REKLAMA

Strasznie mnie ciekawi co myślicie na temat "Fringe"

Fringe - nowy serial twórców Lost. Dało się to zresztą poczuć nieco w oprawie dźwiękowej i koncepcji budowania napięcia między odcinkami. W odróżnieniu od "Zagubionych", o których mam jednak bardzo krytyczną opinię, Fringe był jednym z  niewielu seriali, które z każdym odcinkiem stawały się lepsze. Prawda? 

Strasznie mnie ciekawi co myślicie na temat „Fringe”
REKLAMA
REKLAMA

Są seriale, o których po każdym odcinku godzinami dywaguje się na forach w internecie, a znajomi dzwonią do siebie, byle tylko skonsultować pewne teorie. Fringe - choć cieszył się umiarkowaną popularnością - do tego grona nie należał. W związku z czym do dziś mam pewien kompleks, który nie pozwolił mi skonfrontować mojej wizji tej produkcji, z wizją innych widzów - szczególnie z Polski.

Zaczęło się bardzo przeciętnie. Znowu o FBI, główną bohaterką była jakaś taka średnio wyrazista agentka, która do pomocy przytargała sobie zranionego emocjonalnie Petera i jego ojca, stukniętego, choć genialnego naukowca. Bohaterowie rozwiązywali sprawy różnych zjawisk - nie tyle paranormalnych, co będących efektem funkcjonowania dzikiej i nieokiełznanej nauki. Mieliśmy więc rozmaite mutacje genetyczne, pola siłowe, dziwne bestie czy ludzi o nadludzkich możliwościach. Niby fajne, ale jednak odcinkowa koncepcja pozostawiała nieco do życzenia.

Wszystko powoli, powoli, bardzo powoli (można powiedzieć, że wątek główny się praktycznie nie poruszał) doprowadziło na do koncepcji alternatywnych rzeczywistości. I niej więcej w tym momencie serial Fringe z typowego, mocnego średniaka, zmienił się w produkcję dobrą. Bez przesadnego streszczania fabuły (kto widział ten widział, a kto nie - powinien zobaczyć) - fantastycznie zrealizowano koncepcję alternatywnych rzeczywistości, podobała mi się ta wizja z latającymi Zeppelinami czy wciąż stojącym World Trade Center. Również wzajemna relacja obu światów, Walter i Walternate, wszystko to zostało zrealizowane pomysłowo. Dzięki temu, że alternatywna rzeczywistość była wyposażona w nieco lepsze technologie na plus zyskały nawet niezwiązane fabularnie odcinki (np. ten z goście o IQ na poziomie zdaje się kilku tysięcy).

Dwa światy - super sprawa, twórcy najwyraźniej nie chcieli jednak męczyć widza zbyt długo tą problematyką i w czwartym sezonie pojawił się nowy wątek główny. To był chyba zresztą najsłabszy sezon i szybko się wycofano z pomysłu szalonego naukowca, który tworzył swoją własną Arkę Noego. I wszystko to doprowadziło na do sezonu piątego.

Widzicie, o ile pierwsze cztery sezony Fringe są niezłe i dobre, tak sezon piąty jest zwyczajnie (niemal) znakomity. A wszystko dlatego, że przygotowywano nas na niego od samego początku seriali. Bohaterowie dostrzegli, że ich działaniom, ale i wszystkim ważnym wydarzeniom historycznym (pokazując np. obrazy z renesansu) przyglądali się dziwni łysawi goście ubrani w eleganckie garnitury. Nazywano ich Obserwatorami, a dla mnie Obserwatorzy byli największym smaczkiem serialu. Taka tajemnica, której nikt nie rozumie - trochę jak w Lost, tylko tym razem wszystko trzymało się kupy.

W piątym sezonie Obserwatorzy dokonują najazdu na ziemię i trochę w totalitarnym stylu połączonym z powszechną inwigilacją, starają się zniewolić Ziemian. Jak się okazuje - to ziemianie, z odległej przyszłości. Istoty niemal doskonałe, które mają tak bardzo rozwinięty intelekt, że nie odczuwają uczuć. Ryzyko fiaska w przypadku tego ataku wynosiło jakiś promil, a nasi bohaterowie musieli mimo wszystko podjąć walkę.

REKLAMA

Fringe zmienia się w piątym sezonie i to zmienia się na lepsze. Z serialu o potwornościach nauki przekształca się w iście cyberpunkową historię rodem z Matriksa czy Deus Exa, są nawet wszczepy. Szkoda tylko, że ten piąty sezon obcięto do 16 odcinków i w efekcie samo zakończenie - z długo budowanym napięciem - trwa 45 minut, choć upchano akcji na dobre trzy godziny. Bardzo przez to Fringe traci, natomiast i tak uważam, że autor Lost wiele się nauczył. Jego poprzednia produkcja, to była prawdziwa klapa z jakimś kretyńskim magicznym źródełkiem. Tutaj mamy spójną historię, która z każdą minutą zyskuje na niesamowitości. Wykorzystano motywy z wszystkich poprzednich sezonów, nawet atakowano Obserwatorów tymi obleśnymi mutacjami, które wcześniej ekipa Fringe starała się zwalczać.

I aż chciałoby się powiedzieć "szkoda, że to już koniec" - z drugiej strony miło jednak obserwować jak jakiś serial ze sceny schodzi będąc w swojej najlepszej formie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA