REKLAMA

Oscary z najgorszą oglądalnością w historii, a powodów takiego stanu rzeczy jest kilka. Czy to początek końca legendarnego święta kina?

Pomimo licznych prób otworzenia się na współczesną widownię, ceremonia rozdania Oscarów zaliczyła właśnie swoją najniższą oglądalność w historii w USA. Powodów takiej sytuacji jest co najmniej kilka.

oscary 2020 ogladalnosc
REKLAMA

Oczywiście Oscary to nadal najbardziej pożądana nagroda w branży filmowej, ciągle związany jest z nią prestiż, a o nominacjach czy laureatach mówi się właściwie wszędzie. Jednak z roku na rok coraz mniej osób zainteresowanych jest oglądaniem samej ceremonii wręczenia złotych statuetek.

REKLAMA

Wedle świeżych danych oscarową galę z 9 lutego 2020 oglądało w USA przed odbiornikami telewizorów 23,6 mln widzów. To najsłabszy wynik w historii ceremonii.

Względem poprzedniego roku widownia była mniejsza aż o 20 proc., co oznacza, że zainteresowanie galą spada dramatycznie. Oczywiście badania telemetryczne, którymi mierzy się oglądalność w telewizji, uważam za bardzo wadliwe i czysto spekulacyjne, ale tak czy inaczej mamy do czynienia z najgorszym pomiarem, którego przedmiotem była ceremonia rozdania Oscarów. Jeszcze kilka lat temu oglądalność gali wynosiła ponad 40 mln widzów.

Nie trzeba być wybitnym znawcą mediów, by dojść do oczywistych wniosków, dlaczego coraz mniej ludzi ogląda Oscary.

Po pierwsze, spada liczba osób oglądających linearną telewizję – zaczynając od truizmów. Po drugie, kto dziś ma czas i ochotę oglądać ponad 3-godzinną ceremonię, na której uprzywilejowana śmietanka bogatych wyższych sfer nagradza sama siebie, poklepując się po plecach z poczuciem samozadowolenia?

Choćbyśmy darzyli hollywoodzkich artystów i rzemieślników największą sympatią, to jednak są to ludzie żyjący w bańce.

Nigdy więc nie będziemy w stanie się z nimi utożsamiać. Tym bardziej, gdy laureaci odbierający nagrody grzmią z mównicy o tym, że trzeba walczyć o środowisko, równouprawnienie, sprzeciwiać się dyskryminacji i ratować naszą planetę. Słuchając takich przemówień z ust zarabiających miliony dolarów i popularnych globalnie aktorów czy reżyserów, można mieć poczucie dysonansu. Odbiorca tego przekazu, nawet na poziomie nieświadomym, traktuje to jako abstrakcję, bo wie, że tego aktora czy reżysera te problemy nie dotyczą i nie dotkną w takiej samej skali jak resztę zwykłych ludzi.

Nie twierdzę, że te przemówienia są nieszczere i że poruszają mało istotne kwestie (wręcz przeciwnie), ale kontekst zarówno Hollywood jak i samej gali, która jest najbardziej medialnym targowiskiem próżności na planecie, nie działają w tym przypadku na korzyść.

Oscary jako ceremonia też powoli stają się przestarzałym formatem.

Rezygnacja z prowadzącego, wynikająca ze zwykłego asekuranctwa (by nie powiedzieć – strachu przed ewentualnymi kontrowersjami i oburzeniem części obserwatorów) to nie jest dobry ruch, bo zabrał całą osobowość i tożsamość tej ceremonii. Z rozrywkowego show świętującego kino, Oscary stały się po prostu bezosobową ceremonią, w dodatku zdecydowanie za długą. W dobie szybkiego dostępu do informacji, ten model się już nie sprawdza, bo zamiast czatować 3,5 godziny przed telewizorem czy nawet live streamem (który jest geoblokowany poza USA), można po prostu zajrzeć do sieci, by w kilka minut przeczytać listę laureatów, gdy będzie już po wszystkim.

Poza tym, w najważniejszych kategoriach nie było zbyt wielu naprawdę wielkich filmów. Ani nawet szczególnie popularnych. Co też uzasadnia wybór zagranicznego „Parasite” jako najlepszego filmu – hollywoodzkie kino w 2019 roku było zdecydowanie do tyłu i okazało się Goliatem, którzy przegrał z niepozornym Dawidem z niedużego azjatyckiego kraju i o wiele mniejszego przemysłu filmowego.

Widownia jest dziś na tyle rozdrobniona na różne gatunki oraz sposoby spożywania treści filmowych (kina, VOD, platformy streamingowe, serwisy pirackie), że nie sposób tak łatwo znaleźć kilku produkcji, które jednoczyłyby je wszystkie.

