Rzeczy, które nie powinny się wydarzyć w popkulturze. O czym chcielibyśmy zapomnieć?
Pisaliśmy niedawno o filmach, serialach czy albumach muzycznych, które według nas powinny powstać i to jak najprędzej. Tym razem zebraliśmy listę rzeczy, które nie powinny się wydarzyć w popkulturze.
Tomasz Gardziński
Film Batman i Robin
Batman i Robin to nie tylko jeden z najgorszych filmów w historii Hollywood, ale też obraz, który na wiele lat zabił superbohaterskie ekranizacje. Mało kto dzisiaj to pamięta, ale premiery Iron Mana, Incredible Hulka czy Batman - Początek wiązały się z dużymi obawami wielu fanów. Niewiele osób wierzyło, że pomysł na MCU może wypalić. Trudno się temu dziwić po obejrzeniu Batmana i Robina.
To szczyt campu, ale w najgorszym rozumieniu tego słowa. Można odnieść wrażenie, że film Joela Schumachera specjalnie kpi z postaci Batmana i świata komiksów. Wszystko tu jest przesadzone, kiczowate i przeraźliwie głupie. Mr. Freeze chce zamrozić Gotham, Poison Ivy chce, żeby rządziły nim rośliny. Więc oczywiście zaczynają współpracę! To ma mnóstwo sensu. Podobnie jak Bat-karty kredytowe i Bat-sutki. Reżyser po latach przeprosił za Batmana i Robina, ale żadne przeprosiny nie zdołają wymazać z pamięci fanów Mrocznego Rycerza wspomnienia George’a Clooneya z świecącym na srebrno kostiumie.
Zlikwidowanie starego kanonu Gwiezdnych wojen
Byłem jedną z osób, które niezwykle cieszyły się z ogłoszenia nowej trylogii Gwiezdnych wojen. Niedługo później Disney poinformował jednak, że będzie się to wiązało z likwidacją starego kanonu Star Wars. Opowieści ze starego Expanded Universe nie były idealne, ale wiązały się z latami przeżyć i wspomnień. Usunięcie takich postaci jak Mara Jade Skywalker, Kyle Katarn czy bliźnięta Solo sprawiło, że mnóstwo fantastycznych historii odeszło w niebyt. Ktoś powinien powiedzieć szefom Disneya, że jeżeli chce się zniszczyć dorobek kilku dekad, to warto mieć pomysł na własne uniwersum. Tymczasem w zamian dostaliśmy dwa nowe filmy, które zadowoliły niewielu fanów. A nowe EU z kolei dopiero się rozwija i póki co głównie powtarza znane motywy.
Przyszłość nowych Gwiezdnych wojen na ten moment wygląda dosyć ponuro. Najbardziej zagorzali fani nie mają zamiaru rezygnować z bojkotu. Nie wiadomo, co czeka serię po premierze Epizodu IX. Plany dotyczące nowej trylogii Riana Johnsona i spin-offu o Obi-Wanie zostały na ten moment odłożone na półkę. Tymczasem można było spokojnie zostawić dawne EU, żeby działało na zasadzie alternatywnych uniwersów w komiksach o superbohaterach. Wciąż wydawano by nowe książki, gry i komiksy,a wielbiciele Star Wars mieliby coś na pocieszenie po słabych pomysłach Disneya. Firma przegapiła jednak tę szansę.
Jędrek Rakoczy
Joey+Rachel w serialu Przyjaciele
Czasem chyba nawet twórcom najlepszych seriali brakuje pomysłów, bo nie widzę innego uzasadnienia tego wątku w kultowym sitcomie. Nie mówię, że wszystko było złe, bo początek wyglądał całkiem nieźle. Zakochany w Rachel Joey, obawiający się własnych uczuć oraz reakcji Rossa, był jednym z ciekawszych elementów 8. sezonu. Równie dobrze oglądało się odwrócenie ról w następnej serii, ale i tym razem powinno skończyć się na uświadomieniu sobie, że ich romans będzie błędem.
Bo faktycznie był i to nie tylko pod względem sytuacji w paczce przyjaciół. Dla wielu fanów serialu krótki związek Joeya i Rachel był znakiem, że zbliża się koniec pewnej epoki, bo twórcy sami chyba nie wiedzą, co robią. I chociaż wszystko wróciło do normy i zakończyło się długo wyczekiwanym happy endem, to nawet dziś najbardziej oddani widzowie wzdrygają się na samo wspomnienie tego wątku.
