"Nie tylko ja w kinie szukam autentyczności". Nowy dystrybutor chce opętać polską publiczność
Na polskim rynku zadebiutował nowy dystrybutor. Na start zaserwował nam mocne uderzenie pod postacią "Opętania" Andrzeja Żuławskiego w odrestaurowanej wersji 4K. Założyciel Resetu opowiada nam, dlaczego zdecydował się na wprowadzenie tego właśnie filmu i czym chce podbić serca rodzimych widzów.
"Opętanie" liczy już sobie ponad 40 lat. To film kultowy, który, chociaż zrealizowany przez Polaka, nigdy nie trafił u nas do regularnej dystrybucji. Zmienił to dopiero niedawno Patryk Tomiczek - założyciel Resetu. Jakie ma dalsze plany na rozwój swojej firmy?
Opętanie - wywiad z dystrybutorem filmu
Rafał Christ: Jak wyglądało pana pierwsze spotkanie z "Opętaniem"?
Patryk Tomiczek: To było dawno temu, kiedy miałem kilkanaście lat. Na pewno nie stało się to w kinie, tylko za sprawą telewizji. Pamiętam, że wzbudziło we mnie skrajne emocje. Prawdopodobnie był to mój pierwszy w życiu kontakt z twórczością Andrzeja Żuławskiego. Jego dzieła nie były łatwo dostępne – zarówno polskie, jak i francuskie. I choć nie byłem przygotowany na tak intensywne doznania, czułem, że obcuję z czymś nietuzinkowym i wyjątkowym.
Podpytuję o to, bo zastanawiam się, dlaczego właśnie "Opętanie" wybrał pan na pierwszy film dystrybuowany przez Reset…
Przed założeniem Resetu byłem związany z festiwalami filmowymi, instytucją filmową, czy instytucjami kulturalnymi. Doszedłem do punktu, w którym musiałem zastanowić się nad zawodową przyszłością i ostatecznie doszedłem do wniosku, że chcę ponownie zająć się tym, co sprawiało mi najwięcej przyjemności i satysfakcji – dzieleniem się kinem. Chciałem tym razem zrobić to w pełni według własnych zasad i w zgodzie z moimi upodobaniami. Nie przeprowadzałem żadnej analizy rynku lub czegoś podobnego. Uwierzyłem jednak, że w swoim uznaniu dla "Opętania" nie będę osamotniony. Teraz mam tego potwierdzenie. W naszym kraju jest wielu osób, które chętnie przychodzą do kin, aby je obejrzeć.
Więcej o "Opętaniu" poczytasz na Spider's Web: Ten film czekał na polską premierę 42 lata. "Opętanie" Żuławskiego to film równie kultowy, co kontrowersyjny
A nie było obawy, że może ludzie właśnie wolą oglądać nawet miałkie, ale jednak nowości, przez co nie będzie zainteresowania filmem sprzed ponad 40 lat?
Ale to w pewnym sensie jest nowość. Przede wszystkim wprowadzam "Opętanie" w wersji 4K, a tej jeszcze nikt nie widział. Poza tym przez ostatnie kilkadziesiąt lat nie było wielu okazji do obejrzenia tego filmu w kinach. Można go było zobaczyć na DKF-ach, ale do szerokiej dystrybucji kinowej przez ponad cztery dekady nie trafił. Obecnie nie jest też dostępny w streamingu. Można zdobyć jedynie zagraniczne wydania DVD lub Blu-ray. Inaczej w Polsce nie da się tej produkcji legalnie obejrzeć. A jak już ktoś zobaczy, to, wydaje mi się, będzie chciał o nim porozmawiać, powiedzieć znajomym, że zapoznał się z tytułem diametralnie różniącym się od wszystkiego, co widział wcześniej.
Oglądamy dzisiaj bardzo dużo, bo mamy dostęp do wielu produkcji i w kinach, a także w streamingu czy telewizji. Ten repertuar zmienia się błyskawicznie, przez co brakuje nam czasu, żeby poświęcić danemu tytułowi należytą uwagę, zastanowić się nad nim. Myślę, że po seansie "Opętania" nie da się od razu sięgnąć po kolejny film. Bez względu na to, czy trafia w czyjeś gusta, czy się z nimi rozmija - a mam świadomość, że z uwagi na swoją formę bywa nieakceptowalne - to w obu przypadkach zostaje z publicznością na długo.
A czy się bałem? Pamiętam jeden taki moment, kiedy słuchałem nocą muzyki i pojawiło się nieprzyjemne pytanie: a co jeżeli ten film nie spotka się z odzewem ze strony kin i widzów? Odpowiadając na pytanie: tak, trochę się bałem, ale wierzyłem, że nie tylko ja poszukuję w kinie autentyczności.
A jak nowa jakość zmienia odbiór filmu?
Znacząco. Na własnej skórze przekonałem się, jak takie odświeżone wersje potrafią wywrócić całą naszą wiedzę o danym filmie do góry nogami. Kiedyś uczestniczyłem w rekonstrukcjach filmów Kazimierza Kutza. Jednym z nich była "Sól ziemi czarnej". Znałem ją oczywiście wcześniej i dlatego byłem przekonany, że większość akcji rozgrywa się… nocą. Po rekonstrukcji zobaczyłem zupełnie nowy film.
"Opętanie" również przez długi czas nie było pokazywane w dobrej, a nawet przyzwoitej wersji. Kiedyś, po projekcji Żuławski, słynący z dosadnego języka, powiedział: "to, co państwo widzieliście, to nie był film; to była szmata". Oczywiście, nie było to niczyją winą. Nie było innych możliwości i dlatego, jeżeli się chciało ten tytuł pokazać, to, niestety, trzeba było skorzystać z wyeksploatowanej kopii. Cieszę się z możliwości zmiany takiego stanu rzeczy i dotarcia do widzów z tą legendarną produkcją w najwyższej jakości.
