Przez kilka lat konsekwentnego realizowania produkcji lokalnych, Netflix zbudował niemałą bibliotekę polskich filmów. Dziś wybieramy najlepsze rodzime obrazy sygnowane czerwonym logiem streamingowego giganta.

Netflix zrealizował już na naszym gruncie sporo filmów i seriali. O ile wydaje mi się, że to właśnie te drugie częściej okazują się udane, o tyle nie mogę zaprzeczyć, że wśród produkcji pełnometrażowych znalazło się kilka mniejszych lub większych perełek. Tytułów, które coś we mnie poruszyły. Czasem po prostu zapewniły odrobinę rozrywki, urozmaiciły wieczór, a czasem zaskoczyły jakością i faktem, że działa w nich niemal każdy aspekt.
Oto piętnaście najlepszych.
Netflix: polskie filmy - TOP 15
Spis treści:
- 15. Broad Peak
- 14. Jeszcze przed świętami
- 13. Rozwodnicy
- 12. Wszyscy moi przyjaciele nie żyją
- 11. Freestyle
- 10. Bokser
- 9. W lesie dziś nie zaśnie nikt
- 8. Dzień matki
- 7. Prime Time
- 6. Napad
- 5. Noc w przedszkolu
- 4. Ostatnia wieczerza
- 3. Hiacynt
- 2. Fanfik
- 1. Znachor
Broad Peak
Oczekiwania były spore - a rozczarowanie jeszcze większe. Leszek Dawid nie dowiózł emocjonalnie, choć trzeba mu przyznać: piękne to jest, ekranowy chłód przenika kości. Oprawa to prawdziwy szczyt, szkoda tylko, że scenariusza zabrakło. Nie mniej: nieźle się ogląda i nie nuży.
Jeszcze przed świętami
Polskie rom-komy Netfliksa to zazwyczaj nieznośne paździerze pokroju serii „Miłość do kwadratu”, która dosłownie morduje komórki mózgowe. „Jeszcze przed świętami” od Aleksandry Kułakowskiej i Macieja Prykowskiego wypada jednak znacznie lepiej od pozostałych (choć wciąż trudno mówić o rewelacji). A leci to tak: gdy wredny współpracownik sabotuje jej pracę, kurierka i pomocny klient muszą bardzo się spieszyć, by dostarczyć prezenty świąteczne na czas. Nie ma tragedii, a i obsada dowozi.
Rozwodnicy
Dwadzieścia lat po rozwodzie i obraniu osobnych życiowych ścieżek para byłych małżonków (w tych rolach Magdalena Popławska i Wojciech Mecwaldowski) rozpoczyna starania, by uzyskać oficjalne orzeczenie nieważności ich krótkiego małżeństwa. A wówczas odkrywają, że znaleźli się w niekończącej się spirali kościelnych przepisów. Czasem rozbawi, czasem dotknie ważniejszego tematu - jasne, zakończenie mdli, a humor bywa bardzo niewysublimowany, ale całościowo - daje radę!
Wszyscy moi przyjaciele nie żyją
Ależ ten film namieszał - spolaryzował nie tylko widownię, lecz także rodzimą krytykę. Spora część mediów obrzuciła debiut Jana Belcla błotem, nie zabrakło jednak głosów (pochodzących od uznanych dziennikarzy), które produkcji broniły. Sam uważam, że całościowo częściej chybia niż trafia, ale... Wygląda do świetnie, jest po mistrzowsku zmontowane, charakterologia bohaterów znacząco uatrakcyjnia całkiem zgrabną intrygę, narracja aż wibruje od kinofilskiej energii. Takich filmów wciąż brakuje na naszym rynku: odważnie gatunkowych, mieszających, dajmy na to, nastoletnią komedię z kinem grozy i postmodernistycznymi zagrywkami gwarantującymi solidną rozrywkę. Jak się potyka, to na pełnej, ale potrafi sprawić frajdę - do tego jest brawurowe (a wręcz bezczelne) i bardzo fajnie obsadzone. Super choreografia w finale!
