REKLAMA

Najlepsze animacje Disneya [TOP 9]

Choć magicy z Pixara osiągnęli już poziom artyzmu niespotykany wcześniej, to nadal największym sentymentem darzę tradycyjnie rysowane animacje Disneya. Oczywiście studio obecnie również skupia się na animacjach komputerowych, czego najlepszych przykładem jest ich najnowsza produkcja, którą można obecnie oglądać w kinach, czyli "Vaiana: Skarb oceanu". Korzystając z okazji jej premiery przypomniałem sobie najlepsze animacje jakie kiedykolwiek powstały w studiu Walta Disneya.

Gdzie oglądać filmy Disney VOD Netflix
REKLAMA
REKLAMA

Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków z 1937 roku

Lubię zaczynać od początku, tak więc wystartujemy od pierwszej w historii animacji ze studia Walta Disneya i pierwszej pełnometrażowej animacji w ogóle. W przyszłym roku minie 80 (!) lat od jej premiery. Pomimo iż jej kreska z oczywistych względów się trochę postarzała, to nadal zachwyca swoją płynnością, finezją, animacją ruchu postaci, fantastycznym rozrysowaniem emocji na twarzach bohaterów i wspaniałymi barwami. To prawdziwe dzieło sztuki.

Tuż po premierze Charlie Chaplin po prostu rozpływał się w zachwytach nad "Królewną Śnieżką". Świat jednak potrafi się zmieniać, bo z kolei w 2016 roku Alicia Keys stwierdziła, że nie znosi tej bajki, gdyż jest za bardzo seksistowska (w końcu opowiada o młodej dziewczynie, która siedzi w domu i obsługuje siedmiu facetów), no ale tak to już bywa, gdy pewne ideologie za bardzo uderzą ludziom do głowy.

Nadmienię jeszcze tylko, że "Królewna Śnieżka i siedmiu krasonudków" odniosła niebywały sukces, nie tylko artystyczny, ale była też wydarzeniem sezonu (i roku) w momencie swojej premiery. Biła wszelkie rekordy kasowe i nie uwzględniając inflacji, uwzględniając dzisiejsze ceny biletów, zarobiłaby na całym świecie grubo ponad 2 miliardy dolarów! Czyli więcej niż "Avatar" czy "Titanic". Czyni to z niej najbardziej kasową animację wszech czasów.

Król lew z 1994 roku

Szczytowe osiągnięcie Disneya. Zarówno jeśli chodzi o poziom animacji i jej dopracowania, jak i fabułę. Inspirowana Szekspirem opowieść o młodym lwie Simbie, który musi pomścić śmierć swego ojca, by zająć tron króla zwierząt porusza swoim pięknem, mądrością, dramatyzmem, humorem i wspaniałą ścieżką dźwiękową (za muzykę odpowiadał Hans Zimmer, a piosenki napisał Elton John).

"Król Lew" pełen jest genialnych momentów, jak choćby sekwencja otwierająca film; ucieczka przed antylopami (jedna z najlepszych scen w historii kina moim zdaniem) czy fragment podczas piosenki Hakuna Matata. I choć może niewielu z was wie, że "Król Lew" jest plagiatem japońskiej animacji "Kimba Biały Lew" (Disney nawet nie wysilił się zbytnio ze zmianą imienia głównego bohatera), to jakoś przełknąłem ten burzący moje dzieciństwo fakt, tym bardziej, że amerykańskie studio przerobiło go na prawdziwe filmowe arcydzieło.

Piękna i bestia z 1991 roku

To jedna z tych bajek, w których zakochałem się od razu, ale nie wracałem za często, by utrzymać tę magię niezwykłości jak najdłużej. To w jaki sposób animowana jest Bella oraz Bestia ciężko opisać słowami. Finezja, głębia i nasycenie barw, przepiękne kostiumy i wnętrza – nigdy wcześniej animacje nie były tak pieczołowicie przygotowywane i bogate. I nie zapominajmy o jednej z najwspanialszych scen w historii kina, czyli o scenie tańca Belli i Bestii na sali balowej; jednej z pierwszych, w których użyto sekwencji 3D.

