„Paradise PD” wyśmiewa Billa Clintona i finał „Gry o tron”. Było źle, jest gorzej - recenzja
„Paradise PD” to jeden z najpopularniejszych seriali animowanych wyprodukowanych przez platformę Netflix, ale od początku mający znacznie mniejsze ambicje niż „BoJack Horseman” czy nawet „Big Mouth”. A nowy sezon produkcji dostępny od kilku dni w serwisie jest jednocześnie gorszy i lepszy niż dwie ostatnie odsłony.
OCENA
Recenzowanie „Paradise PD” jest wbrew pozorom wcale niełatwym zadaniem. Niepoprawna politycznie animacja Netfliksa z pewnością ma swoich fanów, co udowadniają wyniki Netflix TOP 10 z kilku ostatnich dni. A to oznacza, że dużej liczbie widzów poprzednie dwa sezony podobały się na tyle, by wciąż śledzić serię. I to pomimo jej bardzo licznych, obiektywnych słabości. Bo przecież „Paradise PD” nigdy nie było wybitną animacją dla dorosłych, zresztą chyba nigdy nie chciało wejść na podobny poziom.
Co wcale nie oznacza, że 3. sezon jest identyczny jak oba poprzednie. Nie, zmian mimo wszystko trochę się znajdzie. Tak negatywnych, jak i pozytywnych. Bo każda następna część tego serialu Netfliksa przypomina zabawę w „jeden krok w przód, dwa kroki w tył”. I w jakimś sensie trudno oprzeć się wrażeniu, że twórcy serialu są tego w pełni świadomi. Bo nie brakuje im pewnej dawki autoironii, którą wkładają w usta swoim bohaterom.
3. sezon „Paradise PD” jest dłuższy od dwóch poprzednich i na jego obronę można powiedzieć, że nie nudzi. Szkoda, że też rzadko śmieszy.
Premierowy odcinek nowej części zaczyna się niedługo po wydarzeniach z ostatniego epizodu poprzedniego sezonu (jego recenzję znajdziecie TUTAJ). Nie liczcie jednak na bezpośrednią kontynuację tamtejszych wydarzeń. Spośród seriali tego typu produkowanych przez Netfliksa tylko „BoJack Horseman” postawił na pełną serializację. „Paradise PD” podobnie jak „Big Mouth” wybiera pojedyncze wątki, które chce kontynuować. Natomiast świat przedstawiony wraca mniej więcej do status quo.
Znów śledzimy więc grupę zwariowanych, perwersyjnych, uzależnionych od wszystkiego co się da i niezbyt bystrych gliniarzy z miasteczka Paradise. Jedyną różnicą w stosunku do zeszłego sezonu jest, że do jednostki powrócił Fitz. Ale to tak naprawdę powrót do sytuacji z pierwszych odcinków, a nie zupełnie nowe rozwiązanie. Warto natomiast zauważyć, że tym razem scenarzyści postanowili trochę inaczej połączyć postaci. Kevin najwięcej czasu w 3. sezonie spędza z Giną, szeryf Crawford (nadal zdecydowanie najzabawniejsza postać serii) ma zupełnie nowy wątek ze swoją żoną, a Dusty'ego, Pociska i Fitza los rzuca między siebie nawzajem i drugoplanowe postaci. Te pełnią zresztą zdecydowanie mniej istotną rolę, pomimo większej liczby epizodów.
Dzieje się tak dlatego, że „Paradise PD” skupia większą uwagę na rozwoju swoich bohaterów. I robi to całkiem nieźle.
Warto to docenić, bo do tej pory właśnie charakteryzacja policyjnej ekipy stała na niezwykle niskim poziomie. Wszyscy byli oparci tylko i wyłącznie na stereotypach, a powtarzalne do bólu żarty (Gina jest seksualną maniaczką, Kevin to geek i prawiczek, Dusty jest otyły itd.) bynajmniej nie zachęcały do śledzenia ich przygód. W 3. sezonie wielu z nich stara się jednak na swój zwariowany sposób stać się lepszymi ludźmi. I od razu stają się przez to ciekawsi. Wyjątkiem jest Hopson, który przez trzy części nie zmienił się ani o jotę. Nadal nie doczekał się też choćby jednego dobrego dowcipu.
Na jakość humoru „Paradise PD” warto zresztą zwrócić uwagę, bo jest gorzej niż w 2. sezonie. Animacja Netfliksa od samego początku miała z tym problem, ale przez nadmiar przestarzałych popkulturowych żartów o dawno zapomnianych gwiazdach zrobiło się jeszcze gorzej. Pozwolę sobie przywołać kilka tematów poruszonych w 3. sezonie: „Gra o tron” i jej zakończenie, prowadzący amerykańską „Familiadę” Steve Harvey, zdrady Billa Clintona czy kradzież dowcipów przez Carlosa Mencię. O wielu innych nie wspominam, bo byście najzupełniej w świecie nie byli w stanie rozpoznać celebrytów, z których „Paradise PD” próbuje się śmiać.
Serial platformy Netflix ciągle atakuje najłatwiejsze cele i decyduje się na pomysły, które „South Park” czy „Simpsonowie” dawno przerobili.
Przykład „Miasteczka South Park” jest tu zresztą swoistą ironią losu. Matt Stone i Trey Parker są przecież pomysłodawcami kultowego odcinka „Simpsons Did It”, w którym wprost skomentowali problem wymyślania oryginalnych pomysłów w tak zamkniętej i małej branży. Różnica między „Paradise PD” i „South Parkiem” jest jednak taka, że produkcja Comedy Central w ten sposób stworzyła jeden z najciekawszych epizodów w historii satyry.
A serial Netfliksa stać tylko na miałkie przytyki wobec konkurencyjnych produkcji lub samego siebie. Ktoś powinien powiedzieć Rogerowi Blackowi i Waco O'Guinowi, że nie wystarczy złamać 4. ścianę i powiedzieć do widza: „Nasz serial robi się coraz głupszy”. Bo w ten sposób wcale nie niweluje się prawdy zawartej w tym zdaniu.