CGI w Hobbicie
Pamiętam, jak przed premierą kolejnej trylogii Petera Jacksona byłem niesamowicie nakręcony na powrót do Śródziemia. Władca pierścieni należy do moich ulubionych filmów i liczyłem na widowisko chociaż w jednej czwartej przypominające tamte produkcje. Najważniejsze było ponowne stworzenie klimatu uniwersum, choć oczywiście zupełnie nowa historia wymagała pewnych zmian.
Nie spodziewałem się jednak, że Jackson porzuci charakteryzację i piękne scenografie na rzecz efektów komputerowych. Mam na myśli przede wszystkim orków; ci z Władcy pierścieni wciąż robią wrażenie, a na tych z Hobbita po prostu nie mogę patrzeć. Do tego można mieć wrażenie, że CGI wykorzystano w każdym możliwym momencie, by nie korzystać z żadnych makiet, miniatur czy nawet zwykłych koni. A przecież to właśnie dbałość o najwyższy stopień realistycznego wyglądu ujęć jest jednym z głównych atutów pierwszej trylogii.
Anna Nicz
Program Śpiewajmy razem. All Together Now na Polsacie
Nie wiem jak wypadał oryginalny format, bowiem jest mi nie znany. Ale wiem, że polsatowska edycja to najgorsze, co przytrafiło się telewizji w naszym kraju tej jesieni. A może nawet kilku ostatnich lat. O co chodzi w tym talent show? Otóż - do programu zgłaszają się śpiewający uczestnicy, którzy zawalczą o główną nagrodę pieniężną. I teraz nie wiem co jest bardziej absurdalne - system oceniania wokalistów czy skład jury? Grono bowiem składa się ze 100 osób “związanych z branżą muzyczną”, z Ewą Farną na czele. Im więcej członków komisji wstanie i zaśpiewa razem z wykonawcą podczas jego występu, tym więcej punktów otrzyma dana osoba.
W jury znaleźli się m.in. Anja Orthodox, Stanisław Karpiel-Bułecka, Madox oraz Dariusz Kordek. Obok nich cała grupa postaci, o których istnieniu nie miałam do tej pory pojęcia, a rodzimą branżę muzyczną znam całkiem dobrze. Na domiar złego prowadzącym show jest zupełnie nieśmieszny Igor Kwiatkowski. Dlaczego ktoś na to wszystko pozwolił?!
Trzecia seria Broadchurch
Sytuacja całkiem innego kalibru niż poprzednia, bowiem tutaj mamy do czynienia z wartościowym tytułem. Pierwszy sezon brytyjskiego serialu Broadchurch powalił mnie na łopatki. Był mroczny, niepokojący, trzymał mnie cały czas w napięciu, miał tajemnicę, świetnych bohaterów i wiele innych zalet. Niektórych zabrakło już w drugim sezonie, którego fabuła była ściśle związana z fabułą sezonu premierowego. W nadmorskim miasteczku dochodzi do tajemniczej śmierci chłopca. Detektyw Alec Hardy i lokalna policjantka Ellie Miller badają sprawę przez cały pierwszy sezon, natomiast w drugim obserwujemy proces sądowy oraz zmiany w lokalnej społeczności, będące efektem strasznej tragedii.
Trzecia seria to już całkiem inna bajka. Choć akcja dzieje się w tym samym miejscu, a wśród głównych bohaterów nadal widzimy Hardy’ego i Miller, tym razem przyglądamy się całkiem innej sprawie. I tym razem niestety fabuła nie jest już tak dobrze zbudowana. Serial się rozwleka, traci tempo i charakter. Trzeci sezon nie był produkcji potrzebny. Ucięcie historii po drugiej odsłonie zostawiłoby po nim o wiele lepsze wspomnienie.
Maciej Gajewski
Filmowa seria Obcy kontra Predator
Ksenomorf to jeden z najlepiej wymyślonych potworów w całej historii popkultury. A filmy z cyklu Obcy zawsze były wielkim wydarzeniem w świecie kina – zwłaszcza dwa pierwsze, od Ridleya Scotta i Jamesa Camerona. Predator nie cieszy się już takim uwielbieniem, choć film z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej to przykład doskonałego kina akcji. Mariaż tych dwóch uniwersów powinien być czymś absolutnie cudownym.
