Przygody tradycyjnej amerykańskiej rodziny, opakowane przepięknym podmiejskim krajobrazem. Okraszone miłością rodzicielską i braterską. Gdyby opisać Shameless tymi słowami, to praktycznie nic nie mogłoby być prawdą.
Siedem sezonów Shameless za nami i muszę przyznać, że po raz pierwszy nie czekałem na wznowienie emisji z zapartym tchem. W ostatnim sezonie zabrakło tego, co zawsze było znakiem rozpoznawczym serii - świeżości, humoru i ciekawych zwrotów akcji. I mimo że mam do tego serialu sentyment, a obraz patologicznej amerykańskiej rodziny chłonąłem z przyjemnością z sezonu na sezon, to w siódmej serii ewidentnie czegoś zabrakło.
Serial, mimo że oparty o brytyjski oryginał, miał w sobie coś, co wyróżniało go z tłumu. Kolejnych sezonów wyczekiwałem niczym dziecko pierwszą gwiazdkę.
Tymczasem w siódmym sezonie działo się coś niepokojącego. Tak jakby scenarzystom zabrakło pomysłów na rozwój wydarzeniem i poprowadzenie losu bohaterów w taki sposób, by było to atrakcyjne dla widza.
Ale właśnie, ci bohaterowie.
W tym serialu każdy z bohaterów ma w sobie coś, za co możemy darzyć go sympatią. Jest to dość dziwne, mając na uwadze, że żaden z nich nie jest święty, ale tak czy inaczej pomiędzy nami a bohaterami zawiązuje się więź, którą trudno wytłumaczyć. Więź na tyle silna, że kolejne odcinki ogląda się głównie po to, by dowiedzieć się, co słychać u rodziny Gallagherów i ich przyjaciół.
Pod tym kątem premiera nowego sezonu wypadła bardzo dobrze.
Co najlepiej zagrało?
Lip
Przestał być tylko kukłą upychaną w kolejnym scenach. Jego problem z uzależnieniem alkoholowym był przeciągany do tego stopnia, że stał się nudny. Jego problemy emocjonalne w końcu poruszają, budują napięcie. W końcu czuć, że ten bohater jest niezwykle istotny dla całej fabuły.
Fiona
Nie jest już tak udręczona. Życie zaczęło się jej układać, odstawiła Tindera i od razu lepiej przyjmuje się jej postać. Oglądanie perypetii młodej i przedsiębiorczej kobiety jest z całą pewnością ciekawsze od przyglądania się temu, jak jej życie stacza się, przez czynniki zewnętrzne - głównie problemy powodowane przez innych członków rodziny.
Przez sezony kibicowałem jej, gdy opiekowała się rodzeństwem. Teraz trzymam kciuki, by udało się jej zrealizować każdy kolejny cel w drodze do sukcesu.
Kevin
Zagranie takiej postaci z pewnością nie jest proste. Bycie idiotą to jedno, ale zagranie półgłówka to zupełnie inna para kaloszy. W pierwszym odcinku ósmego sezonu widzimy starego dobrego Kevina. Tego samego, który nieszczęścia przyciąga lepiej niż magnes metal. Gdy wszystko powoli zaczyna się układać, nasz bohater dowiaduje się o chorobie. Jakiej?
To już sami musicie zobaczyć. Scena, w której Kevin został "zdiagnozowany", to esencja Shameless.
Veronica
Zemsta najlepiej smakuje na chłodno. Niby tak, ale w przypadku Veronici to powiedzenie z całą pewnością nie ma potwierdzenia.
Temperament tej postaci i sytuacja z jej ukochanym Alibi - pubem, który prowadzi(ła) razem z Kevinem, a który stracili na rzecz rosyjskiej prostytutki - wciąż nie daje jej spokoju. Robi wszystko, by odzyskać, a bójka w barze była najlepszym tego przykładem.
Frank
Jego z wszystkich bohaterów lubię najmniej, ale to w jaki sposób ta postać odgrywana jest przez Williama H. Macy'ego to po prostu mistrzostwo świata. W nowym sezonie jesteśmy świadkami kolejnej transformacji tego niesfornego ćpuna i alkoholika. Czy tym razem zmieni się na dobre i zostanie przykładną głową rodziny? Śmiem wątpić.
Zapewne już w najbliższym odcinku Frank zrobi coś, by znów zniechęcić do siebie całą rodzinę.
Liam
Wreszcie! Liam wreszcie ma głos i w końcu stał się pełnoprawną częścią obsady serialu. Jestem niezmiernie ciekawy, jak zostanie poprowadzona jego postać, której jedynym zadaniem do tej pory było statystowanie na planie. Liam, grany przez nowego aktora, wprowadził do pierwszego odcinka ósmej serii sporo dobrego humoru.
Suma summarum premiera sezonu wypadła bardzo pozytywnie.
Wbrew oczekiwaniom nie było nudno, nie zatrzymano rozwoju postaci, a to co było plusem Shameless jeszcze kilka sezonów temu, czyli świeżość i mnóstwo świetnych fabularnych pomysłów wróciło niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.