Jedynym filmem, który spełniałby to kryterium był „Avengers: Koniec gry” – najbardziej kasowy film w historii kina, ale to nie jest dzieło, które pretendowałoby do najważniejszych kategorii na Oscarach. W dodatku nawet w kategorii, w której wydawał się faworytem, czyli Najlepsze efekty specjalne, przegrał nieoczekiwanie z „1917”.

No i nie zapominajmy o tym, że nie wszyscy byli zadowoleni z samych nominacji. Była cała masa filmów, które otrzymały nominacje niezasłużenie, a te, które zasługiwały zostały pominięte. Do głosu zaczęły dochodzić osoby, które stwierdzały, że Akademia na dobrą sprawę nie ogląda wszystkich kandydatów do nominacji, a jedynie te propozycje, które zostały im najlepiej „podsunięte” – tak więc ekipy, które miały mniej szczęścia i pieniędzy na promocję, musiały liczyć na pozytywne zrządzenia losu. Takie informacje na pewno nie działały pozytywnie na wizerunek i reputację Oscarów.

Oscary, jako jeden z rozrywkowych filarów „starego świata rozrywki”, narazie nie znalazły swojego głosu w XXI wieku i w erze social mediów.

Do tego w świecie, w którym prawie każda wielka gwiazda jest na Twitterze czy Instagramie i ma regularny kontakt ze swoimi fanami, zniknęła gdzieś ta zasłona tajemnicy, niedostępności, wyjątkowości. Może to i dobrze, w końcu Brad Pitt czy Nicole Kidman nie są bogami spoczywającymi na Olimpie, którzy patrzą z góry na codzienne życie maluczkich – są też ludźmi, ze swoimi problemami, dalecy od ideału. Ale minusem tej sytuacji jest właśnie to, że hollywoodzka socjeta przestała być niedostępnym światem i pełną blichtru tajemnicą, której rąbka odsłaniała nam właśnie niegdyś ceremonia rozdania Oscarów.

REKLAMA

Jakby tego było mało, przez ostatnie dekady obrodziło nam w całą masę innych ceremonii: MTV Movie Awards, Saturny, nagrody amerykańskich krytyków, scenarzystów, nagrody dla filmów niezależnych i wiele, wiele innych.

W tym wszystkim Oscary siłą rzeczy tracą swój blask. Choć nie jedyne (Emmy czy Grammy również pod względem oglądalności lecą na łeb, na szyję). To oczywiście nie jest sytuacja nie do odrobienia, potencjał w gali jest, ale pozostaje otwartą kwestią to, kto będzie w stanie wyciągnąć odpowiednie wnioski i przeprowadzić zmiany, które wprowadzą Oscary pełną parą w XXI wiek. Miejmy nadzieję, że to jeszcze przed nami.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-17T20:31:08+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T18:36:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T11:59:29+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T10:17:40+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T08:57:31+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T19:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T18:16:28+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T16:34:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T13:45:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T11:19:53+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T11:52:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T10:42:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T09:57:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T08:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T20:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T16:16:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Gorath. Droga gniewu: pożeracze fantasy, po prostu przeczytajcie tę książkę

"Gorath. Droga gniewu" to kolejna powieść fantasy z cyklu Janusza Stankiewicza, która zadebiutowała jesienią minionego roku. Jeśli jesteście fanami tej serii, to lektura 3. tomu z pewnością jest już za wami. Jeżeli jednak z twórczością tego autora nie mieliście jeszcze okazji się zapoznać, to najwyższy czas nadrobić zaległości - niezależnie od tego, czy zaczytujecie się w fantastycznych książkach, czy raczej omijacie je szerokim łukiem.

gorath
REKLAMA

Od 2022 r. Janusz Stankiewicz co roku przedstawia czytelnikom nową powieść z tytułowym półorkiem Gorathem w roli głównej. Do książek "Gorath. Uderz pierwszy" i "Gorath. Krawędź Otchłani", które ukazały się nakładem wydawnictwa Alegoria (obecnie, po odkupieniu przez autora praw do książek, seria ukazuje się pod szyldem Sinister Project: inicjatywy autorskiej, którą tworzy wraz z Jarkiem Dobrowolskim i Kają Flagą-Andrzejewską), dołączył w minionym roku 3. tom cyklu, czyli "Gorath. Droga gniewu". Tym razem autor postanowił nieco rozszerzyć wykreowany przez siebie magiczny świat i skupił się nie tylko na przygodach Goratha, ale również dał więcej przestrzeni pozostałym bohaterom. I - jak zwykle - zrobił to doskonale.

