Agencja prasowa Associated Press zacytowała najnowszy wywiad polskiej edycji Newsweeka, w którym to Roman Polański nie szczęści ostrych słów pod adresem ruchu #MeToo.
Owego wywiadu Roman Polański udzielił jeszcze przed tym, gdy Amerykańska Akademia Filmowa ogłosiła jego wyrzucenie z jej szeregów.
Reżyser "Dziecka Rosemary" oraz wchodzącego właśnie na nasze ekrany filmu "Prawdziwa historia" nie przebierał w słowach, odnosząc się do założeń ruchu #MeToo:
A dalej wcale nie spuścił z tonu. Porównał reakcję branży rozrywkowej na #MeToo do sposobu, w jakim w Północnej Korei opłakuje się zmarłych przywódców:
Nawet jeśli słowa Polańskiego wydawać się mogą ciut za ostre, to na pewno nie da się stwierdzić, że sytuacja jest czarno-biała. Całkiem istotnym czynnikiem ruchu #MeToo jest poprawność polityczna. I choć oczywiście cała akcja jest potrzebna i przyniosła więcej dobrego niż złego, to ma też ona drugą stronę medalu.
Jednym ze skutków fenomenu #MeToo jest decyzja Amerykańskiej Akademii Filmowej o wyrzuceniu Romana Polańskiego (i razem z nim Billa Cosby’ego) z jej szeregów. Nawet jeśli jest to dobra i właściwa decyzja, to fakt, że podjęta została dopiero teraz pokazuje hipokryzję, o której mówi reżyser "Pianisty". Sprawa Polańskiego - przypominam - znana jest branży od końca lat 70. minionego wieku.
Przez 40 lat nikomu nie przeszkadzała jego obecność w Akademii. Tak samo nikt nie widział problemu w tym, by przyznawać Polańskiego Cezary, Złote Globy, Oscary itd.
Problem jest teraz, gdy w kontekście #MeToo cała branża rozrywkowa jest na świeczniku i wszyscy nerwowo chcą pokazać, że mają czyste rączki.
Poza tym, z jednej strony rozumiem, że Akademia dba o swój PR i czystość wizerunku, teraz kiedy tematy związane z molestowaniem seksualnym są na tapecie. Jednak, obiektywnie rzecz biorąc, Roman Polański zasłużył sobie na miejsce w szeregach Akademii swoimi dokonaniami.
Jego filmy przeszły do historii amerykańskiego i światowego kina. "Dziecko Rosemary" i "Chinatown" należą do filmowego elementarza w amerykańskich szkołach filmowych (przynajmniej do niedawna). "Nóż w wodzie" i "Wstręt" to klasyka kina europejskiego. W pełni więc rozumiem jego oburzenie oraz fakt, że reżyser zapowiedział, że pozwie Akademię.
Akademia oczywiście działa na szybko i stara się podporządkować poprawności politycznej za cenę naruszania swojego własnego regulaminu To tylko pokazuje, jak bardzo paranoiczna jest cała ta sytuacja.
Co ważne sama ofiara Polańskiego, Samantha Geimer, która oskarżyła go o gwałt w 1977 roku (od tego zaczęły się wszystkie problemy reżysera) określa decyzję Akademii jako okropną i okrutną. Osoby za nią odpowiedzialne nazywa „bandą idiotów”.
Trzeba piętnować złe zachowania i wyciągać z nich konsekwencje (w tym prawne). Jednak trzeba robić to z wyczuciem i jakąś elementarną rozwagą. Pod tym względem popkultura przypomina na razie niedojrzałego gówniarza. Takiego, który trochę nabroił i teraz stara się na szybko zatrzeć ślady.