Ci z was, których Benoit Blanc zauroczył w „Na noże”, a rozczarował w „Glass Onion”, mogą bez obaw zasiadać do seansu dzisiejszej premiery. Obrazowi „Żywy czy martwy”, który właśnie wylądował na Netfliksie, zdecydowanie bliżej jest do znakomitej „jedynki”. Z tą różnicą, że przebija ją niemal w każdym aspekcie. Nie przesadzam: najnowsze dzieło Riana Johnsona to bez cienia wątpliwości jego opus magnum.

Jud Duplenticy (Josh O’Connor) wydaje się być wielebnym z powołania. Mimo wszystko. Owszem, młody ksiądz ma problemy z gniewem; przed laty, zanim jeszcze poświęcił się kapłaństwu, nieumyślnie doprowadził do tragedii. Teraz bokserskie nawyki i impulsywność raz jeszcze dochodzą do głosu - Jud nokautuje pewnego paskudnego diakona, na skutek czego ląduje w małomiasteczkowej parafii. Nie ma sprawy: miłością w sercu zamierza wesprzeć ekscentrycznego prałata (Josh Brolin), pomóc pasterzowi doprowadzić lokalną trzódkę przed oblicze Pana.
Z czasem okazuje się jednak, że monsinior jest nie tyle ekscentryczny, co - delikatnie pisząc - kontrowersyjny. Ksiądz Jud zauważa, że nauki przełożonego istotnie gryzą się z nauczaniem Chrystusa. Mimo tego miejscowi są w niego zapatrzeni - do nowo przybyłego nie pałają natomiast sympatią, nie mówiąc o zaufaniu. Coraz bardziej zaniepokojony Jud dochodzi do wniosku, że jego misją jest przywrócenie parafii na właściwe tory, nawet jeśli będzie to oznaczać otwarty konflikt z Jego Eminencją Wicksem.
Nie mija wiele czasu, gdy dzieje się coś strasznego: po odprawieniu homilii Wicks pada trupem. Okoliczności są na tyle zagadkowe, że nie sposób wskazać sprawcę - choć w kościele była wówczas grupka najbardziej zagorzałych wielbicieli prałata, nikt nie zauważył niczego nietypowego. Mimo tego cała moc podejrzeń, oskarżeń i niechęci wymierzona jest w Juda. W końcu to on miał z Eminencją na pieńku.
I nawet przybycie sławnego detektywa Benoita Blanca (Daniel Craig) niewiele zmienia. Nie mija wiele czasu, gdy mistrz dedukcji stwierdza: „mamy do czynienia ze zbrodnią niemożliwą”. W istocie, śmierć Wicksa okazuje się najtrudniejszą sprawą w bogatej karierze tego - jak sam się nazywa - „dumnego heretyka”. To mroczna, wielopoziomowa intryga, która będzie wymagała od Blanca nietypowego podejścia.
Na noże 3 - recenzja filmu Żywy czy martwy dostępnego na Netfliksie
O tym, że Rian Johnson jest filmowcem nie tyle ponadprzeciętnie zdolnym, co wręcz ocierającym się o wyżyny reżyserskiego kunsztu, wiemy już od dłuższego czasu. Jasne, można mówić, że jego portfolio jest dość nierówne, ale w przypadku Johnsona słowem „potknięcie” określa się obraz w najgorszym przypadku przyzwoity - bo prawdziwa wtopa nigdy mu się nie przytrafiła. Jednym z większych rozczarowań okazało się „Glass Onion” - drugi film z cyklu „Na noże”, w którym zabrakło tego, co przesądziło o tak entuzjastycznym przyjęciu znakomitej „jedynki”. Na szczęście tonacji, bohaterom i angażującej intrydze nowej odsłony zdecydowanie bliżej do filmu z 2019 r. A był to, przypomnę, obraz brawurowy, błyskotliwy, obłędnie obsadzony i zagrany, wspaniale odświeżający konwencję „kto to zrobił?”, wręcz wzbogacający kultową formułę.
