REKLAMA

Disney przepisuje na nowo historię Star Wars. Studio dokonało zmian w wydarzeniach z „Imperium kontratakuje”

Wszystko to z okazji jednej z najważniejszych rocznic w historii popkultury – 40 lat temu w kinach zadebiutował film „Imperium kontratakuje". Wówczas, w 1980 roku, była to druga odsłona „Gwiezdnych wojen”.

star wars galaxy of adventures battle of hoth
REKLAMA
REKLAMA

„Imperium kontratakuje” to bez wątpienia jeden z najważniejszych filmów kina rozrywkowego. Pod względem swojej istotności dla rozwoju tego nurtu sztuki ważniejsze były chyba tylko „Szczęki” Stevena Spielberga oraz pierwsze „Gwiezdne wojny” z 1977 roku.

To w „Imperium…” pojawiła się cała masa rozwiązań, które później przeszczepiły do siebie liczne filmy tworzące kinowe serie. Do dziś przecież pokutują rozwiązania fabularne, takie jak o wiele mroczniejsza fabuła, nie do końca pozytywne zakończenie, rozdzielenie głównych bohaterów czy mocny cliffhanger na finał, które swoją genezę miały właśnie w „Imperium kontratakuje”. Przynajmniej w kontekście tworzenia filmowych trylogii.

Poza tym „Imperium…” nadal pozostaje jednym z najlepszych filmów rozrywkowych wszech czasów, tak pod względem fabularnym, jak i formalnym. To też bez wątpienia najlepsza część gwiezdnej sagi i na dobrą sprawę jedyna spośród dziewięciu filmów z marką „Star Wars”, którą można nazwać wielkim kinem.

Teraz, w 40. rocznicę premiery „Imperium kontratakuje”, Disney przygotował dla fanów sagi pewną „niespodziankę”. Jest nią animowana wersja fragmentu bitwy o Hoth z początku filmu.

Disney, jako potężna i bogata firma, mógłby nie oszczędzać na animacji - powyższy filmik nie powala jakością kreski. Jest ona poprawna, ale czy rzeczywiście jest to coś, czego oczekują miliony fanów legendarnej serii, która przynosi od ponad 40 lat miliony dolarów każdego roku?

star wars galaxy of adventures

Animację (pierwszą z czterech) „Battle on Hoth. Star Wars Galaxy of Adventures” można nawet potraktować jako miły prezent od Disneya dla fanów Gwiezdnych wojen, gdyby nie fakt, że studio Myszki Miki próbuje przepisywać w nich historię, którą znamy z oryginalnego filmu tak, by pasowała do trylogii sequeli.

Podstawową zmianą jest fakt, że Leia nie jest tutaj księżniczką (tak jak to miało miejsce w filmie), tylko generałem.

Do tej pory według tego, co było w filmach, Leia stała się generałem w momencie utworzenia Ruchu Oporu, czyli już po wydarzeniach z „Powrotu Jedi”. Co więcej, tworząc z Lei generała Disney usunął z tego wątku inną postać, generała Rieekana, który był obecny w filmie, a w animacji… zniknął.

Pozornie nie jest to nic wielkiego. Ale pamiętajmy, że to są „Gwiezdne wojny”. Społeczność fanów od dekad debatuje nad tym, kto strzelił pierwszy - Han czy Greedo, więc jeśli ktokolwiek sądzi, że ta zmiana z animacji jest kosmetyczna, może być w wielkim błędzie.

Tym bardziej, że Leia została w tym shorcie generałem za cenę wygumkowania z tej historii generała Rieekana.

Warto przy tym nadmienić jeszcze to, że w jednej z najnowszych książek zawartych w uniwersum „Star Wars” pod banderą Disneya, a mianowicie „Alphabet Squadron”, dość otwarcie podważa się heroiczną bitwę o Yavin IV z finału „Nowej nadziei”, przypisując główne zasługi zniszczenia Gwiazdy Śmierci nie Luke’owi Skywalkerowi i jego drużynie, tylko… Jyn Erso, znanej z filmu „Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie”.

star wars alphabet squadron ksiazka

Z kolei najważniejszą postacią nowej sagi „The High Republic” Disney uczynił Avar Kriss, którą określa się jako najmądrzejszą i najbardziej szlachetną przedstawicielkę zakonu Jedi, pomimo, że akcja „High Republic” rozgrywa się 200 lat przed filmowymi prequelami, czyli w czasach, gdy żył ciągle mistrz Yoda.

star wars high republic avar kriss
REKLAMA

Wydawało mi się, że po katastrofie, jaką okazał się „Skywalker. Odrodzenie” Disney zacznie się trochę ostrożniej obchodzić z marką Star Wars, ale jednak było to błędne założenie.

Zresztą już pierwszą ku temu przesłanką jest fakt, że Kathleen Kennedy zatrudniła jako showrunnerkę do nowej telewizyjnej (i skupionej na postaciach kobiecych) serii byłą asystentkę Harveya Weinsteina. Czym wprowadziła w złość prezesa firmy, Boba Igera. I oczywiście to wszystko mogą być tylko moje czcze wypociny, czepianie się szczegółów i tym podobne, jednak ogromna fala krytyki, która spadła na „Skywaler. Odrodzenie” i wcześniej na „Ostatniego Jedi” pokazują, że „Gwiezdne wojny” nie są już niezniszczalną marką, a wręcz, że jest ona nękana przez kryzys.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA