Gołe piersi i strzelaniny – to miał być serial dla dorosłych, ale „Sky Rojo” jest jak bajeczka dla dzieci
„Sky Rojo” to nowa serialowa propozycja od twórców „Domu z papieru”. Czy Netflix powtórzy sukces swojej niebywale popularnej produkcji? Sprawdźmy to.
OCENA
Uwaga, opis dla widzów dorosłych.
Jedna ze scen serialu: przystojny alfons przesłuchuje prostytutki w klubie. Te, piękne i półnagie, stoją w szpalerze. Gdy stręczyciel przechodzi, zsuwa każdej z nich fragment ubrania tak, aby obnażyć jedną z piersi. Za jego dłonią podąża oko kamery, oczywiście na chwilę zatrzymując się na nagiej krągłości. Teraz czas na grozę. Stręczyciel bierze do ręki duże, stalowe obcęgi, przesuwa je powoli po jednej z piersi i mówi, że jak dziewczyny nie zaczną gadać, to on zacznie obcinać im sutki.
Takie właśnie jest „Sky Rojo” od Netfliksa.
Fabuła zabiera widza do świata seksu i przemocy. Kręcić się wokół prostytutek, które sięgnęły po wolność, zabijając swojego szefa. Muszą uciekać, bo dwóch jego pomocników nie spocznie, zanim ich nie złapie.
Szalona podróż Coral, Wendy i Giny (które grają Verónica Sánchez, Lali Espósito i Yany Prado) to przede wszystkim sztuka improwizacji, kontrolowania chaosu i ciągłego zderzania się z przeszłością. Jedna z kobiet jest ranna więc trzeba zorganizować jej pomoc. Kobiety udają się do weterynarza (tak, też widziałem to setki razy), aby zapewnić jej choćby prowizoryczny opatrunek. Następnie muszą znaleźć miejsce na nocleg, ale gdy wydaje się, że wszystko zaczyna się układać, muszą poradzić sobie z ochroniarzem pilnującym tego przybytku. A potem uciekać, bo na ich tropie jest już Moisés (Miguel Ángel Silvestre) i Christian (Enric Auquer).
Bliższe poznanie bohaterek i bohaterów tej historii zapewniają retrospekcje. Dowiadujemy się więc, że dziewczyny nie pracowały w klubie z własnej woli, że ich „szef” w najlepszym razie był psychopatą, ale też odkrywamy, jak znalazły się tym kłopotliwym położeniu. Nie znajdziecie tu jednak brawurowych opowieści, czy historii oryginalnych na tyle, żeby zrobić na kimkolwiek wrażenie. Brawura skrywa się zupełnie gdzieś indziej.
„Sky Rojo” napełnione jest seksem i przemocą.
Álex Pina, Esther Martínez Lobato, którzy dali widzom wyjątkowo popularny „Dom z papieru”, tym razem poszli na całość. Swoją dość prostą i bardzo przewidywalną – niczym z telenoweli – fabułę opakowali w seksualną ostentację. Z rzadka zdarzają się tu bardzo odważne anatomiczne detale, ale same sceny z domu publicznego są na tyle sugestywne, że nie ma wielkiej różnicy, czy ta nagość jest, czy jej nie ma. Podobnie jest z przemocą – ta ma być przerysowana do granic możliwości, nierealna, ale intensywna. Zagrożenie jest tu ciągłe, a szybki montaż przyspiesza tylko tempo.
„Sky Rojo” ma też podkręconą stronę wizualną – piękno kontrastuje z przemocą i moralną dwuznacznością. Dostajemy więc piękne ciała tak kobiece, jak i męskie, piękną przyrodę, niemal rajskie wybrzeża, nawet klub ze striptizem jest portretowany z taką nonszalancją i miłością, że trudno się nim nie zachwycić.
Celem tych zabiegów jest zabawa formą, zupełnie świadome przerysowanie wątków, ale trudno nie odnieść wrażenia, że twórcy mieli też trochę bardziej przyziemne przesłanki niż opowiedzenie napakowanej akcją rozrywkowej opowieści. Ten serial jest po prostu za łatwy. Działa na najprostszych instynktach, pokazuje to, co najszybciej jest w stanie przykuć uwagę. Zacytowany na początku fragment doskonale ilustruje, jak łatwo przecinać piękno, pożądanie i odrobinę pornografii dosadną przemocą.
Problem polega na tym, że ani nic nowego w tym zabiegu nie ma, ani nie stoi za nim wciągająca historia.
Ta ostatnia jest zresztą pełna banałów, opowieści, które można przeczytać w internetowych wersjach magazynów o życiu. Świadomy twórca nie powinien operować kliszami, o ile nie wie, co powinno za nimi stać. Dobrym przykładem udanego grania konwencją jest „30 srebrników” od HBO. Tam też wątki są przerysowane do granic możliwości, tam również zdajesz sobie sprawę, że oglądasz rozrywkową produkcję, która przy użyciu środków żywcem wyjętych z telenoweli lub horrorów klasy „B”. W końcu tam też gra Miguel Ángel Silvestre. Ale jednocześnie produkcja HBO napakowana jest zupełnie poważnymi pytaniami, zabawnym, ale również dość oryginalnie rozrysowanym wątkiem mitologii i symboliki religijnej.
„Sky Rojo” nie oferuje nic więcej poza krótkotrwałą rozkoszą dla oka, prostymi emocjami i wzdrygnięciami obrzydzenia. W tej strategii nie byłoby jednak nic złego, gdyby Pina i Lobato chcieli opowiedzieć jakąś historię wykraczającą poza oklepane banały. Niestety, najwyraźniej uznali, że wrzucenie do blendera seksu, przemocy, montażu i banału wystarczy, żeby przekonać do siebie widza. Cóż, chyba nie mają o nas najlepszego zdania.
Serial dostępny jest już w serwisie Netflix.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.