REKLAMA

Chciałeś kiedyś rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? Ten film jest dla ciebie

Twórcy chętnie przygniatają widza majestatem włoskich Alp, zmuszając nas do kontemplacji ich potęgi. Jest w tym coś hipnotyzującego, bo nie tylko zatrzymuje narrację, ale również świat dookoła nas, jakbyśmy mieli uświadomić sobie, że w codziennym pędzie utraciliśmy jakiś ważny pierwiastek naszej egzystencji. W "Ośmiu górach" reżyserski duet skupia się bowiem na człowieku, który desperacko próbuje ponownie złączyć się z naturą. To film o powrocie do korzeni, wygrany w rytm poruszającej historii męskiej przyjaźni.

osiem gór film premiera recenzja
REKLAMA

"Jestem ostatnim chłopcem w wiosce" - przedstawia się na początku filmu Bruno. Zaraz pozna swojego rówieśnika Pietra, który przyjechał w góry na wypoczynek wraz z rodzicami. Żaden z nich nie spodziewa się jeszcze, że to początek pięknej przyjaźni, mającej trwać całe życie. Bohaterowie szybko się ze sobą zżyją i będą wyczekiwać kolejnych spotkań, aż w końcu los ich rozdzieli, wystawiając młodzieńczą relację na ciężką próbę. Po wielu latach już jako dorośli mężczyźni wpadną na siebie przypadkiem w jednej knajpie i zaczną nadrabiać zaległości. Poznając się na nowo, spróbują odkryć, kim naprawdę są. I jasne, pejzaże włoskich Alp mogłyby tutaj posłużyć jako tło do opowieści o zakazanym romansie, czy niepohamowanej żądzy, bo Felix Van Groeningen oraz Charlotte Vandermeersch grają motywami tak chętnie eksploatowanymi przez kino queerowe. To jednak nie jest druga "Tajemnica Brokeback Mountain", bo twórcy zwodzą nas tym na manowce, w centrum swoich zainteresowań stawiając braterstwo w najczystszej postaci - bez pierwiastka romantycznego.

Oczywistym skojarzeniem będzie twórczość Carlosa Reygadasa, gdyż "Osiem gór" to opowieść powolna, która pełnymi garściami czerpie z dorobku slow cinema. Swoją siłę opiera na rozciąganej w czasie narracji, dającej szansę wybrzmieć każdej przedstawianej nam emocji. Ból rozłąki kryje się gdzieś w elipsach między spotkaniami bohaterów, jakby bez siebie tak naprawdę nie istnieli. Pochłaniający rytm tej historii wyznacza rozwój ich relacji, cała reszta jest albo pomijana, albo traktowana po macoszemu, gdyż twórców bardziej interesuje wzajemna zażyłość, zaklęta w drobnych gestach i wymownych spojrzeniach. Zarówno Pietro, jak i Bruno to bohaterowie z krwi i kości z własnymi marzeniami, motywacjami i miłostkami. Jednakże tylko wspólnie potrafią odnaleźć w swoich życiach jakiś sens.

Czytaj także: "Living" napełnia pozytywną energią. Dostał dwa Oscary i można go wreszcie obejrzeć w Polsce

REKLAMA

Osiem gór - recenzja filmu

"Osiem gór" to portret zagubionych trzydziestolatków. Zmęczony wielkomiejskim życiem Pietro wraca do górskiej wioski, aby odkryć swoje dziedzictwo. Felix Van Groeningen od drugiej strony porusza tu temat przepracowany już w "Moim pięknym synu", bo tym razem skupia się na perspektywie dziecka. Bohater poróżnił się z ojcem, a teraz dzięki długim górskim wędrówką chciałby utraconą więź odzyskać. Wraz z przyjacielem, który zdążył poznać jego rodzica lepiej niż on, zamierza spełnić jego marzenie o oddalonym od cywilizacji, samowystarczalnym domku. Bruno zamierza natomiast pójść w ślady przodków i prowadzić gospodarstwo.

Osiem gór - zwiastun - premiera - recenzja
REKLAMA

W scenie spotkania z przyjaciółmi Pietra, Bruno stwierdza, że natura to nadużywane przez mieszczuchów określenie na to, czego nie potrafią nazwać - łąki, lasy, drzewa. Bo "Osiem gór" bez przerwy stara się uchwycić to, co utracone w procesie cywilizacji. Dotyka w ten sposób jakiejś prawdy o człowieku, życiu w zgodzie ze sobą, relacjach z innymi, czy - w końcu - naszej zagubionej więzi z otoczeniem i próbie jej odzyskania. Twórcy poruszają tematy fundamentalne, uciekając od niepotrzebnych komplikacji. W prostocie tkwi największa siła oddziaływania tego filmu.

"Osiem gór" zabiera widza w piękną podróż na łono natury, bez przerwy nakłaniając do refleksji. To film nastawiony na wyciszenie, który sprawia, że codzienny pęd na te niecałe 2,5 godziny spowalnia, nagle traci na swoim znaczeniu. Ze względu na swój długi czas trwania mógłby nużyć i męczyć, ale zamiast tego pozwala zatopić się w świecie przedstawionym i uciec od otaczającego nas zgiełku. Po seansie ten odkładany od dawna wyjazd w Bieszczady, stanie się bardziej kuszący niż kiedykolwiek wcześniej.

"Osiem gór" w kinach od 2 czerwca.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA