Nieźle skrojona i kiepsko zszyta. Recenzujemy powieść Nieodnaleziona Remigiusza Mroza
Kiedy piszę te słowa, Nieodnaleziona jest najnowszą książką Remigiusza Mroza, ale to bardzo szybko może się zmienić, bo autor niejednokrotnie udowodnił, że tempo pisania ma zabójcze. Pytanie tylko, czy nie jest ono zabójcze dla jakości.
OCENA
Nieodnaleziona zaczyna się od tąpnięcia w życiu bohatera. Narzeczona Damiana Wernera zostaje zgwałcona na jego oczach, następnie rozpływa się w powietrzu, a policji nigdy nie udaje się jej odnaleźć. 10 lat później bohater trafia na ślad dawnej ukochanej i zaczyna poszukiwania.
Historia pokazana jest z perspektywy dwójki bohaterów, wspomnianego Damiana i Kasandry, która dziwnym zrządzeniem losu stara się pomóc w odnalezieniu Ewy.
Mróz decyduje, że poprowadzi narrację pierwszoosobową, co pozornie pozwala widzieć świat oczami głównych bohaterów. Piszę pozornie, bo podczas gdy losy Damiana i Kasandry są przejmujące, trudne i dramatyczne, oni sami reagują na nie dość beznamiętnie. Trudno w przemyśleniach Damiana znaleźć prawdziwy smutek czy ekscytację. Trudno zauważyć traumę, która powinna mu towarzyszyć od czasu, gdy na jego oczach grupa mężczyzn zgwałciła jego narzeczoną.
A im dramatyczniejsze są to wydarzenia, tym bardziej widać ten niezamierzony dystans.
Mam wrażenie, że Nieodnaleziona im głębiej wchodzi w las, tym częściej wpada w te narracyjne wnyki. Można by wybaczyć to Kasandrze, której zobojętnienie może wynikać z tego, że co noc jest katowana przez swojego męża. Moglibyśmy założyć, że wynika to z bólu, który został jej zadany. Niestety, to raczej niezamierzone, bo bohaterowie często mówią, myślą i przekazują czytelnikowi informacje, jak gdyby byli zupełnie wyrwani ze swoich fizycznych i psychicznych ograniczeń. Dość powiedzieć, że od czasu do czasu zasypują nas wiedzą, która podana jest w tak szczegółowy i beznamiętny sposób, jakby parafrazowali encyklopedię.
Zaciera się granica między intymnym doświadczeniem pierwszoosobowego narratora, a bezbarwnym relacjonowaniem wydarzeń. Czasem ma się wrażenie, że bohaterowie nie opowiadają o swoim życiu, a relacjonują nudną dyscyplinę sportową, o której nikt nie chce słuchać. Zresztą, to pomieszanie porządków bardzo często ma miejsce w Nieodnalezionej.
Powieść ma tendencję do osobliwej ekspozycji marek i postaci pochodzących ze świata rzeczywistego.
W Nieodnalezionej akcja gna na złamanie karku. Mróz nie poświęca zbyt wiele uwagi na budowę tła. Rozwój fabuły wyznacza tutaj tempo. Nie ma spowolnień wynikających z przedstawiania świata. Sprawia to, że książkę czyta się nadzwyczajnie szybko. Od tej zasady jest jednak pewien wyjątek, bo z jakiegoś powodu świat wykreowany w Nieodnalezionej jest uwiarygadniany poprzez zupełnie przypadkowe wymienianie marek i osób znanych ze świata realnego. Gdy słuchamy o beznadziei, która dotknęła głównego bohatera, dowiemy się, w jakie gry grał w czasie kryzysu, gdy bohaterka ma nóż na gardle, to z pewnością będzie to nóż markowy, a konkretniej tej i tej marki.
Czemu ma służyć ten zabieg? Trudno jednoznacznie stwierdzić, bo często te wtręty niewiele wnoszą do samej powieści i niespecjalnie pasują do tempa akcji.
Znaczną część historii stanowią rozmowy między Kasandrą a Damianem, w których bohaterowie komentują przebieg śledztwa. Zasadniczo te dialogi iskrzą i widać, że autor opanował trudną sztukę przelewania interakcji z sieci na papier. Szkoda tylko, że relacjonowanie wydarzeń czasem odbiera czytelnikowi możliwość obserwowania akcji z perspektywy bohatera. Muszę jednak przyznać, że sama idea obserwowania czatu dwojga ludzi przywodzi mi na myśl powieści epistolarne, co jest samo w sobie ciekawym i potrzebnym dzisiaj zabiegiem.
Fabuła przebiega w dość prosty sposób, ale pełna jest naprawdę mocnych zwrotów akcji. Przyznam, że sam pomysł i konstrukcja są bardzo poprawne. Nawet mimo niedoskonałej formy czyta się to dobrze i chce się razem z bohaterem rozwikłać tę zagadkę.
Nieodnaleziona podnosi temat przemocy wobec kobiet.
Sam autor w posłowiu stara się zwrócić uwagę na ten problem społeczny i nadać kontekst wydarzeniom przedstawionym w książce. Trzeba Mrozowi oddać, że robi to całkiem zgrabnie.
Ostatecznie muszę powiedzieć, że chociaż szkielet fabularny jest bez zarzutu, to sposób, w jaki obleczono go w mięsem i skórą, a więc bohaterami i stylem, jest daleki od ideału. Nie mam wątpliwości, że kryminał Mroza to powieść rozrywkowa, która trzyma w napięciu, ale od tak popularnego pisarza mam prawo wymagać czegoś więcej.
Mimo narzekań, bardzo kibicuję Mrozowi, bo prawa do Nieodnalezionej zostały już sprzedane za granicę. I dobrą praktyką jest trzymanie kciuków za polskie towary eksportowe. Tylko że małe i wyjątkowo kwaśne jabłka też mogą sprzedawać się doskonale i mieć swoich amatorów. Ja jednak będę się trochę przy nich krzywił.