REKLAMA

Tajemnice Poodle Springs

- Moglibyśmy cię oskarżyć o stawianie przeszkód organom sprawiedliwości - rzekł Ohls. - Przeszkadzanie funkcjonariuszowi w pełnieniu jego obowiązków, pomoc i umożliwienie przestępcy ucieczki, uczestnictwo po fakcie popełnienia zabójstwa, nieuczciwe zyskanie informacji (...) i głupotę większą niż u trzech owiec razem. - No, to się jeszcze przyznam, że mam nieoddaną w terminie książkę z biblioteki.

Rozrywka Blog
REKLAMA

Tym całkiem zgrabnym chandleryzmem (czyli specyficznym, ironicznym stylem pisania, który zapoczątkował właśnie Raymond Chandler) pragnę rozpocząć omawianie ostatniej książki jednego z najwybitniejszych pisarzy zajmujących się powieściami detektywistycznymi. Niestety sam już nie zdążył dokończyć Tajemnic Poodle Springs, więc wyręczył go w tym Robert B. Parker. Czy ta sytuacja zaważy na ogólnej jakości utworu? Czyżby brak ostatecznego szlifu z ręki Mistrza Kryminałów pozbawił całość specyficznego, brudnego klimatu?

REKLAMA

Zanim odpowiem na te pytania, warto napisać coś o głównym wątku opowieści. Phillip Marlowe, najbardziej cyniczny detektyw postanowił się ożenić! Jego wybranką jest bogata, rozkapryszona córeczka magnata finansowego. Oboje wprowadzają się do luksusowego domu w tytułowym Poodle Springs. Mimo możliwości życia w bogactwie, Marlowe woli egzystować na własny rachunek. Otwiera swoje biuro w miasteczku, po czym zdobywa pierwsze zlecenie. Jego chlebodawcą jest niejaki Lipshultz - podwładny majętnego gangstera, który "pożyczył" 100 tys. dolarów facetowi o nazwisku Les Valentine. Jeśli w porę nie odzyska tych pieniędzy, jego szef złoży mu "propozycję nie do odrzucenia". I właśnie odebranie 100 tys. zielonych będzie zadaniem naszego detektywa. Oczywiście, jak można się łatwo domyślić, będzie to misja równie trudna, co odrzucenie prezydenckiego weta przez koalicję rządzącą.

Muszę przyznać, iż mimo moich obaw intryga jest dobra. Nie oszałamia oryginalnością czy też wyjątkowym polotem, ale jest do zaakceptowania. Stosunkowo trudno domyślić się, kto jest największym czarnym charakterem. Jak przystało na dobry kryminał, narrator zwodzi czytelnika na manowce, sugerując mu błędne rozwiązanie zagadki, a dopiero pod koniec odsłania wszystkie karty. Pomimo mieszanych uczuć, jakie wzbudziło we mnie zakończenie historii (przypominam, że za ostatnią część książki odpowiada Robert B. Parker), warto wpatrzyć się w to, co widnieje "między wersami". Autor w Tajemnicach Poodle Springs boleśnie rozprawia się z amerykańskim stylem życia, złośliwie naigrywając z mentalności i zachowań najbogatszej części społeczeństwa. Pokazuje także zgubny wpływ, jaki mają pieniądze i źle "ulokowana" miłość na zwykłych ludzi. Zaskakujące, co zakochani potrafią zrobić dla swoich wybranków. Cóż, jak to mówili starożytni - amantes amentes...

Niewątpliwie najlepszym, wybijającym się ponad przeciętność aspektem Tajemnic Poodle Springs jest klimat. To właśnie on sprawia, że od książki nie można się oderwać. Znakomita narracja i świetne dialogi tworzą niepowtarzalną, brudną atmosferę ciemnych interesów i niepewności. Niezaprzeczalnie dużą rolę w kreowaniu klimatu odegrał sam Phillip Marlowe. Jego ironiczne odzywki, sposób, w jaki rozmawia z innymi postaciami, jego postrzeganie świata jedynie w ciemnych odcieniach tęczy i oczywiście charakterystyczny, wisielczy humor są esencją tej (i wielu innych, w których występuje ten bohater) powieści.

Były pochwały, był miód, więc teraz przyszła pora na to, co twórcom nie wyszło w Tajemnicach Poodle Springs. Na szczęście nie ma tego zbyt wiele. Wspomniałem już o trochę rozczarowującym zakończeniu intrygi, ale odpowiedzialnością za to obarczam Roberta B. Parkera. Niestety jego umiejętności pisarskie są mniejsze niż te, które posiada Raymond Chandler. Największym mankamentem Tajemnic... jest brak jakichś charakterystycznych postaci pobocznych. Całość jest zdominowana przez Phillipa Marlowe'a. Rozumiem, że to on jest głównym bohaterem, ale byłoby znacznie ciekawiej, gdyby palący Camele detektyw miał do czynienia z kimś nieszablonowym. Resztę menażerii można zasadniczo podzielić na dwa typy: słodkie, bogate kobietki o inteligencji Dody (warto wspomnieć, że Dorota Rabczewska jest członkinią Mensy, ale jej zachowanie wskazuje na coś zgoła innego...) i twardzi, nieustępliwi gangsterzy. Osoby znajdujące się w obrębie danej grupy są nieco zbyt podobne do siebie, co trochę razi. Krótko mówiąc - mamy teatr jednego aktora. A szkoda, bo mogło być ciekawiej. To narzekanie można wcisnąć do katalogu z napisem "ględzenie niewyżytego recenzenta". Innymi słowy - zwykły czytelnik pewnie nie zwróci na powyższe wady uwagi. Na pocieszenie dodam, iż to jedyne "plusy ujemne", jakie udało mi się znaleźć.

REKLAMA

Podsumowując - mimo kilku wad Tajemnice Poodle Springs jest książką bardzo dobrą. Wszystko poza tymi niewielkimi wpadkami jest ponadprzeciętne. Phillip Marlowe jest w równie wyśmienitej formie, co przed laty i to głównie on napędza całą powieść. Szkoda trochę fabuły, która mogłaby być lepsza. Ale i tak całość ratuje nasz cyniczny detektyw i fenomenalny klimat. Książkę mogę z czystym sumieniem polecić wszystkim fanom twórczości Raymonda Chandlera. Dla Was jest to pozycja obowiązkowa Nie powinniście się zawieść. Po Tajemnice... powinni sięgnąć także wszyscy miłośnicy kryminałów. A co z resztą? Jeśli dopiero chcecie zacząć swoją przygodę z powieściami detektywistycznymi, to najpierw przeczytajcie książki MacLeana albo Agathy Christie.

PS. Wstęp zaczerpnięty z powieści Raymonda Chandlera pt. Tajemnice Poodle Springs

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA