REKLAMA

"Symetria" jest kolejnym (zaraz obok recenzowanego w tym numerze "Długu") polskim dramatem, który naprawdę doceniłem. Zresztą, generalnie przepadam za tymi filmami - tak popatrzeć sobie na cały ten syf, który dzieje się wokół, a którego nikt nie dostrzega. Może to zwyczajna ludzka ciekawość, że człowiek ma ochotę popatrzeć na dramat drugiego człowieka poprzez szklany ekran telewizora, siedząc bezpiecznie w fotelu...

Rozrywka Blog
REKLAMA

Dzięki "Symetrii" młody, niepozorny reżyser Konrad Niewolski został wyniesiony przez krytyków oraz widzów do polskiej klasy A. Niestety, jego ostatni film, a zarazem pierwsza nakręcona przez niego komedia "Job: czyli ostatnia szara komórka" wykazała, że nie wszystko mu się udaje. Ale to nie przeszkadza zachwycać się nad jego więziennym dramatem.

REKLAMA

26-letni Łukasz wyszedł z kina, gdy nagle drogę zajechał mu radiowóz i jak gdyby nigdy nic policjanci zakuli go w kajdanki i wsadzili na tylne siedzenie. Oskarżono go o napad. Wszystko nagle legło w gruzach. Więzienny świat podzielony jest na dwie grupy. Frajerów i grypsów. Frajerzy muszą wszystkim schodzić z drogi i najlepiej jak najmniej dawać znać o swoim istnieniu. Grypsy to więzienna elita. Mają swój własny język, pomiatają frajerami i generalnie gardzą wszystkimi innymi. A Łukasz nie chce być frajerem...

Widz pewnie będzie zastanawiał się dlaczego bohater z własnego wyboru pozwala wprowadzić się pomiędzy największych zakapiorów. Ale... ale myślę, że chodzi tutaj o kompletne wyobcowanie. Postawmy samych siebie na miejscu Łukasza, wyobraźmy sobie, jak nagle wchodzimy w środowisko przestępców. Uczucia, które towarzyszą nam w zetknięciu z takimi osobnikami to zwykle strach i niepewność. Tak samo czuje się Łukasz, co świetnie widać w obrazie.

Na pierwszy rzut oka w Polsce nie brak takich filmów. Ot, kolejne stereotypowe filmidło o złych i brzydkich, nadużywających słów na k, ch i p. Młodzież przez najbliższe dni będzie pasjonować się co lepszymi kwestiami, które padną z ust aktorów. Ale "Symetria" została dostrzeżona i doceniona również przez poważniejszych krytyków, a to już coś znaczy. Chodzi przede wszystkim o wspomniany powyżej element wyalienowania, a następnie o proces "wsiąknięcia" w obce i odmienne środowisko.

Dodatkowo w celi, do której trafia Łukasz, nie brak ciekawych charakterów. Jest Albert (grany przez popularnego dziś Borysa Szyca), który szczególnie umiłował sobie gnębienie świeżaka. Jest Kosior, który teoretycznie ma go gdzieś, ale zajmuje się jego edukacją i wprowadzeniem w świat grypsów. Jest nieźle zbudowany Siwy, któremu nikt nie podskakuje. Jest też podstarzały Roman - frajer, który reaguje na każde skinienie reszty skazanych. Oraz ostatni z nich - cichy i spokojny Dawid, czytający przez cały czas książki, odsiadujący wyrok za zabicie gwałciciela żony.

Każdy ten element sprawia, że "Symetria" ma pewną głębię, a jednocześnie nie nudzi, co jest niestety częstą przypadłością filmów tego pokroju. Aktorzy może nie wykazali się niczym szczególnym, ale każdy z nich odgrywa swoją rolę co najmniej przyzwoicie. Choć muszę przyznać, że nieznany szerzej Arkadiusz Demeter w roli Łukasza spisał się bardzo dobrze. W jego sposobie mówienia, gestach, zachowaniu wciąż widzimy niepewność i lekki strach.

REKLAMA

Więzienna rzeczywistość jest tu pokazana w szarych, spranych, przygnębiających kolorach. Praca kamery jest płynna, a same ujęcia są dobrze przemyślane. Zdecydowanie nie jest to obraz perfekcyjny w każdym calu, ale na pewno obraz więcej niż przyzwoity. A jeśli wziąć pod uwagę polskie standardy - jest świetny.

Jak wspomniałem wyżej - "Symetria" spodobała się nie tylko szkolnej młodzieży, ale również polskim krytykom. Z tego też względu obraz Konrada Niewolskiego można polecić zarówno widzom co bardziej wymagającym, jak i przeciętnym miłośnikom dramatów.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA