku Donald ma jeszcze jednego, niemal równie groźnego przeciwnika – samego siebie. Gdy wiedział już, że nie zdoła opłynąć Ziemi, zaczął oszukiwać i podawać nieprawdziwe współrzędne swego położenia. Zaczął brnąć w swoje własne kłamstwa tak daleko, że w pewnym momencie nie było już dla niego odwrotu...

"Na głęboką wodę", to jednak film nie tylko o wypaczonym pojmowaniu wiary w siebie i totalnym lekceważeniu faktu, że tak naprawdę nie jesteśmy panami Ziemi, bo wypadamy marnie w porównaniu z siłami natury i swojej własnej psychiki.

To także opowieść o bezmyślnym poświęceniu i egoistycznym pościgu za sławą, sukcesem i pieniędzmi.

Donald, pod przykrywką zapewnienia bytu rodzinie, tak naprawdę chciał zrealizować swoje własne marzenie o przygodzie, bohaterstwie, zapisać się w historii. Sęk w tym, że robił to myśląc głównie o sobie. By zbudować lodź i wyruszyć w morską podróż zastawił swój dom, w którym mieszka razem z żoną i trójką dzieci. Co więcej, sama podróż jest potencjalnie niebezpieczna, tak więc ryzykuje też swoje własne życie i to, że zostawi żonę i dzieci.

Reżyser James Marsh (mający na koncie genialny dokument "Człowiek na linie" oraz film "Teoria wszystkiego") nie ocenia jego działań jednoznacznie. Jego dokumentalny autorski sznyt sprawia, że jest wprawiony w opowiadaniu historii, pokazywaniu sylwetek swoich bohaterów i pozwalaniu na to, by ich czyny mówiły same za siebie. Do konkretnych wniosków widz będzie już musiał dojść sam.

Colin Firth niezmiennie zachwyca kolejną już swoją magnetyczną kreacją na ekranie. Jego Donald jest tyleż samo pełen pasji, co niepokoju. Firth genialnie potrafi wyważyć te dwie różne emocje w jednej postaci. Jego późniejsza wyprawa oraz stopniowe popadanie w obłęd i radzenie sobie z samotnością oraz beznadzieją sytuacji, w której się znalazł, to abolustnie mistrzowska aktorsko robota.

Szkoda mi Rachel Weisz, która dostała niewielką rolę żony Donalda.

na gleboka wode film

To oczywiście film o nim, więc trudno oczekiwać, by Weisz miała więcej do grania, natomiast szkoda tak wspaniałą aktorkę obsadzać w roli, w której sprawdzić się mogła praktycznie każda inna. I tak postać grana przez Weisz emanuje ciepłem, szczerą miłością do męża i wiarą w niego, a aktorka oddała te emocje z wielką klasą.

"Na głęboką wodę" nie jest może w pełni porywającym i idealnym filmem. Spora część dialogów wydaje się trochę sztywna. Pierwszy akt mógłby być trochę krótszy. Rodzina Donalda wydaje się nadmiernie perfekcyjna i bez skazy (żona go bezgranicznie kocha, dzieci są grzeczne i wpatrzone w ojca). Ma to oczywiście służyć narracji, aby całość fabuły ułożyła się w konkretny kształt, ale scenarzyści w tym aspekcie poszli trochę na łatwiznę.

Film Marsha jest dziełem absolutnie wartym zobaczenia.

REKLAMA

Ma przepiękne zdjęcia (sceny dryfowania po ocenie po prostu zachwycają), równie wspaniałą muzykę (ostatnie przed śmiercią dzieło Jóhanna Jóhannssona) no i przede wszystkim ważny przekaz, jakże różny i idący pod prąd mainsteamowemu myśleniu.

"Na głęboką wodę" jest niczym kubeł zimnej wody, który powinien skutecznie przypomnieć nam o tym, by w życiu kierować się czasem zdrowym rozsądkiem i nie pozwolić, by nasze ego wzięło nad nami górę. Przypomina nam też o tym, że sukces wcale nie jest w życiu najważniejszy i dążenie do niego za wszelką cenę jest znakiem tego, że ewidentnie się pogubiliśmy i zapomnieliśmy o tym, co jest naprawdę istotne.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA