Nie ma chyba jednej osoby, będącej fanem bohaterów w pelerynach i obcisłych rajtuzach, która nie byłaby zawiedziona (wręcz rozczarowana) pożegnaniem Spider-Mana z MCU. Okazuje się jednak, że jest cień szansy na jego powrót z dala od „domu”.
Pisząc „cień szansy” mam na myśli to, że nic nie jest jeszcze pewne i wiadome. Jesteśmy w fazie przypuszczeń, domysłów, a może nawet myślenia życzeniowego. W każdym razie szansa na powrót Spider-Mana do MCU oczywiście istnieje. Możliwym jest przecież, że prędzej czy później Sony dogada się z Disneyem i wszystko wróci do stanu, jaki miał miejsce jeszcze w trakcie premiery „Spider-Man: Daleko od domu”. To pewnie nie wydarzy się prędko, zapewne Sony musi po raz kolejny dostać nauczkę, czyli zrobić filmy o Pająku samodzielnie i przekonać się, że bez nadbudowy MCU i wsparcia Kevina Feige'a ta postać wiele traci, a filmy nie sprzedają się tak dobrze jak dotychczas.
Sony już dwa razy samodzielnie pogrzebało Człowieka Pająka, najpierw przy okazji filmu „Spider-Man 3”, a potem w „Niesamowitym Spider-Manie 2”. Teraz nabrali wiatru w żagle, bo dwa filmy z Pająkiem w MCU stały się przebojami, kasowymi i pośród krytyków/fanów. A nieoczekiwany sukces „Venoma” rzeczywiście mógł dodać im pewności siebie. Ale ta może być złudna.
Jest jeszcze inny aspekt tej całej sytuacji. Nie od dziś bowiem w branży krążą plotki o tym, że Apple przymierza się do zakupu Sony.
Wielkie Nadgryzione Jabłko posiada olbrzymie pokłady gotówki w swoich sejfach, a biorąc pod uwagę fakt, że lada moment wystartuje z własnym serwisem streamingowym, na pewno przyda im się potężny zastrzyk filmowo-serialowych treści. Na ten moment oferta Apple TV to zaledwie kilka mocnych tytułów.
Sony natomiast posiada w swojej bibliotece takie tytuły jak np. seria „Jumanji”, „Faceci w Czerni”, filmy o Jamesie Bondzie, „Pogromców duchów”, serial „Breaking Bad” (kto nie chciałby go mieć w swojej stajni?). No i oczywiście Spider-Mana. Ale z tym ostatnim sprawa jest trochę bardziej skomplikowana.
Okazuje się bowiem, że umowa dotycząca posiadanych przez Sony własności intelektualnych zawiera klauzulę wskazującą na to, że w sytuacji, gdy firma zostanie sprzedana innemu podmiotowi, to prawa do Spider-Mana wracają do Marvela.
Took me a while to find it but I went onto a old Sony Pictures Entertainment website and found A contract that specifies about characters owned by Columbia Pictures back in 1997, including James Bond, Men in Black and Spider-Man. pic.twitter.com/g65bLx2W99
— Iwan D. Roberts #FORDvFERRARI (@IwanR0berts) 14 grudnia 2018
Wtedy automatycznie Spidey wróciłby do MCU. Oczywiście, pozostaje jeszcze kwestia praw do produkcji i dystrybucji, a to są dwie różne sprawy. Teoretycznie Spider-Man mógłby tym samym wrócić do MCU, być produkowany przez Disneya, ale być pokazywany w kinach z logotypem „Apple Movies”. Pewnie też wiązałoby się to z jakąś umową (także pod kątem finansowym) pomiędzy Apple a Disneyem, podobnie jak to miało miejsce niedawno pomiędzy Sony a Disneyem.
No chyba, że Apple kupi nie tylko Sony, ale też i Disneya. Wtedy problem się sam rozwiąże. W dobie wielkich przejęć i monopolistycznych zapędów największych korporacji nie wykluczałbym możliwości takiego obrotu wydarzeń za kilka lat.
Na ten moment jednak Spidey jest odłączony od MCU. Wszystkie postaci z filmu zapomną w magiczny sposób o istnieniu Avengers, Tony’ego Starka, Happy’ego Hogana oraz o wydarzeniach z „Avengers: Wojna bez granic” i „Koniec gry”.
Wydaje mi się, że na genialny cliffhanger z „Daleko od domu” nie wpłynie to bezpośrednio negatywnie. Według mnie byłby to wręcz idealny wstęp do przedstawienia widowni Fantastycznej Czwórki albo do oficjalnego dołączenia Pająka do Avengers, ale w zaistniałej sytuacji Sony będzie musiało wymyślić coś w obrębie swojego wąskiego uniwersum. Wszystko zmierza do tego, że Spider-Man prędzej czy później spotka się z Venomem, potem pewnie także i z Morbiusem czy Black-Cat. Być może Sony rozwinie też pomysł na multiwersum w wersji fabularnej.
Spidey ma na tyle bogate swoje własne uniwersum, że spokojnie można wyrzeźbić z niego coś interesującego. Tylko po prostu szkoda, że została przerwana jego linia łącząca go z większym wszechświatem MCU i to w momencie, w którym zaczął odgrywać w nim coraz większą rolę i stawać się powoli nieformalnym następcą Tony’ego Starka.
Jak zawsze w przypadku tego typu domysłów najbardziej kreatywny wniosek, jaki przychodzi mi do głowy, to – poczekamy, zobaczymy. Przyszłość na razie jest niepewna i pełna niewiadomych, ale to też sprawia, że niesie ze sobą szansę i perspektywy na coś ciekawego.