REKLAMA

Oglądając nowy sezon "Peaky Blinders", czułem się jak zakładnik. Nudziłem się i nie mogłem oderwać

Nowy sezon "Peaky Blinders" wjechał do serwisu Netflix i za każdym razem, gdy opowieść o brytyjskich gangsterach wraca do telewizji, traktuje to jako małe święto. W tym roku jednak jestem znudzony, choć to nie do końca wina twórców.

peaky blinders
REKLAMA

W historii brytyjskiej telewizji wiele tytułów przełomowych, ważnych i po prostu – świetnych, często wyprzedzających to, co działo się w krajobrazie telewizji amerykańskiej. I choć przez ostatnie 30 lat (powiedzmy, że od czasu premiery "Twin Peaks") wiele się zmieniło, to raz na jakiś czas BBC emituję produkcję, która rzuca na kolana pół świata.

REKLAMA

Takim właśnie hitem było i jest Peaky Blinders

Od 2013 roku mniej więcej co dwa lata ukazuje się kolejny sezon opowieści o gangsterach z  Birmingham. Każda seria to nowe wyzwanie, któremu musi sprostać  Tommy Shelby i za każdym razem bohater zwiększa również skalę, w jakiej działa jego organizacja. Wydaje się, że w najmniejszym stopniu zmienia się on sam. Jasne – uczy się, rozwija, dostosowuje do sytuacji, ale dręczące go demony, wojna, straty bliskich mu ludzi odciskają na nim ogromne piętno, które Steven Knight wraz z resztą twórców portretuje często bardzo poetycko.

Seria jest wyjątkowo popularna. Trudno się zresztą dziwić, to jeden z najlepiej zrealizowanych seriali kostiumowych ostatnich lat. Ma doskonałych bohaterów, genialną obsadę aktorską i jest naprawdę wirtuozersko nakręcony. Do tego świetnie łączy ze sobą realia i postacie historyczne ze współczesną oprawą muzyczną.

Najnowszy sezon "Peaky Blinders" jest równie dobry, co poprzednie.

Jest tu wszystko to, za co pokochaliśmy poprzednie serie, a nawet trochę więcej, bo tym razem zaglądamy już w lata 30., gdy świat zaczął znacząco przyspieszać i przekształcać się, wychodząc powoli z traum I wojny światowej. Widać to bardzo już w pierwszym odcinku, gdy Tommy przyznaje, że zrezygnował z alkoholu, jednocześnie czytając, że właśnie końca dobiega prohibicja w USA.

Oglądając 6. sezon trudno jest nie odnieść wrażenia, że  to rzeczywiście łabędzi śpiew serii. Choć na pozór wszystko tu jest na swoim miejscu, bohaterowie są równie charyzmatyczni, wizualnie to ciągle majstersztyk, a fabuła gna do przodu z równie efektownymi zwrotami akcji to… serial stał się po prostu przewidywalny.

Twórcy stawiając przed gangsterską rodziną kolejne wyzwania, doprowadzili do sytuacji, w której serial stracił na realizmie. Odhaczanie kolejnych istotnych stronnictw i ugrupowań, które staną na drodze Thomasa stało się tak rutynowe, że już widziałem żarty, że w kolejnych seriach trzeba by pokrzyżować plany Hitlerowi lub zapobiec inwazji jaszczuroludzi, żeby móc jeszcze podbić stawkę. Podobnie rzecz ma się z demonami, które dręczyły Thomasa i jednocześnie wprowadziły go w stan apatii. Widzieliśmy już tak wiele autodestrukcyjnych decyzji, że kolejne nie są w stanie sprawić, że widz się nimi przejmie.

peaky blinders class="wp-image-1976053"
Peaky Blinders: nowy sezon

6. sezon od razu wpada w znane koleiny i ogląda się go świetnie, tylko co z tego, skoro ten emitowany niemal od 10 lat serial, co sezon dostarcza dokładnie tego samego, wedle podobnego schematu i przy użyciu bardzo podobnych środków? Przez cały seans najnowszego (i prawdopodobnie ostatniego) sezonu miałem wrażenie, że oglądam jeden i ten sam przeciągnięty serial.

Świetny, ale jednak za długi.

REKLAMA

Mam świadomość, że nie do końca jest to wina twórców, bo ci robią po prostu to, czego oczekują od nich widzowie i to, do czego sami się przyzwyczaili. Widzę jednak, że produkcja BBC znacznie lepiej sprawdziłaby się w formie miniserialu ze zwartą opowieścią o władzy, strachu bólu i traumie, z której chłopakowi z Birmingham nigdy do końca nie było dane wyjść, nawet wtedy, gdy stał się potężnym wpływowym mężczyzną.

Wszystkie dotychczasowe sezony "Peaky Blinders" obejrzycie w serwisie Netflix.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA