Rebooty, remake’i są stałym elementem kinematografii i chcąc nie chcąc, to się nie nigdy zmieni, ponieważ po jakimś czasie jakąś markę „trzeba” odnowić i nabijać sakiewki dzięki sprawdzonym pomysłom albo kultowości danego dzieła. Czasami udaje się to lepiej (Martwe Zło 2013), czasami gorzej (Coś 2011). Ostatnimi czasami doświadczamy prawdziwego wysypu remake’ów i rebootów, a zapowiedzi kolejnych się nie kończą. Tym razem przyszedł czas na całkiem świeży film - The Grudge (Klątwa) - za który ma się wziąć współczesny mistrz horroru, Sam Raimi i jego wytwórnia Ghost House.
Jak zatem widzimy, nie tylko pomysł powraca, ale i człowiek, który już wyprodukował przecież The Grudge z 2004 – remake japońskiego Ju-On: The Grudge z 2002 – a także dwie pozostałe części z serii, tj. The Grudge 2 (2006) i The Grudge 3 (2009), które trafiło prosto na DVD. Nietrudno policzyć, że od ostatniego filmu z serii minęło raptem pięć lat, a to naprawdę niewielki okres czasu, biorąc pod uwagę fakt, że na rebooty/remake’i czeka się dekady.
Ten ruch można było przewidzieć, ponieważ już trzy lata temu Ghost House Pictures starało się wskrzesić The Grudge. Wtedy te plany spaliły na panewce, jednak Raimi nie poddał się, a jego wytwórnia tym razem połączyła siły z domem produkcyjnym Good Universe (odpowiedzialnym za remake Oldboy z 2013) i sprawy nabrały tempa. Zatrudniono scenarzystę Jeffa Buhlera (Nocny Pociąg z Mięsem), który także ma być odpowiedzialny za scenariusz do remake’u do Jacob’s Ladder (Drabina Jakubowa).
No dobra, wszystko wydaje się mniej więcej przyszykowane, Raimi zwarł dolną część ciała, zacisnął zęby i prze do przodu. Tylko kurcze, po co? Rozumiem doskonale remake Martwego Zła, kultowego horroru, który zgromadził rzesze fanów na całym świecie, czczących film jak jakiegoś bożka. Od oryginału minęło ponad trzydzieści lat i markę wypadało wskrzesić, ale The Grudge? Ten film nie był nawet w połowie tak dobry jak Martwe Zło i (komediowe) Martwe Zło 2, a na dodatek od pierwszego filmu minęło tylko dziesięć lat, więc nikt i tak nie zdążył nawet zatęsknić za tym dziełem. Rozumiem względy ekonomiczne, ale panie Raimi, no może chociaż poczekać tak jeszcze kolejne dziesięć lat z remake’iem remake’u…