Netflix dowiózł ducha polskiej przygody. "Pan Samochodzik i templariusze" to petarda
Gdzieś w alternatywnej rzeczywistości zamiast o "Harrym Potterze" wszyscy mówią o "Akademii Pana Kleksa", "Brudny Harry" czyści buty "Kapitanowi Żbikowi", a Indiana Jones płacze, że Pan Samochodzik pokonał go w wyścigu po słynny artefakt. W skrócie: cudze chwalicie, swego nie znacie. Na szczęście coś się w tej materii zmienia. Co prawda filmu o wspomnianym milicjancie nie należy się na razie spodziewać, ale przecież proza Jana Brzechwy doczeka się nowej adaptacji, a słynny poszukiwacz przygód z książek Zbigniewa Nienackiego już szuka na Netfliksie skarbu templariuszy. I z pomocą grupy harcerzy idzie mu to całkiem nieźle.
OCENA
Pierwsza adaptacja "Pana Samochodzika i templariuszy" Zbigniewa Nienackiego powstała jeszcze w 1971 roku pod postacią serialu telewizyjnego. Z całą nostalgią, jaką można do niego żywić, siłą rzeczy dzisiaj wygląda archaicznie. Twórcy filmu postanowili więc uaktualnić przedstawianą w nim historię, tłumacząc ją na język współczesnego widowiska. Tutaj nie ma już dydaktycznego tonu, ani stopowania narracji na rzecz wykładów z historii, bo tytułowy bohater popisuje się co prawda swoją wiedzą, ale tylko po to, aby nie rozbić cennego antyku na głowie swojego przeciwnika. Siła produkcji opiera się bowiem na gatunkowych atrakcjach i nawet podrasowanie oryginału pod kątem politycznej poprawności, odbywa się w niej za pomocą sprytnie wplecionych żartów o zabarwieniu feministycznym.
Głównego bohatera poznajemy, kiedy trafia na trop skarbu templariuszy. Chwaląc się swoim osiągnięciem na konferencji prasowej, epatuje nawet nie tyle pewnością siebie, co zwyczajną pychą. Swój egoizm będzie musiał przepracować wraz z grupą rezolutnych harcerzy, nieprzychylną mu dziennikarką i córką tragicznie zmarłego przyjaciela. Bo przecież jak to w kinie przygodowym już bywa, poszukiwania artefaktów są tylko motorem napędowym fabuły, z których postacie muszą wyciągnąć jakąś naukę. Jeszcze nie Pan Samochodzik, a po prostu Tomasz ściga się więc z liczną konkurencją po bogactwa słynnego zakonu, jednocześnie próbując zrozumieć, że w grupie zawsze raźniej.
Czytaj także:
- Netflix zaprezentował swoje nowości na 2023 rok. Czeka nas wysyp polskich filmów i seriali
- Adaptacja kultowej polskiej powieści zmierza na Netfliksa. Zakładajcie harcerskie mundurki i ruszajcie po skarb
- "Trzeba przełamać szkodliwe stereotypy" - aktor z "Dnia Matki" opowiada nam o polskim kinie, ojcostwie i męskości
Pan Samochodzik i templariusze - recenzja polskiego filmu platformy Netflix
"Pan Samochodzik i templariusze" to na dobrą sprawę origin story protagonisty, który zbiera swoją drużynę. Zakończenie sugeruje początek całego uniwersum, ale nie bójcie się, filmu nie ogląda się jak prologu do większej historii. Bohaterowie to oczywiście klisze - od cynicznej dziennikarki, przez sierotę szukającą kogoś, kto zastąpi jej ojca, po budżetowego Desperado w roli czarnego charakteru. Wpisany w ich genotyp melodramatyzm, co chwilę niwelowany jest niewymuszonym humorem. Dlatego chociaż wszystkich już gdzieś widzieliśmy, z ekranu bije świeżość. Twórcy z każdej postaci wyciskają bowiem, ile tylko się da, jasno i klarownie przedstawiając kierujące nimi motywacje. Antoni Nykowski prowadzi narrację pewną ręką, przez co ta opowieść w żadnym momencie się nie rozpada. Ba, bez szkody dla fabularnej wiarygodności reżyserowi udaje się wpleść w nią nawet odrobinę mistycyzmu.
Fabuła pędzi na złamanie karku, niczym dziwaczny wehikuł protagonisty, który nie tylko potrafi rozpędzić się do 300 km/h, ale też pływa, strzela i - co najważniejsze - można na nim zaparzyć kakao z kurkumą. Na nudę nie ma tu miejsca, bo Nykowski co chwilę atakuje nas kolejnymi zwrotami akcji, przerzucając bohaterów z miejsca w miejsce. Rozwiązywanie zagadek historycznych idzie w parze ze scenami kolejnych pojedynków, przez co opowieść toczy się od jednego starcia do drugiego, a każde następne musi być bardziej widowiskowe od poprzedniego. Na tym polu produkcja nieco zawodzi, bo momentami wygląda ,jakby budżet nie pozwalał twórcom w pełni rozwinąć skrzydeł i działa na zasadach: mamy "Indianę Jonesa" i "Goonies" w domu.
Pan Samochodzik i templariusze - więcej takiego polskiego kina poproszę
"Pan Samochodzik i templariusze" zostawia co prawda po sobie posmak filmów telewizyjnych, co widać przede wszystkim na przykładzie retrospekcji z templariuszami, które przywodzą na myśl tanie dokumenty kanału History. Na drobne niedociągnięcia z łatwością można jednak przymknąć oko, bo z produkcji bije serducho wielkie niczym zamek w Malborku. Została zrealizowana z pomysłem, dzięki czemu rozbudza ducha przygody - takiej typowo polskiej. Aż chce się po niej założyć harcerski mundurek i ruszyć na poszukiwania zaginionych pieniędzy z komunii.
"Pan Samochodzik i templariusze" już na platformie Netflix.