REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka

Porter Robinson, czyli dzieciak, który dorastał z muzyką i laptopem w ręku wydał świetną płytę. Worlds, recenzja sPlay

W Cyfrowych nowościach muzycznych wspomniałem o debiutanckiej płycie niejakiego Portera Robinsona. 22-letni Amerykanin może nie jest jeszcze super popularny (przynajmniej w Polsce), ale patrząc na jego ścieżkę kariery, ten stan może niedługo się zmienić, dlatego chciałbym was już teraz tym młodym muzykiem zainteresować. Szczególnie, że longplay "Worlds" jest bardzo przyjemnym dla uszu pokazem umiejętności Robinsona.

13.08.2014
9:31
Porter Robinson, czyli dzieciak, który dorastał z muzyką i laptopem w ręku wydał świetną płytę. Worlds, recenzja sPlay
REKLAMA

Porównanie do M83 Portera Robinsona wydaje się trochę nie na miejscu, ale może być całkiem niezłym punktem wyjściowym, jeżeli chcecie mieć ogólne pojęcie, jaką płytą jest "Worlds". O ile jednak M83 to dwóch, doświadczonych muzyków, o tyle Robinson działa sam i ma zaledwie 22 lata. W dobie upowszechniania się DAWów pod strzechami domów przeciętnego Kowalskiego taki wiek nie robi już olbrzymiego wrażenia, ale gdy spojrzy się od czego Porter Robinson zaczynał, łatwo można dostrzec niezwykły talent tego chłopaka.

REKLAMA

A zaczynał dosyć prosto, pewnie jak wielu domorosłych muzyków, czyli biorąc do ręki laptopa, myszkę i zapewne najprostszą klawiaturę sterującą, po czym wykręcając brzmienia i dodając parę beatów tworzył swoje pierwsze kawałki. Chociaż wydaje się to śmieszne, to Porter Robinson zaczynał od naśladowania muzyki, która pojawiała się w Dance Dance Revolution (no takie pokolenie…) używając w tym celu ACID Pro. Na "Worlds" słychać zresztą baaardzo wyraźny wpływ tej specyficznej muzyki towarzyszącej wygibasom na panelach automatu Dance Dance Revolution, która idzie w parze z syntetycznym „wokalem” kojarzonym z Hatsune Miku.

Przez (nastoletnie) lata Porter Robinson kształcił swoje ucho oraz zdolność do tworzenia beatów i już w wieku 18 lat wydał pierwszy singiel („Say My Name”), a gdy ten zyskał rozgłos, to nawet pojawił się deal ze Skrillexem, czyli wydanie EPki „Spitfire”, która zyskała spory rozgłos. Klimat „Spitfire” jest czymś od czego wypływał Robinson na szerokie wody, jednak jak już słychać na "Worlds", muzyk nie pozostał wierny typowym EDMowym klimatom i wybrał własną drogę, bliższą synthpopowi/eurodance’owi, a nawet dream popowi/ambientowi, czego zwiastunem był singiel „Language”. W skrócie, Robinson powrócił do korzeni, z czego bardzo się cieszę.

To tymi nowymi kawałkami Robinson zyskał moje pełne uznanie, to właśnie te synthpopowe brzmienie chwyciło mnie za serce, a nie wykręcanie „wobble’ującego” basu. Chociaż z drugiej strony, takie utwory jak Flicker pokazują, że można w bardzo zmyślny sposób starać się dodać te dubstepowe elementy do muzyki elektronicznej – a do tego syntetyczny wokal i chłopacy z Justice mogą czuć się już zazdrośni.

Pierwszą oznaką tego, że "Worlds" będzie naprawdę dobrym debiutem, było opublikowanie Sea Of Voices, które swojego czasu (3 marca) zrobiło niezłą furorę na Soundcloudzie. Ambientowy klimat od razu przywiódł mi na myśl dokonania M83 (generalnie francuską scenę muzyki elektronicznej), które tak uwielbiam. Jeżeli dalej chcecie podążać tą ścieżką, to polecam Sad Machine, które niesamowicie szybko wpada w ucho. Generalnie "Worlds" jest taką zbieraniną materiału, że najlepiej byłoby tę płytę porównać do wakacyjnego blockbustera, na który czeka się cały rok, a po seansie oczy ma się szeroko otwarte jeszcze przez kolejne kilka godzin.

Oprócz synthpopowych melodii, dubstepowego basu, znajdzie się również miejsce na 8-bitowe dźwięki. No jak tu nie kochać tego chłopaka? A to wszystko jeszcze jest porządnie sklejone, że nie można przyczepić się w żadnym momencie do brzmienia i miksu. Jak chcecie pobawić się z rękami w górze, to i do tego nawet odpowiedni kawałek się znajdzie – Years of War zalatujący na odległość genialnością lat 80-tych i analogowych syntezatorów. Słuchając ciągiem "Worlds", nie sposób zagubić się, tzn. każdy kawałek pasuje do siebie niesamowicie, płyta jest bardzo spójna. To jeden z tych albumów, który da się właśnie słuchać w całości, nie rozrywając go na kawałki.

REKLAMA

Rękę sobie utnę, nawet wygryzę, jeżeli single z "Worlds" nie odbiją się szerokim echem. Porter Robinson już w tym momencie ma mnóstwo fanów i występuje na olbrzymich festiwalach, co będzie dalej? Ja wróżę Robinsonowi niesamowitą karierę, jeżeli ciągle będzie podążać za głosem serca, a nie produkować housowe klony (jak co niektórzy DJe) to powinno być bardzo dobrze. Pewnie za dwa lata znów usłyszmy o tym muzyku, pewnie znów będzie to świetny longplay.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA