Recenzujemy „Ratched”, serialowy prequel „Lotu nad kukułczym gniazdem” od Netfliksa. Fani „American Horror Story” będą zadowoleni
„Ratched”, czyli nowy serial Netfliksa, ucieszy przede wszystkim fanów Ryana Murphy’ego oraz jego „American Horror Story”. Sarah Paulson gra w nim demoniczną pielęgniarkę.
OCENA
W materiale unikam spoilerów.
Ryan Murphy jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych współcześnie showrunnerów. Jego „American Horror Story” powstałe na zlecenie telewizji Fox już od niemal dekady fascynuje widzów nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale też na całym świecie. Netflix najwyraźniej uznał, że chce mieć w swojej bibliotece wideo na żądanie coś podobnego, więc zatrudnił tego twórcę wraz ze współpracującą z nim od lat Sarą Paulson.
Efektem tej komitywy jest „Ratched”, czyli skąpany w oparach absurdu prequel… „Lotu nad kukułczym gniazdem”.
Nie przeczę, że informację o tym, że kultowy już film z Jackiem Nicholsonem w roli głównej stanie się częścią uniwersum za sprawą netfliksowego spin-offa, przyjąłem ze zdziwieniem. W życiu sam bym nie wpadł na to, że taki prequel ukazujący początki szpitala, w którym pojawił się później Randle Patrick McMurphy, jest nam potrzebny. Tak naprawdę jednak „Ratched” to samodzielna historia, która stoi na własnych nogach.
Serial, w którym główną bohaterką jest siostra Mildred Ratched, grana pierwotnie przez Louise Fletcher, można bez problemu oglądać nawet bez znajomości „Lotu...”, którego obecnie… w popularnych serwisach VOD do strumieniowania wideo obejrzeć się zresztą nie da. Po cichu liczę co prawda na to, że Netflix prawa do jego emisji w sieci wykupi, ale nawet jak to się nie stanie, to i tak w cieszeniu się z seansu „Ratched” to nie przeszkodzi.
Ryan Murphy podszedł do tej produkcji jak do kolejnego sezonu „American Horror Story”.
Serial utrzymany jest w charakterystycznej dla niego quasi-kampowej stylistyce, a forma jest tu równie ważna, co treść. Zarówno te fantazyjne i nadmiernie jak na przedstawiane w serialu czasy kolorowe plany zdjęciowe, jak i praca kamery, są niezwykle charakterystyczne i dają produkcji pazur. Spacerowanie po korytarzach zakładu zmieniającego barwy i spektakularna zabawa kukiełkami to jedne z najciekawszych scen w „Ratched”.
Sama historia również nie jest sztampowa, a chociaż kilka zwrotów akcji udało mi się przewidzieć, tak wielu innych — nie. W ogólnym rozrachunku z perspektywy czasu mogę więc ocenić, iż pomimo kilku dłużyzn do samego końca wierciłem się nerwowo w fotelu w oczekiwaniu na dalszy rozwój akcji. Jeśli tylko powstanie kolejny sezon, to z chęcią go zobaczę.
Motywem przewodnik „Ratched” jest uwięzienie w zakładzie psychiatrycznym słynnego zabójcy księży w 1947 roku.
Edmund Tolleson, w którego wcielił się mający szaleńczy błysk w oku Finn Wittrock, brutalnie zamordował kilku duchownych i został uwięziony. Zadaniem personelu szpitala kierowanego przez mającego pełno trupów w szafie doktora Richarda Hanovera (Jon Jon Briones) jest ocenienie stanu poczytalności mordercy. To oni będą mieli wpływ na to, czy ten potwór w ludzkiej skórze powinien zostać jedynie uwięziony, czy też stracony.
Oczywiście w idealnym świecie faktycznie największe znaczenie miałaby tutaj ocena psychiatryczna, tak rzeczywistości przedstawionej w serialu „Ratched” bliżej jest do tej naszej niż do utopii, więc sprawa się gmatwa. Pojawiają się naciski ze strony władz, którą personifikuje grubiański gubernator George Wilburn portretowany przez Vincenta D’Onofrio znanego z roli Kingpina w serialach na licencji Marvela.
I właśnie wtedy wchodzi na scenę Mildred Ratched.
Ta pewna siebie i metodyczna pielęgniarka, która w trakcie wojny pomagała rodakom na froncie w bardzo dyskusyjny sposób, pojawia się znikąd u progu szpitalu Richarda Hanovera. Melduje się też w okolicznym obskurnym motelu i podstępem dołącza do zespołu, gdzie zaczyna toczyć zimną wojnę z przełożoną pielęgniarek i zarazem moją ulubioną postacią w tym serialu, czyli siostrą Betsy Bucket (Judy Davis).
Mildred po przybyciu do Północnej Kalifornii nie czeka też na nic i od razu rozpoczyna swoją grę. Nim się obejrzymy, rozstawia po kątach wszystko i wszystkich — niczym żywe figury na niewidocznej szachownicy. Ratched nie jest jednak niezwyciężona, a pomimo tego, iż emanuje pewnością siebie, to ta kosa trafi na nie jeden kamień, a skaczące wtedy po ekranie iskry to momenty, dla których warto ten serial oglądać.
Ryan Murphy nie boi się, niczym Stephen King, pozbywać się permanentnie bohaterów, którzy kreowani byli na główne postaci.
Po uśmierceniu kilku z nich i ucięciu przedwcześnie wątków z nimi związanych czujemy, że stawki są naprawdę wysokie, a tak naprawdę nikt nie jest bezpieczny — na czele z głównymi bohaterami. To właśnie dzięki temu aż do samego końca czuć w powietrzu napięcie, ale też na nic by się to nie zdało, gdyby nie postaci, które da się lubić — nawet jeśli te z drugiego planu są sztampowe, to niemal każda ma „to coś”.
Nie ma oczywiście wątpliwości, że Sarah Paulson gra pierwsze skrzypce, ale nie jest to też teatr jednego aktora. W scenariuszu napisanym przez Evana Romansky’ego znalazło się miejsce na wielu innych bohaterów, a poza wspomnianymi wyżej przewijają się Gwendolyn Briggs (Cynthia Nixon), Huck (Charlie Carver), Dolly (Alice Englert), Louise (Amanda Plummer), Charles Wainwright (Corey Stoll) oraz Charlotte (Sophie Okonedo).
Serial „Ratched” trafił do biblioteki serwisu Netflix dziś, w piątek, 18 września 2020 roku.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.