Poza tym "Piękna i Bestia" w znakomity sposób łączy elementy grozy z humorem, opowieści o miłości z wirtuozerskimi wstawkami musicalowymi; jest w tej historii miejsce na smutek i radość Oczywiście można się czepiać, że tak właściwie to jest to opowieść pozornie o tym, że prawdziwa miłość nie zwraca uwagi na wygląd zewnętrzny, a piękno jest wewnątrz nas (oczywiście wiele ułatwia, jeśli jest się księciem z wielkim zamkiem). Na dobrą sprawę jest to też po trochu freudowska przypowieść o relacji kobiety ze zwierzęciem, no, ale to już wina naszych własnych skojarzeń, które niepotrzebnie sięgają głębiej, niż to było zamierzone przez twórców.

101 Dalmatyńczyków z 1961 roku

Z początku "101 Dalmantyńczyków" nie należało do moich ulubionych bajek w ogóle. Miałem jakąś tam sympatię do tej produkcji, ale nic poza tym. Zacząłem ją jednak odkrywać na nowo z czasem i za każdym kolejnym obejrzeniem zyskiwała coraz więcej. Była to bodajże pierwsza animacja, która rozgrywała się w realnym świecie, a konkretniej w Londynie lat 60., nie w krainach czarów czy baśniowych zamczyskach. Zamiast królewskich dworów mamy nieduże mieszkanie brytyjskiej pary, a w zastępstwie za smoki i złe czarownice dostajemy miejską burżujkę, genialnie dubbingowaną w polskiej wersji przez Ewę Szykulską, Cruellę De Mon (uwielbiam tę zabawę słów), która pragnie dla siebie nowe futro z dalmatyńczyków.

No i oczywiście nie zapominajmy o gwiazdach programu, czyli dalmatyńczykach. Konretniej, jak wskazuje tytuł, ponad setce dalmatyńczyków. Dla każdego wielbiciela czworonogów, ta baja Disneya to po prostu potężna dawka cukru. W tamtych czasach było to też wcale niełatwe zadanie, narysować tak wielkie ilości psiaków, ale Disneyowi udało się tego dokonać zarówno taniej i szybciej dzięki nabytym wówczas nowoczesnym maszynom Xeroxa.

Śpiąca królewna 1959

Może dziwnie to zabrzmi, ale do dziś wspominam "Śpiącą królewnę" jako pierwszy horror jaki w życiu widziałem. Sceny z pierwszym pojawieniem się Czarownicy Diaboliny nie zapomnę nigdy, bo oglądając ją jako 6-letni dzieciak za każdym razem uciekałem z pokoju. Dopiero kilka lat później byłem w stanie ją obejrzeć w całości, choć ciągle wywołuje we mnie lekki dreszczyk. Zresztą chyba nie tylko ja byłem pod takim wrażeniem Diaboliny, bo niedawna filmowa adaptacja "Śpiącej królewny" opowiedziana została właśnie z perspektywy Czarownicy (świetnie wcieliła się w nią Angelina Jolie – idealnie pasjuąca do animowanego pierwowzoru).

"Śpiąca królewna" to też jedna z ciekawszych animacji Disneya pod względem formalnym – nie tylko pełna dopracowanych szczegółów, ale też i nawiązująca do malarstwa abstrakcyjnego, gotyku oraz mistrzów renesansu. Sprawiało to, że sceny romantyczne zachwycają swoim pięknem, a z kolei te straszne przerażają swoją dosadnością i złowrogością.