Freestyle
Fajna dramaturgia. Próbując zarobić na nagranie debiutanckiej płyty, obiecujący uliczny raper i jego przyjaciel wpadają - jakżeby inaczej - w tarapaty. Duża transakcja narkotykowa kończy się dla nich bowiem totalną katastrofą. Zaskakująco nieschematyczne, fajnie zagrane, przeważnie nieudolnie (ale momentami zaskakująco skutecznie!) mrugające okiem do fanów braci Safdie czy... Refna. Na zmianę absurdalne i wiarygodne. Szanuję takie próby.
Bokser
„Bokser” tłucze swoich bohaterów bez litości, emocjonalnie i fizycznie. Niestety ciosy wymierzone w widza pozostają w większości chybione, choć niewiele brakowało. Całość okazuje się filmem nie tyle złym, co rozczarowującym - bo widać, że drzemał w nim potencjał na coś znacznie, znacznie lepszego. Powtarzanie się po dziesiątkach zachodnich klasyków utrudnia zaangażowanie się w tę przydługą opowieść, którą już doskonale znamy. Ale ogląda się bez bólu, zwłaszcza, że technicznie to naprawdę kawał dobrego kina.
W lesie dziś nie zaśnie nikt
Można się kłócić, która z części jest lepsza (oraz czy którakolwiek jest w ogóle dobra) - na zgodę nie ma szans, to już wiemy. Tak czy owak, dostaliśmy dwa slashery - jeden tradycyjny, bardziej lub mniej udanie ogrywający i parodiujący znane tropy, oraz drugi, odklejony, jadący po bandzie. Ja bawiłem się dobrze na obu seansach. I będę bronił. Laurki, pewnie, ale dają sporo uciechy.
Dzień matki
Nawet jeśli efekt końcowy nie zachwyca, nie potrafię nie darzyć sympatią rodzimych prób stworzenia czegoś być może oklepanego na zachodzie, ale w naszych realiach - wręcz przeciwnie. Streszczając: kiedy syn, którego zostawiła w dzieciństwie, zostaje porwany, była agentka specjalna Nina musi znowu użyć swoich zabójczych umiejętności, aby sprowadzić go do domu. Znaczy się: Agnieszka Grochowska kopie tyłki niczym John Wick, tylko że z Pragi. Momentami cudownie kampowe, kreatywne, realizacyjnie bardzo biegłe. Całościowo: zaskakująco przemyślane, a i emocjonalnie trafia. Scena z marchewkami to majstersztyk. Minusy: tempo, wytracanie impetu z czasem. Szkoda, bo niewiele brakowało, a byłaby perła.
Prime Time
Jakub Piątek - inspirując się prawdziwymi wydarzeniami - opowiedział historię o tym, jak uzbrojony mężczyzna wchodzi do studia telewizyjnego i bierze zakładników. Jego celem jest wejście na wizję podczas tytułowego prime time’u. Reżyser FENOMENALNIE operuje napięciem: film jako dreszczowiec działa doskonale, a obsada jeszcze pogłębia wrażenia. Jest tam coś o społeczeństwie wbrew oczekiwaniom udręczonym transformacją, ale poza tym, że ładne to i kopie, to niewiele skrywa pod powierzchnią.
Napad
Olaf Lubaszenko w najlepszej kreacji od lat. Naprawdę niezły kryminał, trochę chaotyczny i lubiący się popisywać, ale ma fantastyczny klimat, świetnie wygląda (w sumie jak większość tych polskich produkcji Netfliksa), zahacza o tragedię, pochyla się nad ówczesnym polityczno-społecznym krajobrazem z uwagą. Prosty, ale rasowy. Dobrze się to ogląda.
Noc w przedszkolu
Sprawdźcie to: młody mężczyzna sabotuje próbę jasełek, aby uniemożliwić grupie ekscentrycznych rodziców i nauczycieli wyrzucenie z przedszkola syna swojej dziewczyny. Jedno z największych zaskoczeń, jakie zafundowały mi polskie produkcje Netfliksa. I zdecydowanie jeden z moich ulubionych obrazów z tej sfery. Powaga. Wzorowo zagrany, bardzo ciepły film; pełen serca i dobrych intencji. Twórcy bywają dla swoich bohaterek i bohaterów bezwzględni, ale przyglądają się im z empatią i zrozumieniem. Może to i banalne, ale zawsze warto przypomnieć, że zdecydowana większość z nas tak naprawdę nie do końca wie, co robi - choć przecież chcemy dobrze. Aha, wreszcie dostaliśmy naprawdę błyskotliwe, cięte dialogi. Jest autentycznie, szczerze, niewymuszenie.