Jestem zdania, że ta trudna sztuka udała się Johnsonowi ponownie - a nawet lepiej. Gatunek w rękach tego twórcy raz jeszcze przestał być kostiumem, a stał się narzędziem. Znane formuły na jego życzenie działają jednocześnie jako pierwszorzędna rozrywka, niebanalna opowieść o człowieku oraz komentarz do tego, co tu i teraz. W „Żywym czy martwym” narracja, dialog i rytm scen są precyzyjne w sposób ostateczny, a opowieść pozostaje klarowna mimo złożoności. To doskonały balans komedii, groteski i realnego moralnego ciężaru - tym razem jednak skryty pod formalną zabawą humanistyczny rdzeń skrywa w sobie znacznie więcej niż poprzednie obrazy.
Podkreślę, że mówimy o najmroczniejszej i najpoważniejszej odsłonie serii (przy czym „poważna” wcale nie oznacza braku humoru - jest go niemało i bawi do łez), bo mniej tu koncepcyjnych fajerwerków i wymęczonej już satyry na bogoli, a więcej wątpliwości, niepokoju, uczuć i szczerej (czasem wręcz zaskakująco czułej) rozmowy o wierze.
To właśnie wątek wiary jest tu najciekawszą z warstw.
Rozwija się w poruszającą opowieść o łasce i wybaczeniu, radykalizacji i przemocy ukrytej w języku zbawienia. O tym, że wspólnota zbyt często staje się poletkiem dla demagogii i gry o władzę i wpływy. Co więcej, całość w żadnym wypadku nie ma antyreligijnego czy antykościelnego wydźwięku. Jasne, wymierza kilka dział w tym kierunku, ostatecznie jednak stawia na zrozumienie i pozwala znaleźć wiernym i „heretykom” wspólny kierunek.
W filmie człowiek wiary, Jud, oraz człowiek logiki, Blanc, łączą siły, ale podchodzą do sprawy z odmiennych perspektyw. Ten zabieg nie służy umniejszeniu czy ośmieszeniu żadnej ze stron. Przeciwnie, przypomina, że jedna i druga grupa ma ze sobą wiele wspólnego; wyraża nadzieję, że będziemy o tym pamiętać, odnajdując wspólny język.
Ciekawe, że „Żywy czy martwy”, zamiast gryźć, pochyla się z empatią nad kwestiami gniewu i sumienia. Być może traci na tym odrobinę dotychczasowej lekkości - ale tylko odrobinę. Pozwala natomiast dotknąć interesujących zagwozdek, takich jak wiara a logika, chciwość a poświęcenie, empatia względem cierpiących, walka o siebie i swoje ideały.
Poza tym cieszy mnie, że Johnson wrócił do czystej, klasycznej łamigłówki (z wyraźnym ukłonem w stronę tradycji „impossible crime” czy też „zagadki zamkniętego pokoju” w stylu Johna Dicksona Carra), w której i tym razem chodzi jednak przede wszystkim nie o to, kto, ale dlaczego. Reżyser umiejętnie wywodzi widza w pole, ale i prowadzi tak, by stopniowo dawkowane informacje działały jak kolejne „zatrzaski” w mechanizmie zagadki. A jeśli miałbym się czegoś przyczepić, to chyba tylko tego, że część bohaterów zdaje się niedopisana - to barwne, ale niekompletne archetypy.
„Na noże 3” jest odsłoną najpiękniej nakręconą i zmontowaną w sposób cudownie współgrający z rozsupływaniem intrygi. To mistrzowsko napisana i zrealizowana, cudownie samoświadoma perła, w której Craig, O’Connor i Glenn Close (celowo nie wspominam o jej postaci) porywają i zachwycają. Jeśli Johnsonowi uda się to kiedyś przebić, okaże się - bez cienia przesady - prawdziwym geniuszem.
Czytaj więcej:
- Włączyłem serial Człowiek kontra dziecko, żeby odpocząć. To był błąd
- Dom dobry naprawdę pomaga ofiarom przemocy. Wzrost o ponad 200%
- Netflix wreszcie zlitował się nad fanami swojego najdziwniejszego serialu
- Carol nie jest Jedyna. Pluribus z nowym głównym bohaterem w 7. odcinku
- Zwiastuna Avengers: Doomsday ciągle nie ma. Czego boi się Marvel?







