Fantazja z 1940 roku


"Fantazja" w ciekawy sposób pokazuje jak bardzo różniło się podejście do animacji (i kina w ogóle) jeszcze w czasach przed wojną w stosunku do tego, jak to wygląda dziś. Trzecia pełnometrażowa animacja Disneya w 2016 roku zapewne w ogóle by nie powstała. Składa się ona bowiem z 8 segmentów, przepięknie animowanych (nawet dzis robiących wrażenie), które okraszone są najbardziej znanymi utworami muzyki klasycznej. W "Fantazji" usłyszeć można kompozycje Igora Strawińskiego, Jana Sebastiana Bacha, Piotra Czajkowskiego, czy Ludwiga van Beethovena, grane przez orkiestrę pod batutą Leopolda Stokowskiego.

"Fantazja" nie sprzedała się może tak dobrze jak inne animacje Disneya, ale jest za to wspaniałym świadectwem ambicji Walta i tego, że animacja może też reprezetnować sztukę wysoką. Tym bardziej, że "Fantazja" od strony wizualnej jest prawdziwym majstersztykiem.

Aladyn z 1992 roku

"Aladyn" zachwyca tempem, genialnie napisanymi postaciami spośród których Dżin jest po prostu arcymistrzowski (Krzysztof Tyniec kapitalnie go zdubbingował w wersji polskiej, choć nikt nie dorówna Robinowi Williamsowi w wersji oryginalnej). Do tego film ten zdobył mnie swoim zawadiackim i przygodowym sznytem, który uwielbiam. No i z tego co pamiętam, "Aladyn" był bodajże pierwszą produkcją, która przeniosła mnie (jako dziecko) do egzotycznego świata pustyń, palm oraz dywanów (nawet niekoneicznie latających). Choć sam tytułowy bohater był ponoć wzorowany na bardziej „swojskim” Tomie Cruise’ie.

Bambi z 1942 roku

"Bambi", jakkolwiek to zabrzmi, wprowadził mnie w dorosłość, a przynajmniej był pierwszym krokiem w tym kierunku. Ta przepiękna i łamiąca serce animacja mówi we wspaniały sposób o wszystkim, co związane jest z naszą egzystencją. To przypowieść o miłości, rodzinie, przyrodzie, przyjaźni i stracie. O tym jak piękne jest życie i natura, ale też jak bardzo to wszystko jest chwilowe i delikatne. A czasem też i groźne i niebezpieczne. Zawsze, gdy mam gorszy dzień, albo coś mi nie wyszło to "Bambi" jest jednym z filmów, które oglądam, by przypomnieć sobie jak wspaniały i kruchy zarazem jest świat wokół nas. A oprócz tego, "Bambi" jest też przepiękną animacją od strony formalnej. Bogatej w szczegóły, z żywymi kolorami, poetyckimi scenami, prostą acz ponadczasową fabułą i klarownością przekazu. Dzieło sztuki.

Kraina lodu z 2013 roku

REKLAMA

Zataczamy koło. Zacząłem od najstarszej animacji Disneya, a kończę na jednej z najnowszych. "Kraina lodu" miała swoją premierę 3 lata temu i od tamtego czasu zawojowała wyobraźnię dzieci na całym świecie, bijąc przy tym rekordy kasowe jakich już dawno żadna animacja nie miała. Uniwersalna opowieść, połączona z dawką emocji, ciekawych postaci oraz wspaniałymi (znakomicie zaśpiewanymi) piosenkami, będącymi powrotem do starej musicalowej tradycji filmów Disneya (i zaczęła coś co można uznać za drugi renesans studia), sprawiła, że dzieciaki (i część dorosłych) po prostu oszalały na jej punkcie. Nie ukrywam, że i ja zaliczam "Krainę lodu" do najlepszych animacji studia. To w sumie jedyna w tej gromadzie bajka animowana komputerowo (nie brałem w tym przypadku pod uwagę animacji tworzonych wspólnie z Pixarem), szlachetność ręcznej kreski zawsze jakoś bardziej mnie przekonywała, ale bliski perfekcji całokształt "Krainy lodu" przekonał mnie by dołączyć tę baję do panteonu najlepszych dokonań Disneya.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA