Sherlock nigdy nie budził takich emocji jak w finale. Ależ będę tęsknił za tą parą!
Czwarty sezon serialu Sherlock właśnie się zakończył. Ach, cóż to było za widowisko! Jeśli miałbym je podsumować w zaledwie dwóch słowach to nazwałbym The Final Problem emocjonalnym rollercoasterem.
Recenzja bez spoilerów.
Pisząc te słowa, jestem świeżo po seansie ostatniego odcinka czwartej serii serialu Sherlock od stacji BBC. Już wiem, że warto było czekać aż trzy lata na The Final Problem. Epizod w pełni zamazał złe wrażenie, jakie po sobie zostawiło otwarcie najnowszego sezonu, ale przypomniał też widzom, że więcej radochy jest, gdy się króliczka goni, niż gdy już go złapiemy.
Dość jednak powiedzieć, że półtorej godziny ostatniego odcinka sprawiło, że dosłownie nie mogłem usiedzieć na miejscu!
W poprzednich epizodach samochodowe pościgi i szpiegowskie intrygi były sygnałem niebezpiecznego romansu Sherlocka BBC z filmami akcji i serią filmów o przygodach... Jamesa Bonda. W The Final Problem jest podobnie i to wcale nie jest z mojej strony zarzut. Kupuję taką konwencję, a klimat filmu akcji nie dominował.
Kiedy już odbębniliśmy wybuch (zapowiadany przez zwiastun i zupełnie, zupełnie niepotrzebny) oraz kilka świetnych scen bezpośrednio po nim, to finałowy odcinek zaczął czerpać więcej z... Milczenia owiec. Zaadoptował nawet to, co najlepsze z serii filmów Piła i nie mam tutaj wcale na myśli elementów gore.
Kolejne sceny coraz bardziej budowały napięcie.
Mark Gatiss i Steven Moffat zapowiadali czwarty sezon jako potencjalne zwieńczenie historii tej konkretnej inkarnacji Sherlocka. Tym samym zasiali w mojej głowie ziarno niepokoju, a w The Final Problem wreszcie zebrali tego plony. Wielokrotnie mnie też zaskoczyli i dali mi cholernie dużo satysfakcji.
Uwielbiam podczas oglądania seriali i filmów zgadywać, jak dalej potoczy się akcja. W najnowszym odcinku kilkukrotnie mi się to udało, ale skłamałbym, gdybym przed Sherlockiem i jego wiernym kompanem rozgryzł do końca ich ostatnią zagadkę. Wielokrotnie twórcy wywiedli mnie, podobnie jak bohaterów, daleko w pole.
Przy postaciach będąc, napomnę od razu, że aktorzy odgrywający główne postaci spisali się w The Final Problem wręcz fenomenalnie.
Ograniczono efekty specjalne, a dedukcja Sherlocka opierała się teraz głównie na dialogach i mimice. Benedict Cumberbatch po raz kolejny udowodnił, że grając Holmesa, czuje się jak ryba w wodzie - jest Sherlokiem na miarę XXI wieku. Martin Freeman idealnie portretuje przeciwwagę dla protagonisty jako Watson. W odcinku wyjątkowo dużo czasu ekranowego dostał też chłodny Mycroft, którego odgrywa Mark Gatiss, jeden z twórców serialu.
Tak wiele czasu antenowego dla Mycrofta po cliffhangerze z zeszłego tygodnia nie powinno dziwić. Cieszy też, że mogliśmy spojrzeć na niego z nowej, świeżej perspektywy. W dodatku dynamika trio bohaterów była fenomenalna, a sceny z ich udziałem najjaśniejszym punktem The Final Problem. Ostatnia Zagadka to nie jest przecież kolejna idiotyczna sprawa dla chłopaków z Baker Street - tu chodzi o rodzinę.
To, jak rozpisany był czwarty sezon Sherlocka, porównałbym do wznowienia serialu Z Archiwum X.
Sześcioodcinkowa mini seria The X-Files z zeszłego roku w pierwszym odcinku skupiła się na mitologii. Kolejne cztery epizody pozwoliły nam obserwować Muldera i Scully w akcji jak za starych, dobrych lat podczas niepowiązanych ze sobą śledztw. Dopiero finał wrócił do wątku, kręcącego się dookoła konspiracji, który poruszoby był w otwarciu. Widzę tutaj analogię pomiędzy dwiema produkcjami.
W przypadku Sherlocka, który co sezon serwuje nam zaledwie trzy - ale za to półtoragodzinne - odcinki, patrząc na całą serię, widzę bardzo podobny układ. Sherlock pod względem konstrukcji sezonu wygląda podobnie do zeszłorocznego Z Archiwum X. Otwierające sezon The Six Tatchers domknęło wątek Mary Watson, by pionki na szachownicy powróciły na swoje miejsca - tak jak otwarcie X-Files.
The Lying Detective było (niemal) typową sprawą tygodnia - tylko zamiast czterech takich odcinków jak w serialu o Mulderze i Scully, ze względu na trzyodcinkową formułę Sherlocka w brytyjskiej produkcji był taki zaledwie jeden. The Final Problem, podobnie jak finał dziesiątego sezonu Z Archiwum X, skupił się niemal w całości na tym szerszym kontekście opowiadanej przez Gatissa i Moffata historii.