Po obejrzeniu kilku odcinków nowej produkcji Netfliksa wciąż nie mam bladego pojęcia, czym jest „Sense8”. Na papierze to serial sci-fi. W praktyce mało tutaj „science”, jeszcze mniej „fiction”, natomiast pierwsze skrzypce grają interakcje międzyludzkie i tajemnice. Oraz promocja środowisk LGBT.
Najprościej i najlepiej będzie chyba napisać, że „Sense8” jest tak różne, jak różni są główni bohaterowie, których w niesamowity sposób połączył los. Wzorowy policjant. Podrzędny aktor. Zawodowy rabuś. Żyjąca w cieniu mężczyzn i uwarunkowań kulturowych business-woman. Zblazowana DJ-ka. Pokorna Hinduska. Opiekujący się matką Afrykańczyk. Zatwardziała lesbijka – to wszystko postacie różne od siebie, jak to tylko możliwe. Tym ciekawszy staje się fakt, że rozrzuceni po całym globie bohaterowie w jednym momencie stają się sobie bardzo bliscy.
Za sprawą niesamowitego wydarzenia, bohaterowie „Sense8” zaczynają posiadać wspólną świadomość, doznania, przeżycia i uczucia.
Ból jednej osoby jest bólem drugiej. Dźwięk słyszany przez drugą osobę słyszy również trzecia. Doświadczenie zawodowe trzeciej osoby wpływa na osobę czwartą. Smykałka czwartej osoby pomaga w brudnej robocie kolejnej i tak dalej i tak dalej. Chociaż bohaterów „Sense8” dzielą kontynenty i oceany, zaczynają doświadczać i przeżywać jako kolektyw. Niczym pszczoły, ale bez centralnego sterowania królowej. No, a przynajmniej na ten moment żadnej ŻYWEJ królowej nie poznałem.
„Sense8” jest ciekawym serialem sam w sobie. Rodzeństwo Wachowskich zebrało osiem naprawdę ciekawie zapowiadających się historii, z czego prawie każda broni się sama. Kiedy jedna opowieść zaczyna nachodzić na drugą, kiedy jeden bohater pojawia się w świecie kolejnego, tempo jedynie przyspiesza. Wzorem kultowego „LOST”, klimat science-fiction staje się coraz bardziej odczuwalny. Z drugiej strony, na tle innych seriali z tego gatunku, „Sense8” jest bardzo delikatne i powściągliwe.
Nastrój budują tutaj dialogi i nagłe zwroty akcji, nie wybuchy i laserowe strzelaniny. „Sense8” koncentruje się na niewiadomej, na różnicach kulturowych i obyczajowych. To takie multi-kulti pozbawione granic, pozbawione odległości i barier. W jednym momencie widzimy klasyczny model rodziny, aby zaraz później przenieść się do sypialni, w której jedna lesbijka bawi się drugą za pomocą sztucznego członka.
Przyznam, że to właśnie promocja środowisk LGBT wydaje mi się obszarem, który może generować najwięcej kontrowersji w „Sense8”.
Kiedy w jednej ze scen mokry, sztuczny penis z plaskiem opada na posadzkę, poczułem się nieswojo. Nie mam nic do gejów i lesbijek. Tak samo jak do par heteroseksualnych. Księży. Ateistów. Miłośników zbierania znaczków. Przedsiębiorców. Jak większości zdrowo rozwijających się osób, nie przeszkadza mi nikt, kto nie wchodzi mi na głowę, nie narusza wolności i swobód, nie narzuca swoich poglądów, punktu widzenia oraz stylu bycia.
Z drugiej strony mam obawy, że Lana Wachowska będzie traktować „Sense8” jako trybunę i tubę środowisk LGBT. Jeżeli zostanie to zrobione z odpowiednim wyczuciem i umiejętnościami reżyserskimi – absolutnie nie mam nic przeciwko. Ot, kolejny materiał filmowy, który może poszerzyć moją perspektywę. Co innego wymachiwanie mi mokrym dildo przed twarzą i krzyczenie „-patrzcie, kobiety też mogą uprawiać seks w pozycji misjonarskiej!”. Takie inicjatywy zwykle przynoszą odwrotne od zamierzonych efekty.
Niezależnie od tego czułego medialnie i społecznie tematu (zupełnie niepotrzebnie zresztą), „Sense8” zapowiada się jako naprawdę ciekawy serial. Po kilku pierwszych odcinkach jestem zdecydowanie na tak. W czasie upalnych dni, gdy większość oglądanych przeze mnie produkcji ma swoje przerwy, serial Wachowskich to świetna przeciwwaga dla „Gry o Tron”. Nowoczesna, zmienna, dynamiczna i tajemnicza. Jestem zdecydowanie na tak.