Podobno niektóre komiksy są bardzo dobre – nie wiem, nie czytałem. Gry wideo również były dobre. Filmy… o losie. Trzeba mieć niezły talent, by spaprać opowieść o łowcach idealnych, polujących na najgroźniejsze potwory we wszechświecie. A jednak się udało. Poziom żenującej głupoty i nieporadności filmowców wylewa się z tych dzieł strumieniami. Jak dobrze, że zaprzestano ich dalszej produkcji. Szybko będzie można o nich zapomnieć.
Ekranizacje gier wideo
Hollywood wyraźnie nie rozumie gier wideo. Traktuje graczy jak bezmózgie bydło, które zapłaci za wszystko, co jest związane z tymi głupimi gierkami na telewizor. Pierwszy film Mortal Kombat może i był wydarzeniem – jako pierwszy (bo o ekranizacji Mario wszyscy uparcie zapominają, nie dziwię się, popieram) film o brutalnej grze miał takie prawo, na dodatek miał świetną ścieżkę dźwiękową. Dziś jest nieoglądalny.
Zdarzają się wyjątki od reguły, a najświeższym przykładem filmu szanującego i rozumiejącego gracza jest chociażby Player One od Stevena Spielberga. Żywię też niewytłumaczalną sympatię (to jednak szmiry…) do filmowej serii Resident Evil. Reszta… no cóż, nie powinna była wydarzyć się w popkulturze. Osoby odpowiedzialne za te dzieła owej popkultury po prostu nie rozumieją.
Konrad Chwast
Filmowa i serialowa adaptacja Wiedźmina
To może mało oryginalne, ale taki tekst nie może obejść się bez najbardziej spektakularnej klapy w historii polskiej popkultury. Nierówny kasting, kiepskie efekty specjalne i - nade wszystko - beznadziejnie napisany, kartonowy scenariusz sprawiły, że ekranizowanie Wiedźmina przez lata kojarzyło się tylko i wyłącznie z tym niezbyt udanym dziełem. Nie mam wątpliwości, że to był Wiedźmin na miarę naszych ówczesnych możliwości. Mam jednak poczucie, że gdyby nie gra komputerowa, ta arcyinteresująca seria mogłaby jeszcze długo czekać na ambitną ekranizację.
Moda na superbohaterów
Nie zrozumcie mnie źle, sam uwielbiam historie o mężczyznach i kobietach w pelerynach, z roku na rok coraz lepiej bawię się na superbohaterskich produkcjach. Problem polega na tym, że ten szał sprawił, że na rynku zaczęło pojawiać się wiele niezbyt udanych, wręcz nędznych produkcji. A nawet Marvel, który przecież rządzi, jeśli chodzi o te produkcje, znaczną część czasu grał zachowawczo, sprzedając nam podobne historie, z podobnymi antagonistami, a nawet z całymi schematami fabularnymi. Wszystko dlatego, że superbohaterowie i tak się sprzedają i nie ma co ryzykować zabaw formą, czy fabułą. Oczywiście od tych zasad są wyjątki, ale popularność Arrowa, Flasha czy Super-girl udowadnia mi, że moda ta zaszła odrobinę za daleko.
Joanna Tracewicz
Ekranizacja opowiadania J.D. Salingera, bo przez nią nie dostaniemy filmu Buszujący w zbożu
Tak, przed laty J.D. Salinger tak bardzo się wkurzył, gdy zobaczył film Moje zwariowane serce oparty o opowiadanie pisarza pt. Uncle Wiggily in Connecticut, że stwierdził, że już nie chce, aby jakiekolwiek jego dzieło zostało przeniesione na wielki ekran. Obraz rzeczywiście zebrał fatalne recenzje. Od tamtej pory, czyli od 1949 roku, kiedy produkcja miała swoją premierę w kinie, możemy zapomnieć o tym, że zobaczymy jakąś książkę Salingera na dużym ekranie. I w związku z tym jedna z moich ukochanych powieści „Buszujący w zbożu” również nie doczeka się adaptacji. Z drugiej strony może to i dobrze? Kto wie, czy gdyby Salinger się kilkadziesiąt lat temu nie zdenerwował, dzisiaj nie wpisałabym tutaj drukowanymi literami EKRANIZACJA BUSZUJĄCEGO W ZBOŻU.
Zabranie nam Szackiego
Zygmunt Miłoszewski porzucił postać Szackiego, a ja wciąż nie mogę się z tym pogodzić. Trylogia, w skład której wchodzą: Uwikłanie, Ziarno prawdy i Gniew, była świetna, ale chciałoby się więcej. Co słychać u Teodora? Jak życiu? Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś spotkam się z prokuratorem, czytając nową książkę polskiego pisarza.