REKLAMA

Treści autorskie serwisu Netflix są tak dobre, że choćby dla nich warto płacić abonament

Podniosło się wielkie larum, że Disney wycofa się z Netfliksa. I stało się to "dobrym" powodem, aby wszyscy ci, którzy Netfliksa nie lubią, albo nie chcą płacić za streaming treści, mogli sobie ponarzekać. Narzekajcie dalej. Ale nawet jeśli treści Disneya znikną z Netfliksa, powiem wam jedno: autorskie materiały platformy VOD i tak są warte naszych pieniędzy.

dlaczego warto płacić za netflix
REKLAMA
REKLAMA

No dobra, może nie twoich, bo nie chcę ci zaglądać do portfela, ale moich na pewno. Jeśli spojrzymy na bibliotekę polskiej wersji Netfliksa i porównamy ją z tą dostępną w Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych, to jasne, że będzie nam przykro. Nasz katalog wyda się nam ubogi. Tylko co z tego? Warszawa też nie wygląda jak Nowy Jork.

Treści w polskim Netfliksie jest na tyle dużo, że i tak nie mam czasu obejrzeć wszystkich tych, które bym chciała.

Fakt, że zabiorą dostępnych w tej chwili kilkanaście-kilkadziesiąt tytułów Disneya, z których część i tak widziałam, i nie będą dodawać nowych, jakoś mnie nie przeraża. Zwłaszcza jeśli - paradoksalnie - wziąć pod uwagę fakt, że właśnie w Polsce w bazie Netfliksa nie jest tych materiałów tak dużo. I - co najważniejsze - treści Netflix Originals są dobre, jest ich całkiem sporo i powstaje coraz więcej. Choćby za nie warto jest zapłacić.

Jasne, że byłoby lepiej, gdyby te filmy i serie zostały. I w przyszłości były udostępniane nowe. Bo nie każdy ma czas i pieniądze (nawet jeśli ma pieniądze na Netfliksa), żeby regularnie chodzić do kina. Ewentualna platforma (lub platformy) streamingowa Disneya nie jest do końca dobrym rozwiązaniem, bo to dodatkowy serwis za korzystanie z którego trzeba będzie zapłacić. A nie jest pewne, że od raz zagościłby na polskim rynku. Z drugiej strony, jeśli byłby dostępny w Polsce, mielibyśmy jedno miejsce ze wszystkimi produkcjami wytwórni. A marzenie o tym, że kiedykolwiek powstanie jedna wielka platforma, na której legalnie będą dostępne wszystkie możliwe treści, i tak trzeba przecież porzucić.

Aktualnie w bazie Netfliksa znajduje się 330 pozycji Netflix Originals.

I ta liczba, a także fakt, że co miesiąc dochodzi do niej co najmniej kilka nowych tytułów autorskich platformy, całkowicie wystarcza, abym opłacała abonament. Jak się tak zresztą zastanowię nad tym, co oglądam w Netfliksie, to i tak wychodzi na to, że... są to głównie materiały z bazy Netflix Originals. Oprócz nich zdarza mi się zobaczyć z opóźnieniem inne sezony seriali, które śledzę już od jakiegoś czasu. Ale to właśnie nowe zapowiedzi produkcji Netflix Originals cieszą się moim największym zainteresowaniem. I na nie też zwykle najbardziej czekam.

Już jutro w serwisie zagości nowy serial Netfliksa, Atypowy opowiada o autystycznym nastolatku. Widziałam już połowę pierwszego sezonu i mogę ten tytuł z czystym sumieniem polecić. W przyszłym tygodniu na platformie zadebiutuje The Defenders, wynik koprodukcji Marvela i Netfliksa, opowiadający o bohaterach seriali Daredevil, Jessica Jones, Luke Cage i Iron Fist. Jeszcze w tym miesiącu zobaczymy Disjointed z Kathy Bates. Potem będzie premiera Narcosa, American Vandal, a w październiku zobaczymy serial wyreżyserowany przez Davida Finchera, Mindhunter. W międzyczasie w bibliotece serwisu wyląduje sporo filmów fabularnych i dokumentalnych. Cały czas dowiadujemy się też o planowanych nowościach, takich jak choćby serial-antologia braci Coen czy seria o Wiedźminie na podstawie prozy Andrzeja Sapkowskiego.

Uff, sporo tego...

I jak tak patrzę na tylko te nowości, o których wspominam, sama nie wiem, jak znajdę na to czas. Ba, jestem przekonana, że wszystkiego nie obejrzę i nie zacznę oglądać w dniu premiery danej produkcji. A w bazie są jeszcze przecież setki tytułów spoza Netflix Originals. I nie ma co dramatyzować, że co będzie, jak wszystkie znikną. Po pierwsze, nie znikną wszystkie. To że Disney zwinie manatki, nie znaczy, że inne wytwórnie pójdą jego śladem. Po drugie, nawet jeśli, to Netflix rozwija się tak szybko (ostatnio dokonał pierwszego przejęcia innej firmy), inwestuje dużo pieniędzy nie tylko na rynku amerykańskim, a także europejskim (już w październiku zobaczymy np. nowy włoski serial Suburra), że naprawdę nie ma się o co martwić - wciąż będzie co oglądać.

REKLAMA

Oczywiście, ponad 300 pozycji Netflix Originals (które - dodajmy - zaraz zamienią się w 400 i 500) to materiały różnorakie - są wśród nich seriale, filmy fabularne, dokumenty i produkcje dla dzieci - i nie wszystkie będą dla każdego interesujące. Jestem jednak zdania, że jest ich na tyle, że wystarczy. Dla każdego. To czasu wam nie wystarczy.

Zwłaszcza, jeśli marnujecie go na narzekanie, zamiast oglądać.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA