Trzecia część uwielbianej serii jest momentem powrotów. Na stołku reżysera znów zasiadł Jakub Michalczuk, a do obsady dołączył po przerwie jedyny w swoim rodzaju Marcin Dorociński. Czy obaj mogą być zadowoleni? Co ważniejsze - czy widzowie mogą? Po seansie "Teściów 3" mogę powiedzieć z pełnym przekonaniem: tak!

Nie ukrywam - pierwszą część "Teściów" obejrzałem stosunkowo późno. Wzbraniałem się, bo miałem w głowie obawy przed kolejną, toporną satyrą z podziałem na "mieszczuchów" i "wieśniaków". Na szczęście Jakub Michalczuk z prędkością światła pokazał mi, że nie miałem się czego bać - jego film okazał się bardzo błyskotliwy, przewrotnym, inteligentnie rozgrywającym klasowe i osobiste niesnaski pomiędzy głównymi bohaterami, a główny kwartet aktorski oglądało się z niekłamaną przyjemnością. Druga część była nieznacznym (ale zauważalnym) spadkiem formy, pozbawionym zarówno Michalczuka za sterami, jak i Marcina Dorocińskiego w obsadzie. Na szczęście w trzeciej części obaj wracają na swoje miejsca - z pożytkiem dla filmu i widzów.
Teściowie 3 - recenzja filmu
Za pierwszym razem był ślub który się nie odbył, za drugim - ten, który się odbył. Trzecie spotkanie odbywa się u Wandy (Izabela Kuna) i Tadeusza (Adam Woronowicz) Chrapków, a okazją do wspólnej celebracji (i tego, co z niej wyniknie) są chrzciny wnuka. Na Podlasie, nieświadoma przyszłego ochlapania dzidziusia świecona wodą zajeżdża również Małgosia (Maja Ostaszewska), tym razem z eskortą koleżanki psychiatrki imieniem Grażynka (Aleksandra Popławska). Na liście gości nieoczekiwanie znajduje się też były, ale wciąż nierozwiedziony mąż Małgosi, Andrzej (Marcin Dorociński). Jak nietrudno się domyślić, po raz kolejny wydarzenie domyślnie jednoczące, stanie się polem do wzajemnych pretensji i odkurzonych konfliktów.
"Teściowersum" to, zaiste, jedno z ciekawszych filmowych zjawisk w polskim kinie ostatnich lat. Mieliśmy już ślub, teraz chrzciny - jeszcze trochę rodzinnych uroczystości do obskoczenia zostało. Wydaje mi się jednak, że wieczna eksploracja nie miałaby sensu i tak naprawdę liczę, że jesteśmy bliżej końca serii. Nie dlatego, że jej nie lubię - wręcz przeciwnie. Bohaterowie na przestrzeni trzech filmów przeszli ciekawe ewolucje i właśnie dlatego zostawiłbym ich już w spokoju. Nawet najlepsze koncepty po pewnym czasie ulegają wypaleniu. Na szczęście powracający Jakub Michalczuk i scenarzysta całej trylogii Marek Modzelewski pokazali, że "trójka" potrafi jeszcze sporo zaoferować.
Otwierający mastershot przywołuje miłe wspomnienia z pierwszej części, a fabularny szkielet filmu się specjalnie nie zmienia względem poprzedników. Czwórka głównych bohaterów, pomimo silnego komediowego nastroju i zapewniających go błyskotliwych, świetnie napisanych dialogów, charakteryzuje się, w różny sposób, połamanymi duszami. Wanda wyzwolenie zaistniałe w "dwójce" przemienia w samorozwój i romans. Tadeusz, świadomy przyprawianych rogów, nie potrafi zebrać się i porozmawiać o tym, ani wykonać jakiegoś czynu w tej sprawie. U Wilków jest nie lepiej - Małgosia za warszawsko ciętym językiem oraz podsuwanymi przez przyjaciółkę tabletkami skrywa ból i coraz bardziej dotykającą samotność. Nawet Andrzej, który zdaje się wieść życie jak w Madrycie (Australia, własny biznes, syn, młoda żona) jest jakiś taki bardziej struty, nostalgiczny, jak to ujmuje jego filmowy syn - "cieplejszy".
