REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

"Na noże" to serial TVN-u, który ma dwa niewątpliwe plusy

Nowa ramówka stacji telewizyjnych wystartowała. Po całkiem niezłym początku sezonu w Telewizji Polskiej warto przyjrzeć się temu, co do zaoferowania mają prywatne, konkurencyjne stacje. TVN od września ruszył z nowym serialem, "Na noże", który - niestety - choć teoretycznie świeży nie wnosi do ramówki zupełnie nic nowego. 

07.09.2016
21:00
"Na noże" to serial TVN-u, który ma dwa niewątpliwe plusy
REKLAMA
REKLAMA

"Na noże" ma niewątpliwie dwa plusy. Pierwszym z nich jest Piotr Stramowski, wcielający się w postać kucharza Dariusza Zimoląga, na którego miło popatrzeć. Na tym jednak kończy się ten plus, bo choć i tutaj jest w pewien sposób niepokorny, tak jak i niepokorny był w nowym "Pitbullu", to w filmie Patryka Vegi miał w sobie coś porywającego. Coś, co sprawiało, że widz potrafił utożsamić się z tym bohaterem, kibicował mu. Tutaj, jak wywnioskować można po pierwszym odcinku, Stramowski gra po prostu, mówiąc kolokwianie, dość oślizgłego typa, do którego trudno pałać sympatią. Dalej dobrze wygląda, ale jego dzikość i nieokrzesanie z "Pitbulla" ustępują miejsca lizusostwu i graniu nie fair.

Drugi plus serialu to Wojciech Zieliński, konkurent Zimoląga, grający kucharza o imieniu i nazwisku Jacek Majchrzak.

Na Noże

Do Zielińskiego przez długi czas miałam stosunek dość ambiwalentny. Świetnie oglądało mi się "Prokuratora", ale Zielińskiego zapamiętałam z jakiejś innej produkcji, w której niesamowicie mnie irytował. W końcu jednak aktor kupił mnie rolą sympatycznego policjanta, którego trzymają się żarty. W "Na noże" Zieliński gra dużego chłopca, który wciąż żyje marzeniami, ale jest też honorowy i nie da sobie w kaszę dmuchać. Umie odpyskować, a kobiety na niego lecą. Wiadomo, kochamy takich bohaterów, choć niekoniecznie nasze matki chciałyby, żeby zostali ojcami naszych dzieci.

Na Stramowskim i Zielińskim kończą się niestety zalety serialu, bo nie jest nią - zapewne wbrew oczekiwaniom twórców - jedzenie, które pojawia się na ekranie.

Kiedy ktoś decyduje się na emisję odcinków o godzinie 21:30 powinien zdawać sobie sprawę, że przewijające się potrawy będą większą część publiki irytować, zwłaszcza, jeśli ta publika jest kobietą. Bo przecież jeść późno nie wypada, nam lody z popcornem w nocy nie ujdą na sucho jak Magdzie M., drogie panie.

NA NOŻE, Odcinek 2, , Foto: TVN/Piotr Litwic

Jedzenie w "Na noże" pojawia się z tej prostej przyczyny, że jest to serial osadzony w realiach tzw. kuchni "od kuchni". Głównym bohaterem jest postać grana przez Zielińskiego. Jacek jest szefem kuchni pracującym w drogiej warszawskiej restauracji, do której bogaci biznesmeni przychodzą na lunche czy brunche, a smutna reszta świata nie przekracza jej progu, łapiąc się za głowę, że krem z cukini (pewnie z jakimiś ekstrawaganckimi dodatkami, których nazwy nie umiem wymówić) kosztuje 30 zł.

W tej samej kuchni pracuje Darek, który chciałby przejąć rolę Jacka.

W wyniku kolejnego nieporozumienia z właścicielem restauracji Jacek rzuca pracę. Wraz z nim na odejście decydują się jego przyjaciele, najlepszy cukiernik w Warszawie, Patryk Nowak, w którego wciela się Piotr Głowacki i sous chef Zuza Gładysz (w tej roli Joanna Jarmołowicz). Przyjaciele nie mający pieniędzy ani prawdopodobnie zdolności kredytowych postanawiają otworzyć sami nową knajpę, by dać się we znaki właścicielowi restauracji i Dariuszowi, który po Jacku został nowym szefem kuchni. Tak mniej więcej wygląda pierwszy odcinek na "Na noże", choć pominęłam parę mało interesujących faktów.

Na Noże

Przyznacie więc sami, że wszystko brzmi jak klasyczny serial TVN-u. Młodzi ludzie z ambicjami ale bez pieniędzy, mający zwykle mieszkania wielkości całego bloku, w którym mieszkacie, postanawiają dokonać rzeczy niemożliwych. Widzieliśmy już Stenkę, która w co prawda sympatycznej komedii buduje dom pod Warszawą, nie mając ani grosza, możemy więc zobaczyć spłukanych kucharzy i cukierników, otwierających knajpę, która - uwaga - na pewno będzie najlepszą knajpą w Warszawie, o ile nie w Europie.

REKLAMA

"Na noże" pełen jest tych samych zagrań, co w każdej innej produkcji, pełen stereotypowych bohaterów, dość płaskich.

Cały serial ratuje tak naprawdę jeszcze Głowacki, który choć zawsze gra typa niedorajdę, to jest pocieszny i po prostu nadaje się do komediowej roli. Nie jest jednak tak, że skreśliłam już nową TVN-owską produkcję. Zapewne obejrzę jeszcze jeden czy dwa odcinki, aby przekonać się, że po prostu mam rację i nic odkrywczego tutaj nie znajdę. Nie znaczy to, mimo wszystko, że nie można przy tym serialu się dobrze bawić. Bo można. Choć nie należy wymagać od niego więcej niż uroda Stramowskiego oraz humor Zielińskiego i Głowackiego.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA