REKLAMA

Powroty nad rozlewiskiem

Po przeczytaniu Domu nad rozlewiskiem z ciekawością zerknąłem na kolejne dzieło Małgorzaty Kalicińskiej. Trochę rozczarowany jej pierwszą powieścią, z braku pilnych zajęć, wziąłem się za Powroty nad rozlewiskiem. I nie czułem żadnego uczucia zawodu.

Rozrywka Blog
REKLAMA

Najnowsza powieść pani K. przenosi nas kilkadziesiąt lat wstecz. Śledzić będziemy losy Basi - matki głównej bohaterki Domu.... Akcja zaczyna się w czasie II Wojny Światowej, a kończy mniej więcej podczas upadku komunizmu w Polsce. Na pierwszy rzut oka mamy wszystko to samo, co w pierwowzorze. Styl, dialogi, schemat wydarzeń wydają się uderzająco podobne. Jednakże, jak powszechnie wiadomo, diabeł tkwi w szczegółach.

REKLAMA

Barbara - pochodząca z dość zamożnej rodziny szlacheckiej - nie ma szczęścia w życiu. Beztroskie, wesołe dzieciństwo (mimo utraty majątku po wojnie) zupełnie nie zapowiadało jej przyszłych problemów. Po rozstaniu ze swoim żydowskim kochankiem podczas studiów w Warszawie staje się kompletnie inną osobą. Cichą, zdołowaną i smutną. Straciła nawet umiejętność kochania. Potrzebowała człowieka, bratniej duszy, która zaopiekowałaby się nią - zbłąkaną studentką. Krótko mówiąc, po swoich przeżyciach desperacko rozglądała się za kimś, kogo mogłaby pokochać tak, jak swojego dawnego amanta. Niestety dokonuje nietrafnego wyboru (jak zawsze, kiedy szuka się miłości na siłę). Nieszczęśliwa znajduje ukojenie w ramionach innego mężczyzny, przez co traci całe swoje dotychczasowe życie (wraz z córeczką - Gosią i mężem - Stanisławem). Oczywiście podobnie jak bohaterka Domu nad rozlewiskiem powraca do swojej matki, do tytułowego domu.

Historia Basi do złudzenia przypomina tę opowiedzianą w pierwszej powieści pani Kalicińskiej. Jednak są pewne drobniutkie różnice, które sprawiają, że to właśnie Powroty... czyta się znacznie lepiej. Po pierwsze - dramatyzm postaci. Barbara ma na koncie o wiele bardziej bolesne przeżycia niż jej córka Małgorzata, przez co staje się prawdziwsza, ciekawsza. A wiadomo, iż nic tak człowieka nie bawi, jak ludzkie cierpienie. Gosia wpadła w rozpacz po utracie pracy, a jej matka po wielu złośliwościach losu "większego kalibru" nie załamała się kompletnie. Poza tym, Basia jest po prostu o wiele sympatyczniejsza od swojego dziecka. Miła, zabawna, prosta dziewczyna. Dzięki temu przyjemniej obcować z jej losami. Czytelnik autentycznie przejmuje się tym, co dalej będzie z główną bohaterką. Nawet filozoficzne wtręty nie są tak nachalne jak w Domu.... Niby przesłanie jest to samo, ale wszystko podano tak zręcznie i ze smakiem, że czytelnik nie czuje się jakby na siłę wciskano mu wydumane frazesy.

Problemy natury moralnej są przedstawione w Powrotach nad rozlewiskiem, jednakże występują w dość małych ilościach. I słusznie. Dzięki temu nie mam wrażenia, iż książka jest przeładowana wszystkimi możliwymi pomysłami tak, jak to było w pierwowzorze. Również schemat wydarzeń został poprawiony. Niby jest podobnie jak w Domu..., ale odstępy pomiędzy kolejnymi zwrotami akcji zostały dobrane staranniej. Dlatego nie ma nawet mowy o nudzie, która czasami towarzyszyła czytelnikowi w pierwszej powieści Małgorzaty Kalicińskiej.

Miło, że autorka postanowiła zamieścić w Powrotach... wiele nawiązań odnośnie polskiej polityki w czasach PRL. W pewnym miejscu bohaterowie zażarcie spierają się o ideologię komunistyczną. Znacznie ułatwia to zrozumienie ówczesnego świata. Historia Polski jest jedynie tłem dla wydarzeń, a dyskusja między postaciami malutkim epizodem, ale to miły, urozmaicający, ciekawy akcencik. Byłbym zapomniał! Jako bonus na końcu otrzymujemy kilkanaście ciekawych przepisów kulinarnych. Dla pań domu jak znalazł!

REKLAMA

Przyszła teraz pora na omówienie minusów książki. Ten akapit będzie krótki, ponieważ żadnych potknięć nie stwierdziłem! Nawet "na siłę" próbowałem znaleźć jakieś poważniejsze błędy - bez większego powodzenia. Mógłbym się co prawda "przyczepić" do zarozumiałej i wszechwiedzącej miny autorki (jej zdjęcie widnieje na wewnętrznej stronie okładki), ale nie trzeba przecież na nią patrzeć. A tak na poważnie - irytować może trochę wtórność Powrotów.... Niektóre wydarzenia są uderzająco podobne do tych z pierwowzoru. Pomyślałem nawet, że można to nazwać "Domem nad rozlewiskiem w wersji 1.1". W gruncie rzeczy nie rzutuje to na odbiór całości.

Na koniec wypada napisać, że po przeczytaniu Domu... nie spodziewałem się, iż pani Kalicińska będzie potrafiła w swojej następnej powieści poprawić wszystkie potknięcia, jakie popełniła. A jednak! Cuda się zdarzają! Wyciągnęła wnioski i już w Powrotach nad rozlewiskiem wszystko jest w porządku. I za to należą się brawa i czapki z głów dla autorki. A gdybym miał polecić jedną z tych dwóch książek? Sprawa jest prosta - wybierzcie Powroty.... Właściwie nikt nie powinien kręcić nosem. A jeśli się Wam, Drodzy Czytelnicy, wyjątkowo spodoba, sięgnijcie po pierwsze dzieło pani K. I tym optymistycznym akcentem...

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA