Życie hejtera staje się coraz trudniejsze. Żeby ocenić film na Rotten Tomatoes, musisz okazać bilet do kina
Coraz częściej negatywne oceny na stronach takich jak Rotten Tomatoes, IMDb czy Filmweb stają się bronią w rękach hejterów i trolli. Amerykański serwis postanowił wprowadzić kolejną zmianę, która ma to utrudnić. Ale czy konieczność udowadniania, że poszło się do kina, aby nie jest krokiem za daleko?
„Kapitan Marvel” z wynikiem 56 proc., finałowy sezon „Gry o tron” z 36 proc., a także „Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi” z miernymi 44 proc. Wszystko to są średnie ocen użytkowników portalu Rotten Tomatoes. Ogromne, wysokobudżetowe produkcje coraz częściej muszą mierzyć się z negatywnym odzewem widzów, który przeważnie łączy się ze zmasowanym hejtem w mediach społecznościowych oraz na Reddicie i YouTubie. Problem istnieje i tylko ktoś całkowicie ślepy mógłby go ignorować.
Zwłaszcza, że po drodze obrywają nawet filmy, które nie miały jeszcze swojej premiery. Albo jak w przypadku Epizodu IX „Gwiezdnych wojen” nawet nie było wiadomo jaki jest tytuł. A mimo to osoby krytykujące Disneya czuły się w obowiązku atakować tą produkcję. Co zresztą z perspektywy czasu wygląda podwójnie śmiesznie, bo „The Rise of Skywalker” na ten moment wygląda na produkcję przepełnioną fan-servicem.
Cierpliwość serwisu Rotten Tomatoes skończyła się jednak po aferze z „Kapitan Marvel”. Najpierw serwis zablokował możliwość oceniania filmów przed premierą, a potem postanowiono wprowadzić konieczność odpowiedzenia na pytanie, czy wcześniej widziało się film. Poważnie wątpiłem wówczas, czy taka metoda będzie skuteczna i jak się okazuje miałem rację. Bo ledwie półtora miesiąca później stanowisko Rotten Tomatoes jeszcze się zaostrzyło.
Od tego momentu każda osoba oceniająca film będzie musiała udowodnić, że kupiła bilet. Dopiero wtedy ich opinia zostaje dołączona do ogólnego wyniku.
W przeciwnym wypadku nadal użytkownik nadal będzie mógł wystawić liczbę gwiazdek, ale będzie się ona wyświetlać tylko na jego profilu. Osoby, które potwierdzą kupno biletu, dostaną specjalną odznakę, podobnie jak ich recenzje. Zobaczenie ogólnego wyniku filmu (od osób potwierdzonych i nie) nadal będzie możliwe, ale dopiero po wejściu w zakładkę: „Dowiedz się więcej”. Po kliknięciu w niej będzie można zobaczyć średnią od osób z odznaką, osób niepotwierdzonych oraz połączenie ich wyników.
Wszystko to na papierze prezentuje się całkiem zgrabnie. Potencjalne trolle internetowe zostaną z góry wykluczone, ale Rotten Tomatoes nie zamknie też do końca drzwi przed osobami, które nie będą chciały bawić się w udowadnianie zakupu. Problem w tym, że podobna strategia niesie za sobą kilka poważnych problemów.
Rotten Tomatoes jest serwisem, z którego można korzystać bez względu na miejsce zamieszkania. A potwierdzić zakup będą mogli tylko Amerykanie.
Na razie działa jedynie możliwość udowodnienia kupna biletu w serwisie Fandango. Jak podaje portal Hollywood Reporter, w dalszej przyszłości do układu zostaną dołączone również inne duże sieci AMC Theaters, Regal i Cinemark Theaters. Wciąż mówimy jednak tylko o Stanach Zjednoczonych. W imieniu walki z trollami i hejterami blokuje się częściowo możliwości korzystania z serwisu dla innych osób.
Nie wspominając o tym, że osoby chcące zaszkodzić filmom bez względu na ich jakość wciąż będą mieć mnóstwo możliwości, żeby to zrobić. Rotten Tomatoes to nie jedyny serwis tego typu. Plus co właściwie powstrzymuje, hejtera przed kupnem biletu? Przekonanie, że żaden z nich nie widział filmu jest mocno naiwne.
W tym wszystkim widać zresztą lobbying wielkich wytwórni, którym nie podoba się, że obok pozytywnej oceny od krytyków widać ikonę przewróconego popcornu. Za słabe oceny „Kapitan Marvel”, „Ostatniego Jedi” czy 8. sezonu „Gry o tron” nie odpowiadają przecież tylko hejterzy. Mnóstwo osób ma bardzo mocne i merytoryczne argumenty skierowane przeciwko tym produkcjom. Tylko dlatego, że jakaś produkcja jest krytykowana, nie oznacza od razu, że stoją za tym tylko trolle. Czym innym jest wystawienie dwóch gwiazdek irytującej produkcji, a czym innym rasistowskie ataki na aktorów.
- Czytaj także: Świat seriali bez „Gry o tron” nie będzie taki sam. I nie zmieni tego nawet nieudany finał.