REKLAMA

Gorath: Droga gniewu - opinia o powieści fantasy

Przypomnę, że w poprzednich częściach Gorath zostaje wysłany przez Kathanę Marr na Wybrzeże Szkutników, gdzie ma za zadanie przeniknąć w szeregi gildii zabójców - Nocnych Cieni. Gdy półork morduje niedoszłą ofiarę Cieni, celowo zwraca na siebie uwagę zabójców (aby dostać się w ich szeregi), co w konsekwencji powoduje, że nie może wykonać zleconej mu misji. W związku z bestialską działalnością gildii, Gorath pozbywa się piętna, siły Kathany Marr ostatecznie kładą kres Nocnym Cieniom, a sam półork decyduje się przenieść na Wyspy Południowe. Planuje tam zacząć uczciwe życie, jednak na dobrych chęciach niestety się kończy.

Po brutalnej wojnie z ostatnimi królestwami leśnych elfów, która odcisnęła ponure piętno na wyspiarskiej społeczności, Gorath trafia w szeregi rywalizujących ze sobą gangów przestępczych. Niedługo później półork przyjmuje zlecenie od jednej z dawnych klientek Nocnych Cieni, co prowadzi go na piracki statek dowodzony przez kapitana zwanego Czarnym Żniwiarzem. Zadaniem jego załogi jest zdobycie statku Theran, zamorskiego ludu z Natanbanu, i przejęcie znajdującego się na nim pewnego artefaktu, który pragnie posiąść jeden z Kathanów z Imperium.

"Gorath: Droga do gniewu" to kontynuacja przygód Goratha, który próbuje odzyskać kontrolę nad własnym losem - wciąż nie odpowiedział sobie na pytanie, czy podczas wojny z Dominium Natanbanu uda mu się odkupić swoje winy, a także przed czyim obliczem przyjdzie mu stanąć: Marr czy Bovis-Tora. Tymczasem Czarny Żniwiarz, który został przywódcą bandyckiej florty, wyrusza wraz ze swoją załogą w krwawy rejs, a elf Evelon udaje się w podróż do elfiej stolicy, aby przygotować swój naród do nadchodzącej wojny.

Jestem pełna podziwu, że Stankiewiczowi udało się stworzyć niesamowity świat, który sukcesywnie w każdej swojej kolejnej powieści rozwija. Ponownie możemy poczuć wiatr we włosach i morską bryzę na statku Czarnego Żniwiarza, zasmakować przepychu w zamczysku Bovis-Tora, a także przenieść się na ulice elfickiej dzielnicy, Dolnego Strumienia. Autor po raz kolejny dał mistrzowski popis, jeśli chodzi o pogłębione, bogate i szczegółowe opisy miejsc, które są tak skonstruowane, że, zamiast nudzić, jeszcze bardziej pozwalają zanurzyć się w świat przedstawiony.

To samo dotyczy różnorodnych przedstawicieli poszczególnych grup społecznych - w powieści natknąć się można nie tylko na orków, ale również na elfy, piratów czy krasnoludów, a każda z tych frakcji jest starannie opisana. Swoją drogą jest to spore ułatwienie dla czytelników, którzy w natłoku imion nowych bohaterów mogą wrócić na początek książki i zweryfikować, kto należy do Elity Władzy Imperium, Orków Siczowych, Frakcji Baronessy, Elfiej Opozycji, Piratów, Gangsterów czy Sił Natanbanu. A jest to istotna kwestia, ponieważ w najnowszym "Gorathcie" autor pochyla się nad pozostałymi bohaterami, poszerzając swoje uniwersum o historie opowiedziane z innej perspektywy.

"Gorath. Droga gniewu" to po prostu kolejna solidnie napisana książka fantasy, z którą powinien zapoznać się nie tylko każdy fan gatunku - myślę, że pożeracze innego typu powieści również mogą z "Gorathem" poeksperymentować. Ja, choć jestem miłośniczką kryminałów, do kolejnych tomów z cyklu Stankiewicza wracam z ekscytacją, bo wiem, że nie zawiodę się pod względem warsztatu autora. I mimo że w kwestii fantasy jestem raczej laikiem, to powieści Stankiewicza czytam z przyjemnością - stworzył on bowiem brutalny, krwawy i fantastyczny świat, w którym warto zostać na dłużej.

REKLAMA

O książkach czytaj w Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-17T10:17:40+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T08:57:31+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T19:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T18:16:28+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T16:34:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T13:45:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T11:19:53+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T11:52:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T10:42:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T09:57:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T08:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T20:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T16:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:46:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:17:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T07:33:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA