REKLAMA

Sejm zniósł limit reklam w TV, ale nie szykuj się na szybki upadek telewizji

Reklamy w telewizji dla wielu są najgorszą plagą tego medium. Od lat narzekamy, że jest ich za dużo i coraz chętniej przerzucamy się na pozbawione podobnych przerywników serwisy VOD. Wprowadzona przez Sejm nowelizacja ustawy o radiofonii i telewizji na pierwszy rzut oka zapowiada prawdziwą apokalipsę, ale czy tak jest w rzeczywistości?

reklamy w telewizji limit sejm nowelizacja
REKLAMA

Namolne i zbyt długie przerwy reklamowe zawsze były największym cierniem w oku użytkowników linearnej telewizji. Niemal nikt ich nie lubi, wszyscy zaś bez wyjątku narzekają na ich długość, gdy muszą desperacko szukać zajęcia w środku oglądanego filmu czy serialu. Sytuacja nie zmieniła się od kilkunastu lat, co miało swoje plusy i minusy. Osoby mające dosyć reklam chętnie przerzucały się na platformy streamingowe, a pozostali zagryzali zęby, pocieszając się tym, że przynajmniej nie jest gorzej.

Ostatnio w przestrzeni internetowej pojawiło się jednak sporo apokaliptycznych nagłówków, które ostrzegały przed rychłych nadejściem zmasowanej fali reklam. Wszystko przez trwające od kilku miesięcy prace nad nowelizacją ustawy o radiofonii i telewizji. Zmiany w prawie weszły w życie 1 listopada i doprowadzą do kilku mniej lub bardziej kosmetycznych przetasowań na rynku medialnym. Jedna kwestia siłą rzeczy wybiła się jednak z tłumu znowelizowanych paragrafów.

REKLAMA

Sejm zniósł ogólny limit 12 minut reklam na godzinę. Teraz sprawy wyglądają znacznie bardziej skomplikowanie.

Nie bez powodu użyłem słowa "wyglądają", bo rządzący przy okazji ciągnącego się miesiącami sporu o tzw. "Lex TVN" postanowili bardziej namieszać w nomenklaturze niż dokonać rzeczywistych zmian. Jakie dokładne zmiany zaszły w polskim prawie? Obowiązujący przez lata limit zakładał, że przez całą dobę na nadawcy telewizyjni mogą przeznaczyć na reklamy maksymalnie 20 proc. każdej godziny. Czyli do 12 minut. Tą prostą i klarowną zasadę Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego (już bez Sportu) zastąpiło podziałem na trzy strefy:

  • strefa pierwsza od 6:00 do 18:00 z ogólnym limitem do 144 minut reklam
  • strefa druga od 18:00 do 24:00 z ogólnym limitem do 72 minut reklam
  • strefa trzecia od 24:00 do 6:00 bez żadnego limtu

W dwóch pierwszych oznacza to utrzymanie identycznego jak dotychczas górnego zakresu do 20 proc. czasu antenowego. Jedyna różnica jest taka, że teraz nadawcy nie muszą ograniczać się do kilku 12-minutowych bloków reklamowych i mogą ten czas podzielić w sposób bardziej elastyczny. Nikt nie broni im też od tej pory przerywać np. widowisk sportowych w innych momentach niż zarządzona przez sędziego przerwa.

W gruncie rzeczy nie oznacza to więc zwiększenia liczby reklam, a tylko ich inne rozlokowanie. Nie tyczy się to jednak nocy.

Widzowie zostający przed telewizorami po północy teoretycznie muszą przygotować się na częstsze i dłuższe katowanie reklamami. Pytanie, czy zmiany będą faktycznie aż tak bolesne. Bynajmniej nie wierzę w dobroć serca największych stacji telewizyjnych i nie mam wątpliwości, że Polsat czy TVN będą chciały wykorzystać okazję. Skoro prawo nie zabrania, to w sumie czemu nie? Każdy trzeźwo patrzący na sytuację nadawca TV zdaje sobie jednak sprawę, że nie należy wylewać dziecka z kąpielą.

REKLAMA

Koniec telewizji ogłaszano przy różnych okazjach wielokrotnie przez całą ostatnią dekadę. Wszystkie podobne głosy okazały się jednak zdecydowanie przesadzone, co oczywiście nie oznacza, że ta nie straciła wpływów, prestiżu i środków z reklam. Widzimy to na własne oczy i trudno do końca przewidzieć, jaki będzie stosunek sił między telewizją linearną i VOD za 60-70 lat. Nie jest jednak tak, że serwisy streamingowe to sama słodycz, a wszystko, co robi telewizja, należy wywalić na śmietnik. Zresztą wystarczy zobaczyć, jak wiele pomysłów rodem z TV w ostatnich latach podkradł Netflix i platformy VOD.

Wielu widzów w Polsce wcale nie ma ochoty rezygnować ze względnie tanich w skali Zachodu abonamentów telewizyjnych na rzecz kolejnych usług streamingowych. Tylko nadmierna chciwość i przeładowanie ramówki reklamami mogłoby ich wystarczająco odstraszyć od telewizji, żeby przeszli całkowicie na stronę Netfliksa, HBO GO, Playera czy Viaplay. Listopadowa nowelizacja nie jest więc sama w sobie zapowiedzią żadnej reklamowej apokalipsy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA