REKLAMA

Spider-Man, jakiego nie znacie

Amerykanie cały czas przerabiają filmy z całego świata na własną modłę. Istnieje cala sterta horrorów, dramatów, kryminałów i innych dzieł, które pierwotnie pojawiły się gdzieś w zupełnie innym miejscu świata. Dlatego też zawsze mile widziana jest sytuacja, kiedy ktoś inny zabiera się za coś rdzennie amerykańskiego i przerabia, tworząc coś kompletnie nie do poznania.

Japoński Spider-Man jest jedną z pierwszych adaptacji przygód człowieka pająka. I jeśli jedna z Hollywoodzkich adaptacji wydawała Ci się całkiem oddalona od komiksów - nie jesteś gotowy na to, co przygotowali dla Ciebie Japończycy. Wyprodukowana przez Toei w 1979, seria zawierała 41 odcinków i była ogromnym hitem w całym kraju. Trzyletnia umowa licencyjna dwóch firm stanowiła, że obydwa giganty mają prawo używać dowolnie swoich własności intelektualnych. I Japończycy chcieli użyć Spider-Mana jako jednej z pobocznych postaci w serialu opowiadającym o przygodach Yamato Yakeru - autentycznego cesarza, który w tej wersji miał być podróżnikiem w czasie. Ale ktoś w studiu uznał, że Człowiek-Pająk ma znacznie większy potencjał marketingowy. W rezultacie... cóż, dostosowano protagonistę do nowego scenariusza, ale wiele wczesnych historii pozostało bez zmian.

Spider-Man, jakiego nie znacie
REKLAMA
REKLAMA

W tej wersji, maski pająka nie zakłada zakompleksiony kujon Peter Parker, lecz wysportowany zawodnik motocrossowy imieniem Takuya Yashiro. Aby pomścić śmierć swojego ojca, walczy z wielką tajną i złą organizacją znaną jako Armia Żelaznego Krzyża. Aby utrzymać swoją tajną osobowość, zachowuje się jak kompletny mięczak i łamaga, kiedy nie ma na sobie kostiumu. Przez większość serii walczy z przeciwnikami przypominającymi raczej kitowców z śmiesznymi dziobami niż jakiegokolwiek z jego ikonicznych przeciwników Marvela. Ale najlepszą częścią każdego odcinka jest moment, kiedy Człowiek Pająk wzywa swojego monstrualnego robota i walczy z wielkim potworem wysłanym przez Armie Żelaznego Krzyża. Można łatwo zauważyć, że w istocie jest to mieszanina kilku różnych superbohaterów i poza samym strojem (i zmysłem pająka) - niewiele to ma wszystko wspólnego z czymkolwiek, co stworzył Stan Lee czy Steve Ditko.

Serial pełen jest dziwactw charakterystycznych są japońskiej telewizji. Spider-man musi za każdym razem wykrzykiwać nazwę ataku , a ilekroć doświadcza swojego zmysłu pająka, dostajemy dramatyczne zbliżenie na twarz. Armia Żelaznego Krzyża ubiera się w idiotyczne stroje, chyba wzięte z jakiegoś salonu BDSM, a dowodzi nimi człowiek wyglądający jak hybryda Dartha Vadera, Shoguna i terminatora. Do tego każdy odcinek kończy się dosyć mdłym, pouczającym morałem

REKLAMA

I jeśli to wszystko brzmi dziwnie znajomo, a w głowie zaczyna Ci grać muzyka tytułowa do Power Rangers... to nie jest żaden przypadek. To wlaśnie Spider-man zainspirowal gatunek znany jako Super Sentai, w którym zamaskowani herosi walczyli z wielkimi potworami za pomocą swoich potężnych robotów - Power Rangers jest niczym więcej jak amerykańską wersją tego typu produkcji. I między innymi, to właśnie ten gatunek inspirował Guillermo del Toro do jego tegorocznego filmu, Pacific Rim . Zatem tak, w pewnym sensie to także dzięki Marvelowi możemy oglądać tegoroczną wysokobudżetową bójkę robotów i potworów.

Czy warto ogladać ten serial dzisiaj? Pewno, ze warto. Mniej dla fanów komiksu, odkąd nie ma dosłownie nic z nim nic wspólnego. Ale jeśli lubisz naprawdę dziwne, oryginalne twory japońskiej popkultury- ten serial jest w sam raz dla Ciebie. Wszystkie odcinki dostępne są na stronie Marvela, całkowicie za darmo. Jeśli czujecie odwagę - zachęcam z całego serca.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA