Udostępniasz hasła do platform streamingowych znajomym? Netflix, HBO Max i Disney+ łączą siły, aby z tym walczyć
Walka z torrentami powoli schodzi na drugi plan. W dobie serwisów streamingowych to udostępnianie bądź hakowanie haseł do Netfliksa czy Disney+ zaczyna być większym problemem. Ale platformy dostarczające treści wideo nie zamierzają na to patrzeć z założonymi rękami.
Lata temu wrogiem numer jeden stały się torrenty z serwisem Pirate Bay czy udostępnianie plików w Megaupload na czele. Obecnie piractwem 2.0 nazywa się udostępnianie bądź hakowanie (wykradanie) haseł do serwisów streamingowych.
Na dobrą sprawę streaming wideo, rozumiany jako dostarczanie jakościowych treści wideo online, dopiero stawia pierwsze kroki. Przełom 2019 i 2020 roku jest o tyle istotny, że na ten czas zapowiedziane zostały premiery ostatnich największych platform tego typu, które będą absolutnie rządzić całym rynkiem. Do istniejących już Netfliksa, Hulu czy Amazon Prime Video i Apple+ dołączą Disney+ i HBO Max. Wtedy rynek będzie już w pełni ukształtowany, a nam przyjdzie obserwować, jak ten kształt będzie się zmieniał i ewoluował – które usługi będą priorytetowe, które się utrzymają, a które będą musiały zwinąć interes.
Netflix ma obecnie ok. 160 mln subskrybentów na całym świecie. Disney+ mierzy w liczbę 90 mln płacących użytkowników do 2024 roku, a HBO Max w 50 mln do tego samego roku. To ogromne liczby, a co za tym idzie, ogromne przychody. A utrzymanie takich platform, ich rozwój i przede wszystkim opłaty za produkcję filmów, seriali oraz licencje do tanich nie należy. Trudno się więc dziwić, że każdy z serwisów nie chce już więcej obojętnie patrzeć na to, jak internauci wykradają bądź dzielą się hasłami dostępu do usług z ludźmi, którzy za nie nie płacą.
W tym celu powstała koalicja Alliance for Creativity and Entertainment (skrócie ACE), której głównym celem jest walka z piractwem, a obecnie jej największy priorytet to zwalczanie „niewłaściwego udostępniania haseł”.
Co ważne, walka ta połączyła interesy rynkowych konkurentów. Na tym wspólnym froncie ramię w ramię stają ze sobą Netflix, HBO Max, Disney+, Amazon, studia takie jak Sony, Paramount, Lionsgate.
Pozornie udostępnianie haseł do Netfliksa czy Disney+ poza członków swojej rodziny brzmi niegroźnie i może się wydawać, że nazywanie tego piractwem jest grubą przesadą. Ale jakby się tak na poważnie zastanowić, to jest to na swój sposób nawet gorsze niż w torrenty. Tam dana osoba udostępnia jeden film/serial/album z muzyką (aczkolwiek znacznie większej liczbie ludzi).
Tymczasem hasło do serwisu streamingowego od razu otwiera nam dostęp do całej biblioteki usługi, czyli tysięcy filmów i setek sezonów seriali. Za które, jak pisałem wcześniej, dana platforma musi słono płacić. Fakt, że większość serwisów umożliwia subskrybentom pobieranie treści na dysk też nie jest bez znaczenia w tym przypadku.
To spora zmiana percepcji odnośnie tego zagadnienia. Jeszcze pięć lat temu ówczesny prezes HBO Richard Plepler twierdził, że dzielenie się hasłami nie ma żadnego wpływu na biznes. Twierdził nawet, że jest to znakomity wehikuł marketingowy, który pozwala szerzyć popularność danych seriali czy filmów pośród widowni. Trzy lata temu prezes Netfliksa Reed Hastings stwierdził: „Udostępnianie hasłem to coś, z czym musimy nauczyć się żyć”.
No, ale od tego czasu świat i rzeczywistość streamingowa znacznie się zmieniły. Ta branża rozrywki zaczęła generować miliardowe wpływy, ale też i wymagać miliardów dolarów inwestycji. Tym bardziej, gdy najnowsze badania wskazują na to, że sam tylko Netflix traci co miesiąc 135 mln dol. na samym tylko udostępnianiu hasłem osobom postronnym. W ujęciu rocznym jest to już strata w wysokości ok. 1,6 mld dol. To nie są kwoty, na które można machnąć ręką.
Oczywiście zagadnienie dzielenia się hasłami nie jest czarno-białe. Serwisy streamingowe będą musiały wypracować jakiś konsensus odnośnie tego, co można nazwać piractwem, tak by nie przekroczyć granicy i nie zrazić do siebie samych użytkowników.
Wiadomym jest, że dzielenie się hasłem w obrębie gospodarstwa domowego z członkami rodziny nie jest (a przynajmniej nie powinno być) czymś złym i karalnym. Ale czy udostępnianie streamu w jednym miejscu, np. w domu bądź wynajętej sali albo akademiku znajomym, którzy będą chcieli w większym gronie obejrzeć premierę nowej serii w HBO Max czy Netfliksa, podchodzi pod piractwo i może być traktowane jako niewłaściwe udostępnienie hasła osobom postronnym? To trochę jak kiedyś, gdy ktoś wypożyczył film na wideo bądź DVD i pokazał go rodzinie i grupie przyjaciół, zanim go zwrócił. Gdyby spojrzeć na to surowo i literalnie wedle kodeksu, to pewnie można by to podpiąć pod piractwo.
Plusem tego wszystkiego jest natomiast fakt, że serwisy streamingowe raczej nie będą uciekały się do straszenia ludzi pozwami i oczekiwać wielkich odszkodowań. Zamierzają się za to skierować w stronę obostrzeń technicznych, które miałyby uniemożliwiać „niepożądane czynności”. I już abstrahując od tego, co możemy sobie myśleć o takich obostrzeniach, jest to całkiem rozsądny ruch firm, które chcą dbać o swoje biznesy, ale jednocześnie nie traktują ludzi łamiących zasady jak zbirów czy złodziei i nie domagają się horrendalnych odszkodowań. Lepiej zapobiegać, niż boleśnie leczyć, jak to mówią.