Pierwsza część "Obecności" była jednym z najstraszniejszych horrorów. jakie widziałem. Dwójka idzie w inną stronę i daje widzom zniewalające studium opętania z perspektywy sceptyków.
"Obecność 2" kontynuuje opowieść o Edzie i Lorraine Warren, którzy w latach 70. ubiegłego wieku starali się pomagać osobom podającym się za opętane. Przez długi czas para pozostaje jednak na dalszym planie, bo na pierwszy wysuwają się ofiary demonów wypełnione scenariuszowymi kliszami.
Mamy więc matkę czwórki dzieci, która po odejściu męża z trudem wiąże koniec z końcem, jąkającego się i wyśmiewanego w szkole chłopczyka, a także wchodzącą w okres buntowniczy dziewczynkę, która (prawie) popala papierosy na tyłach szkoły.
Dom, który zamieszkują jest nawiedzony. Co za niespodzianka, prawda?
"Obecność 2" bardzo wolno się rozkręca. Na początku widzimy raczej „pranki na małych dziewczynkach” w wykonaniu złych mocy. Tu poleci krzesło, tam zaskrzypi podłoga, ktoś przemówi charczącym głosem. To, co trzyma widza od początku ze wzrokiem wbitym w ekran, to pokazanie standardowych chwytów w nowy sposób, co mój ulubiony reżyser gatunku James Wan robi doskonale.
Weźmy rozmowę opętanej dziewczynki z medium jakim jest Lorraine (piszę z pamięci): „To chce cię zabić”, „Kiedy to usłyszałaś”, „Teraz”. Kiedy już myślimy, że zza pleców bohaterki wyskoczy straszydło i wbijamy palce w fotel, macając oczyma każdy skrawek ekranu… nic takiego nie następuje, a symfonia strachu nakręca się dalej.
Ogromna w tym zasługa pracy kamery, która np. tak standardową scenę jak poruszany przez duchy samochodzik pokazuje w nowatorski sposób. Autko ma już wyjechać z ciemnego namiotu – siedliska zła, ale kamera nie może się zdecydować, czy czekać aż to nastąpi, czy pokazywać trzęsącego się chłopczyka. Mistrzostwo!
Niestety zdecydowanie za długi jest drugi, środkowy akt historii, przez co film trwa nieco ponad 2 godziny.
O wiele lepiej oglądałoby mi się "Obecność 2", gdyby Wan zdecydował się na pozbycie się kilku fragmentów.
To właśnie środek filmu najbardziej nie pasuje w całej układance. Jest jakby sielski i nieco komiczny. Reżyser nie wyśmiewa tu jednak klisz, a bardziej stara się zainteresować nas życiem bohaterów. Genialnie sprawdza się tu Ed grany przez Patricka Wilsona, który jest złotą rączką, śpiewa piosenki Elvisa i kładąc na ramię ogromną, starą kamerę rzuca: „Łał, jaka mała i lekka”.
Prawdziwym majstersztykiem jest finał, który wygląda jakby Wan zamieszał ręką w przepastnym kufrze z pomysłami na horrory i powybierał kilka pomysłów, które tylko pozornie nie mogą grać ze sobą w jednym filmie. Bowiem "Obecność 2" jest horrorem niezwykłym. Jak niewiele filmów ze swojego gatunku opowiada historię.
Co zrobić, kiedy nikt nie wierzy w zło, które cię opętało? Jak osądzić, co jest prawdą, a co grą aktorską paranoiczki?
Twórcy "Obecności 2" świetnie wykorzystali do tego szeroko opisywany przypadek „strachów z Enfield” i zinterpretowali historię nawiedzonej dziewczynki w nowy sposób. Grająca ją, młoda Madison Wolfe zapewne zgarnie wiele prestiżowych nagród, bo nie widziałem jeszcze dziecka, które tak dobitnie pokazywałoby przerażenie.
A czy sama Obecność 2 straszy? Raczej nie.
Podskoczycie w kilku momentach z wrażenia, ale film nie zaszczepi w waszych umysłach chęci spania przy zapalonym świetle. Wcale nie jest to wadą, bo wydaje mi się, że Wan tworzy zupełnie nowy gatunek „pięknych horrorów” z przekazem.