Pierwsze pokazy "Opętania" już się odbyły. Jest pan zadowolony z frekwencji?
Jestem nią zachwycony. Zainteresowanie przerosło moje wyobrażenia. Kina decydują się na kolejne seanse, dochodzą też nowe miejsca, w których "Opętanie" jest pokazywane. Codziennie dostajemy pytania ze strony widzów z różnych części Polski, kiedy w ich miejscowościach pokażemy film Żuławskiego. Nie zawsze udaje nam się nadążać z odpowiedziami.
Zainteresowanie "Opętaniem" pokazuje, że jest publiczność oczekująca filmowych wyzwań, przez które wychodzą z kina roztrzęsieni, może nawet zagubieni, ale przy tym spełnieni. A potem potrafią, jak jeden z widzów, napisać: „Nikt tak jak Żuławski nie oddał rozpadu związku”. To dowodzi ponadczasowości tego dzieła. Zresztą doszedłem do takich wniosków już wcześniej. Na pierwszym seansie w katowickim kinie Światowid mieliśmy niemal pełną salę i byłem zaskoczony bardzo pozytywnym odbiorem tej opowieści. Ona cały czas mocno oddziałuje. Po seansie odebrałem kilka telefonów od widzów, chcących podzielić się swoimi wrażeniami. Wspaniale jest słuchać, jak nieraz ktoś próbuje się z tą wizją uporać.
Tak słucham pańskich wypowiedzi i zaczynam odnosić wrażenie, że Reset to taki dystrybutor z misją
Zdecydowanie. Reset powstał z kilku powodów. Jak wspominałem, jednym z nich była moja chęć rozpoczęcia działalności na własny rachunek. Poza tym zawsze towarzyszyła mi potrzeba robienia tego, co jest według mnie wartościowe, ale niekoniecznie znajduje zrozumienie. Jeśli zacznę dostrzegać, że idę na ustępstwa i dostosowując się do czyichś oczekiwań, jednocześnie oddalam się od pierwotnych założeń, to ta firma straci swój sens.
Jak rozumiem, strategia Resetu dalej będzie się opierała na wprowadzaniu filmów niekoniecznie nowych i przystępnych…
Oczywiście. Od początku nie zakładałem pogoni za nowościami. Tym zajmują się inni dystrybutorzy i wielu z nich robi to świetnie. Ja proponuję alternatywę. Wprawdzie śledzę powstające filmy, ale dziś większą satysfakcję czerpię z odkrywania klasyki. A w Polsce nigdy nie była reprezentowana w zadowalającym stopniu. Pojawiała się raczej okazjonalnie – na festiwalach, retrospektywach, w telewizji. Mam więc całą listę filmów, które chciałbym pokazać. Są na niej wczesne dokonania tak uznanych autorów jak David Lynch, David Cronenberg. Nie brakuje też sporej reprezentacji twórców mniej rozpoznawalnych. Nie celuję jednak wyłącznie w produkcje zbliżone treściowo i estetycznie do "Opętania". Uważam, że warto popularyzować także kino bardziej określone gatunkowo, ale interesujące. Czyż nie byłoby warto obejrzeć brytyjskich komedii studia Ealing lub stylowych horrorów Hammera?
Czy wprowadzanie klasyki to jedyny element, którym Reset chce się wyróżniać na polskim rynku dystrybucyjnym?
Oj, jest wiele takich rzeczy. Zależy mi, żeby pokazom kinowym towarzyszyły bardzo różnorodne działania. W przypadku "Opętania" chciałem wzmocnić rozpoznawalność wspaniałego oryginalnego plakatu do dzieła Żuławskiego, który stworzyła Barbara Baranowska. Długo zabiegałem o prawa do niego. Kontaktowałem się w tej sprawie z polskimi i francuskimi instytucjami, ale niestety na razie się nam nie powiodło.
Udało nam się natomiast nawiązać współpracę z Michałem Oleszczykiem, który w swoich podcastach SpoilerMaster popularyzuje także klasykę. Jego odcinek o "Opętaniu" bez wątpienia przysłużył się do zainteresowania tym tytułem. Dzięki niemu wiele osób znalazło interpretacyjny klucz do filmu. Chciałbym, żeby widzowie sięgali po tę audycje - zgodnie zresztą z jej założeniami - zaraz po seansie.
Mam wiele pomysłów. Chciałbym, żeby popularyzacja klasyki kina poprzez filmy zwracała uwagę na samych twórców, genezę filmu, jego społeczne i historyczne konteksty. Mam nadzieję, że przy okazji "Opętania" dołożyliśmy cegiełkę nie tylko do zainteresowania twórczością Żuławskiego, ale też jego wieloletniego współpracownika i przyjaciela - kompozytora Andrzeja Korzyńskiego. To artysta, który zasługuje na szerszą rozpoznawalność. Jego dokonania znają wszyscy (choćby przez fakt stworzenia muzyki do „Akademii Pana Kleksa”), ale życzę sobie, żeby jego nazwisko i dorobek stały się jeszcze bardziej popularne.
To do kogo Reset chciałby kierować swoją ofertę? Na jaką publiczność liczy?
Każdą. Nie szukamy jednej grupy docelowej. Chciałbym, żeby dystrybuowane produkcje poznawała szeroka publiczność. Oczywiście uwzględniając próg wiekowy, od którego dany film może być oglądany.
Na pokazie w katowickim Światowidzie widziałem osoby młode, 20-letnie i takie, które zbliżają się do wieku emerytalnego. Nie jestem w stanie powiedzieć, dlaczego był taki rozstrzał, ale bardzo mnie on cieszy.