Dear Reader to solowy projekt niejakiej Cherilyn MacNeil, pochodzącej z Republiki Południowej Afryki wokalistki i multiinstrumentalistki, która w zaciszu własnego domu nagrywa swój głos, instrumenty, produkuje całość - po prostu tworzy muzykę. Wyjątkowo piękną muzykę.
Co więcej, twórczość Cheri ma zaczepienie w historii i wartych uwagi, bo poruszanych do dziś, problemach społecznych i przemianach, jakie dokonały się w myśleniu ludzi na temat wolności, równości, praw człowieka i wielu innych kwestii. Ok, ale to wam pewnie nic konkretnego nie mówi, zacznijmy zatem od początku.
Rivonia to w zasadzie koncept album, od początku do końca poświęcony problemowi apartheidu w RPA, a w związku z tym, że wokalistka zdążyła się zapoznać z realiami życia na południu Afryki i nawet jeśli nie do końca sama uczestniczyła w kluczowych wydarzeniach prowadzących do obalenia tamtego systemu (Cheri jest z rocznika 1983), to na pewno miała okazję poznać tę historię z relacji swoich sąsiadów, bliskich i znajomych, a na własne oczy zobaczyć natomiast skutki tej radykalnej zmiany społecznej.
To wszystko słychać na płycie - i w związku z tym, że mówimy tu o artystce, która poznała historię swojego najbliższego otoczenia z perspektywy zwykłych, szarych ludzi, w kontekście ich codziennego życia, a nie w jakimś szerokim ujęciu społeczno-politycznym, historie, jakie opowiada Cheri na Rivonii również są kameralne, emocjonalne, pisane prostym językiem, którym daleko do wielkich haseł czy jakiegoś ideologicznego przekazu. Perspektywa, jaką obiera artystka przypomina spojrzenie niewinnego dziecka, naiwnie obserwującego to, co się dzieje dookoła niego - a to jest znacznie bardziej poruszające i angażujące, bo jednocześnie bezpretensjonalne i szczere. Przykład? 27.04.1994, mój ulubiony utwór z Rivonii, Cheri śpiewa tam o pierwszych mieszanych rasowo wyborach w RPA: “What does it mean? The thumbs are blue / And the ballots are green / And Nancy and Sarah / Are singing hosanna / They stood in the queue too”. Posłuchajcie też na przykład przejmującego tekstu do Took Them Away, gdzie całej sytuacji przygląda się niewiele rozumiejące dziecko, wychowywane w duchu apartheidu: “White and black together sat / I just stood and stared / How was I to know what it all meant?”. I jasne, nie jest to jakaś wybitnie ambitna, głęboka poezja z tysiącem znaczeń - ale w tym tkwi właśnie piękno tych teksów, są proste i trafiają w samo sedno.
A nawet jeśli "na sucho” nie robią na was wrażenia, to wierzcie mi, świetne współgrają z delikatnym głosem Cheri i dopracowaną stroną instrumentalną tej płyty. Piosenki mimo niekiedy bardzo ponurej i pesymistycznej tematyki wcale nie są smętne ani żałobne, wręcz przeciwnie - stanową bardzo zwiewny i lekki nośnik dla historii opowiadanych przez wokalistkę, niekiedy przemykając nieco w tle, a niekiedy zdecydowanie stanowiąc przeciwwagę dla narracji. I to wszystko ze sobą gra, a wszystkie te instrumenty (na płycie występują gościnnie jakieś dwa tuziny rozmaitych zaproszonych instrumentalistów) bezbłędnie nadają ton i klimat kompozycjom. Jeśli jednak coś robi większe wrażenie niż cudownie brzmiące skrzypce czy klarnet, to są to harmonie wokalne, również wykorzystywane z umiarem, choć prawdziwy pokaz umiejętności Cheri w tym względzie przypada na Down Under, Mining. Warto jeszcze wspomnieć o samym głosie wokalistki - domyślam się, że wielu z was może on nie przypasować, bo brzmi aż nazbyt słodko i gładko, szczególnie w stosunku do dość poważnego w swoim przekazie kontekstu albumu - ale mi się on akurat bardzo podoba i moim zdaniem bardzo dobrze koresponduje z tą naiwną, bezpretensjonalną, wręcz dziecinną narracją.
Nie ma co jednak tego krążka rozkładać na czynniki pierwsze - bowiem broni się on jako całość. Jest to przemyślany, dopracowany i wartościowy zbiór historii opowiedzianych z sercem i z żywymi emocjami. Trudno o tak ludzkie, prostolinijne, ale jednocześnie tak szczerze i prawdziwe brzmiące ujęcie trudnego tematu jakim jest lub był apartheid. Bez polityki, bez zwodniczych ideologii, bez silenia się na wielkie słowa. Dear Reader daje nam to wszystko, na dodatek okraszone adekwatną oprawą muzyczną.
To nie jest jakieś wiekopomne dzieło, to nie jest przełomowa płyta, która zmieni muzykę, czy będzie ważnym głosem w dyskusji na temat praw człowieka albo historii RPA. Ale jest to album, który mnie poruszył, skłonił do przyjrzenia się bliżej tekstom i którego nie potrafię aktualnie przestać słuchać.