Końcówka 2. sezonu Riverdale wywoływała łzy politowania, a zgrzytanie moich zębów prawdopodobnie słyszeli wszyscy sąsiedzi. Na szczęście 3. seria zapowiada się wyjątkowo dobrze.
OCENA
Uwaga, spoilery!
Ostatnio bohaterów Riverdale zostawiliśmy, gdy Archie został oskarżony o morderstwo. I chyba największą zaletą tego rozwiązania było zamknięcie kiepskich i źle poprowadzonych wątków dotyczących przestępczego życia głównego bohatera. Poczciwy rudzielec zaangażował się bowiem w nielegalną działalność ojca swojej dziewczyny, a wszystkie te gangsterskie motywy, groźni przestępcy i oczywiście próba zmuszenia bohatera do współpracy z agentami federalnymi, zostały poprowadzone tak naiwnie, że nawet pojemna i bardzo dowcipna formuła serialu nie była w stanie ich udźwignąć.
Ale 3. sezon Riverdale daje nadzieję na poprawę.
Zaczynamy, gdy dobiega końca sądowa batalia, która zadecyduje o winie lub niewinności głównego bohatera. Cały proces zostaje sprowadzony do kilku krótkich scen, ale wynik poznajemy dopiero na końcu. Muszę przyznać, że rozwiązanie było bardzo satysfakcjonujące i zapowiada się, że serial czekają spore zmiany.
Dotyczy to również innych bohaterów. Chociaż Jughead ma ugruntowaną pozycję, to będzie musiał zmierzyć się z Ghulami, które opanowały dawne terytorium Węży. Veronica będzie musiała stawić czoła ojcu, który zrzucił na jej chłopaka wszystkie te nieszczęścia, wrabiając go w przestępstwo, którego nie popełnił. Cheryl Blossom jest zakochana i współpracuje z gangiem.
Co jednak jest istotne - i co przy okazji bardzo dobrze oceniam - zaczynają wybrzmiewać wątki, które zostały jedynie zasugerowane w poprzednich sezonach. Chodzi mi konkretnie o motyw farmy, na którą Polly – siostra Betty - uciekła wraz ze swoimi dziećmi. To o tyle interesujące, że widmo tego zgromadzenia, które prawdopodobnie będzie przypominało mroczną sektę, wisiało nad bohaterami od jakiegoś czasu.
Podoba mi się kierunek, w którym zmierza ten serial.
Potworna naiwność i rysowane grubą krechą parodie nie muszą się podobać każdemu. Sam byłem już znudzony drugim sezonem i czułem, że nawet świadomość gry gatunkami, nie jest w stanie wytłumaczyć wszystkich dziwnych wydarzeń i nietrzymających się kupy wątków. Jednak po kilku miesiącach przerwy, wystarczyło kilkanaście minut, a ja już byłem zaangażowany w losy bohaterów. Oczywiście pierwszy epizod to dopiero wstęp do właściwej fabuły. Jego celem było domknięcie poprzedniej serii i wskazanie, w którym kierunku zmierza cały sezon.
A zmierza w ku horrorowi.
Oczywiście rzucanie stereotypami wcale się nie skończyło. W nową tajemnicę uwikłani się pasjonaci gier fabularnych, bo prawdopodobnie za bardzo wczuwali się w wymyślone postacie. Już samo zakończenie sugeruje, że sekta, którą wkręciła się mama Betty, to nie tylko zgromadzenie cynicznego przywódcy kultu religijnego, a coś znacznie, znacznie groźniejszego.
Pozostaje mieć nadzieję, że nowy sezon nie straci pazura i nie roztrzaska się o własne ambicje. Są przecież granice parodii i puszczania oka widzów.