Podobnie zresztą jest z samym Michalczukiem. W pierwszej części interesowała go przede wszystkim (inteligentna, ale wciąż) komedia wynikająca z różnic charakterologicznych i klasowych między Wilkami i Chrapkami. W tegorocznej historii, to co się z nimi działo na przestrzeni lat, nie pozostaje bez wpływu i zgrabnie się łączy w całość. Bromance Andrzeja i Tadeusza zostaje potwierdzony wspólnym czynem (brawa za scenę wspólnego obalania kieliszka, która jest wzruszająca, tragicznie rozdzierająca serducho i przekomiczna naraz), a Wanda i Małgosia nieraz się skonfrontują i kto wie, może wreszcie oczyszczą z atmosfery, która między nimi była? Tu furtka zostaje uchylona.

W zasadzie "Teściów 3" możnaby podzielić na "Teściów" i "Teściowe". Pierwszy element pozwala Adamowi Woronowiczowi na więcej ekranowego czasu niż poprzednio, dzięki czemu dostajemy od niego wiele więcej, niż ciamajdowatego Tadka. Ten aktor to niezwykły komediowy talent (cheers!), ale w filmie Michalczuka z jego postaci bije bardzo dużo ludzkiego ciepła, chyba najwięcej dotychczas.
Wraz z Woronowiczem wspaniały duet tworzy Marcin Dorociński, którego powrót okazał się mistrzowską decyzją. Panowie mają doskonałą chemię, jakby byli braćmi rozdzielonymi przy porodzie.
Bardzo mnie ucieszyło, że "Teściowie 3" dali trochę więcej pola właśnie ich postaciom. Nie można jednak zapomnieć o kobiecej części tego filmu. "Teściowe" za to są odpowiedzialne za tę część filmu, która ma podtrzymać typową dla serii i siłą rzeczy konieczną satyrę na odwieczny spór "warszawki" i "zaścianka". Twórcy zaznaczają ten element fabuły nieraz i nie dwa, ale na całe szczęście nie czynią z tego przewodniego, wciskanego widzom łopatą motywu. Bardziej, niż polityczno-społeczne statementy, starają się dostrzec postacie, które są jakie są nie bez przyczyny (w pewnym momencie dowiadujemy się więcej o genezie "zaściankowości" Wandy) - ewoluują, ale też tłumią w sobie emocje, podejmują złe decyzje. Może dlatego "Teściowie 3" zasługują na miano najbardziej ludzkiej ze wszystkich części.
Izabelę Kunę i Maję Ostaszewską świetnie się ogląda, gdy sobie docinają, ale jeszcze lepiej, gdy obie bohaterki powoli ściągają z siebie toksyczne maski. Michalczuk i Modzelewski dorzucają im drugi plan, który spełnia się znacznie lepiej, niż w poprzedniej części. Popławska w roli wyzwolonej specjalistki od tabletek Małgosi wypada poprawnie, Mecwaldowski bez pudła bawi się rolą jarmarcznego właściciela przybytku, w którym zostaje zorganizowana rodzinna impreza.
"Teściowie 3" to film chyba najmniej nastawiony na komedię z całej trylogii, ale gdy bawi, to z potężną siłą. Nie licząc banalnego finału, mamy do czynienia ze świetnym filmem, który gwarantuje sporo przestrzeni do ciekawych, a nawet poruszających refleksji. Jakub Michalczuk jest dowodem na to, że istnieją w Polsce reżyserzy, którzy umieją opowiadać komediodramaty ze społecznym tłem i dostrzegać w bohaterach przede wszystkim ludzi.
Więcej o polskim kinie przeczytacie na Spider's Web:
- Lada chwila poznamy polskiego kandydata do Oscara. Oto faworyci
- Polska komedia prosto z kin ekspresowo trafi na Netfliksa
- Prześwit: mamy datę premiery i zwiastun filmu z Cezarym Łukaszewiczem i Darią Poluniną
- Trzy miłości - recenzja. Czy polski thriller erotyczny się udał?
- Disney+ wreszcie uśmiechnął się do Polaków. Nasz film jest hitem
zdjęcie główne: NEXT FILM