Ostatnia wieczerza
Raczej nie przesadzę, jeśli powiem, że to jeden z najlepszych polskich horrorów w historii. Jasne, nie zrobiliśmy ich zbyt wiele, ale trochę by się znalazło - zwłaszcza w ostatnich latach. Widać po nich, że nasi twórcy mają potencjał i są w stanie sporo z tego gatunku wycisnąć - niestety, w Polsce robienie takiego gatunkowego kina jest zawsze obarczone ryzykiem. A co tu mamy? Tym razem Bartosz M. Kowalski postanowił sięgnąć głębiej, niż w przypadku "W lesie dziś...". Mamy rok 1987. Milicjant prowadzący śledztwo w sprawie tajemniczych przypadków zaginięcia infiltruje odległy klasztor i odkrywa mroczną prawdę o duchownych. Skuteczny, mądry psychologiczny horror, jakiego nie musimy się wstydzić. Jazda!
Hiacynt
My to lubimy katować PRL. Robert, młody milicjant z zasadami, wpada na trop seryjnego mordercy gejów. W toku śledztwa poznaje Arka i postanawia wykorzystać go jako informatora, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo ta relacja wpłynie nie tylko na jego pracę, ale także życie osobiste. Udany miks retro-kryminału z melodramatem, pod koniec się sypie, jasne, ale dostarcza kilku refleksji i sporo (czasem trudnych) emocji. Mroczna, brutalna, ale i stylowa opowieść o zepsuciu ówczesnej władzy. Sprawne, a Ziętek mistrz.
Fanfik
Między dwójką licealistów tworzy się intensywna więź, gdy wspólnie pokonują wyzwania związane z odkrywaniem i wyrażaniem swojego najprawdziwszego ja. W tym wypadku sprawa jest nieco bardziej skomplikowana - mówimy bowiem o jednym z pierwszych filmów z naszego podwórka, które na pierwszy plan wysuwają transpłciową postać. Na szczęście się udało - a to ważne, bo Polska wciąż potrzebuje takich obrazów. "Fanfik" w ogóle okazał się rzeczą unikalną na naszym rynku - przecierającą szlaki, ba, rozpychającą się łokciami w nawale skostniałych, wtórnych fabuł i postaci. I robiącą to wszystko naprawdę dobrze. Wierzę, że udało się jej również sprawić, że część widowni poczuje się dzięki seansowi lepiej, mniej samotnie. A to jedna z największych wartości tekstów kultury. Ładne, urocze, mądre, nienachalnie pedagogiczne.
Znachor
Tyle było płaczu, że się na świętość porywają. A tu proszę: wyszło znakomicie. Inaczej, ale z szacunkiem do oryginału, z postaciami bardziej pełnokrwistymi niż w najpopularniejszej adaptacji, z większą dawką (ludzkich, szczerych, a nie rozdmuchanych) emocji. Jest nostalgia, ale i świeżość; znakomita realizacja, cudowna obsada. Dosłownie wszystko jest w tym filmie lepsze niż się spodziewałem - ba, moim zdaniem przebija Hoffmana. Ma w sobie swoją własną ponadczasowość.
Czytaj więcej:
- Najlepsze filmy akcji. Wybieramy tytuły Netfliksa, które dostarczą wam adrenaliny
- Najlepsze filmy romantyczne. TOP 25 tytułów na 2025 rok
- Najlepsze kryminały wszech czasów. TOP 15 kultowych filmów kryminalnych
- Netflix: 11 ciepłych filmów na jesień 2024. Te tytuły roztopią wasze serca
- Najlepsze komedie 2024. TOP 15 najzabawniejszych tytułów tego roku
- Najlepsze thrillery 2024 roku. Te dreszczowce zmiażdżyły widzów
- Najlepsze filmy sci-fi ostatniej dekady. TOP 10 tytułów na 2024 rok