REKLAMA

Nie Lex Luthor, nie kryptonit. To wąsy pokonały Supermana i Ligę Sprawiedliwości

Silniejszy od kryptonitu. Budzący więcej emocji niż Wonder Woman. Dumny wąs na ustach Henry’ego Cavilla okazał się gwoździem do trumny Supermana oraz całej "Justice League". Zapraszam was do lektury niedługiej historii o absurdach Hollywood oraz małych wojenkach między studiami filmowymi.

superman wasy
REKLAMA
REKLAMA

Głównym bohaterem tej opowieści są więc… wąsy.

Historia naszej cywilizacji zna wielu barwnych bohaterów o pasjonujących historiach, ale chyba dotąd nie mieliśmy okazji śledzić poczynań niesfornych wąsów, które podkopały całą wielką hollywoodzką superprodukcję za 200 mln dol.

Gdyby mi ktoś jeszcze rok temu powiedział, że zarzewiem sporu między dwoma studiami filmowymi będzie problem z czymś tak ulotnym i chwilowym, jak zarost na twarzy, to zwyczajnie popukałbym się w głowę.

Od co najmniej dwóch lat mam wrażenie, że żyję w bizarro world – przedziwnej alternatywnej rzeczywistości, w której zdarzają się same absurdy, ale mimo wszystko ciągle jeszcze wydawało mi się, że są jakieś granice. Okazuje się, że świat wokół nas potrafi zadziwić w najmniej spodziewanych momentach.

Całe zamieszanie jest wynikiem serii niefortunnych zdarzeń. Tuż po skończeniu głównej tury zdjęć do "Justice League" Henry Cavill, grający w nim postać Supermana, miał zakontraktowany udział w najnowszej odsłonie serii "Mission: Impossible – Fallout". W tym filmie stanie naprzeciw Toma Cruise’a jako czarny charakter, August Walker. Owa postać odznacza się pewnym pozornie nieznacznym szczegółem – posiada wąsy.

Z początku nikt zapewne nie przypuszczał, że wywoła to lawinę problemów.

Na horyzoncie pojawiły się jednak "dokrętki" do Justice League, za które odpowiedzialny był Joss Whedon. Okazały się on nie tylko droższe, ale i o wiele dłuższe i większe, niż się tego spodziewano. Przeważnie taki proces zakłada kilka dni zdjęciowych i nakręcenie paru sekwencji oraz scen, które dopełniłyby dzieła.

Henry Cavill musiał się stawić na owe dokrętki, jednak wytwórnia Paramount, dla której powstaje "Mission: Impossible", zabroniła mu, wskazując na odpowiedni zapis w kontrakcie, zgolić wąsy. To z kolei sprawiło, że Warner Bros został zmuszony usunąć stylowe owłosienie z twarzy Cavilla za pomocą specjalnego programu CGI, choć "specjalny" był chyba tylko w założeniu.

Efekt jest, mówiąc wprost, żenujący i oglądając "Justice League" w kinie, przecierałem oczy ze zdumienia, że wielka superprodukcja z takim budżetem jest w stanie wypuścić na świat coś tak niedopracowanego i trącącego amatorszczyzną.

henry cavill CGI wasy

Do całej sytuacji odniósł się w końcu sam Henry Cavill w wywiadze dla magazynu Empire:

Czy Paramount wykazał się złośliwością i brakiem zrozumienia? Czy Warner powinien winić samego siebie za nieumiejętne zarządzanie produkcją i postprodukcją filmu wartego 200 mln dol.? A może po prostu rzeczywiście te dwa zdarzenia niefortunnie się na siebie nałożyły?

Swoje trzy grosze dorzucił też reżyser "Mission: Impossible - Fallout", Christopher McQuarrie, który krótko, acz treściwie, napisał na Twitterze swój komentarz do całej sytuacji:

Nie jest oczywiście tak, że te kilka scen z fatalnym zasłonięciem wąsów w CGI stało się powodem klęski artystycznej i kasowej "Justice League", które zebrało cięgi od krytyków (choć i tak mniejsze niż "Batman v Superman") i zarobiło globalnie tyle, ile "Avengers: Wojna bez granic" zaledwie w tydzień po premierze.

To nie kryptonit, ale zwykłe wąsy zdołały pokonać Supermana, bo cóż może być ważniejszego w dzisiejszym świecie niż czyjś wizerunek, tym bardziej jeśli mówimy o współczesnym bogu mitologii XX wieku?

Wiem, że są większe, ważniejsze i poważniejsze tematy, nawet w branży rozrywkowej. Przyznam jednak, że akurat ten szczególnie mnie ubawił i stał się idealną emanacją poziomu wariactwa i abstrakcji w dzisiejszym świecie. Stąd też powyższy tekst stanowiący niejako podsumowanie całości.

Jakkolwiek zabawne się nam to wydaje, sprawa wąsów dostarczyła dodatkowej amunicji ludziom, którzy chcieli skrytykować "Justice League" (a nie oszukujmy się, mieli za co). Dodatkowo pokazała, jak łatwo można dobić konającą produkcję. Na swój sposób to jest zabawne.

REKLAMA
Henry Cavill wasy

A ciekawym post scriptum całej sytuacji jest to, że reżyser "Mission: Impossible - Fallout" wyraził realną chęć nakręcenia sequela "Człowieka ze Stali". Miejmy tylko nadzieję, że jeśli do tego dojdzie, nie ujrzymy w nim Supermana z wąsami.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA