REKLAMA

2. sezon „Teda Lasso” wystartował, a wy musicie zrozumieć, dlaczego warto obejrzeć ten serial

Na Apple TV+ zadebiutował już pierwszy odcinek 2. sezonu serialu „Ted Lasso” i jest najlepiej oglądaną produkcją w historii serwisu. To doskonała okazja, by namówić na seans wszystkich nieświadomych nieszczęśliwców, których dotychczas ominęła przyjemność obcowania z najpozytywniejszym serialowym zaskoczeniem 2020 roku.

ted lasso sezon 2 apple tv czy warto
REKLAMA

O tym, dlaczego uważam „Teda Lasso” za serial wyjątkowy, szerzej pisałem w kwietniu przy okazji premiery pierwszego zwiastuna 2. sezonu. Od tamtej pory minęły już ponad trzy miesiące, a 27 lipca w ofercie Apple TV+ pojawił się już pierwszy odcinek nowej serii (tak, jest znakomity; po premierze finałowego epizodu na pewno pokuszę się o recenzję). Debiut nowej odsłony to moment, którego nie mógłbym zignorować: szansa na rozpoczęcie kolejnego etapu mojej misji popularyzowania „Teda Lasso”, który skradł moje serce. Niniejszy tekst kieruję do wszystkich tych nieprzekonanych, którzy wciąż się wahają, lub z jakiegokolwiek innego powodu wciąż nie dali „Tedowi” szansy. Musicie przestać błądzić!

REKLAMA

„Ted Lasso”: trzy powody, dla których powinniście obejrzeć ten serial

Główny bohater, którego nie da się nie kochać.

Uzbrojony w szeroki uśmiech i potężnego wąsa Jason Sudeikis (swoją drogą: producent serialu) wciela się w tytułowego Teda, trenera futbolu amerykańskiego, który zostaje zatrudniony jako trener angielskiego pierwszoligowego klubu piłkarskiego. Zarys fabuły nie brzmi zbyt przekonująco (trochę jak zapowiedź skeczu, który po upływie pierwszego odcinka zacznie potykać się o wtórne dowcipy); sam nie dostrzegałem w nim ani grama potencjału, a potem... Obejrzałem pierwsze trzy odcinki, jeden po drugim, i z niecierpliwością oczekiwałem kolejnych epizodów. Wracając do bohatera: Ted Lasso to nie tylko przeciwieństwo archetypicznych serialowych trenerów, ba, to protagonista zupełnie inny, niż główni bohaterowie najpopularniejszych produkcji. Człowiek dobroduszny, prostolinijny, szczery i uczciwy. Taki, który nie powie ci nic przykrego, przeciwnie, zrobi wszystko, by poprawić ci nastrój. I to działa. Jego dobroci ulegają pozostałe postacie i, gwarantuję, widzowie przez ekranami. Oczywiście, nie brakuje mu utrapień, bólu, z którym sam musi się zmierzyć. Nie jest żadnym chodzącym ideałem. Jakkolwiek, nie ukrywam, jego postawę odbieram jako pewien ideał, do którego warto dążyć.

Ted Lasso to w istocie postać bardzo samotna, również dlatego, że skupiona na dawaniu, a unikająca brania. Ciężko opisać, jak wyjątkowy jest to bohater, jak błyskawicznie i bezceremonialnie kradnie naszą uwagę i sympatię. Momentami nieco infantylny, ale nigdy głupi – choć często postrzegany jest jako idiota, nie brakuje mu świetnych pomysłów. Nie pozwoli oderwać się od przyświecającego mu celu: wydobycia ze swoich zawodników najlepszych wersji samych siebie. Nie tylko na boisku.

REKLAMA

To nie jest serial o sporcie, a o ludziach – z piłką nożną w tle.

Wiem, że są tacy, którzy do serialu podchodzili jak do jeża, no bo piłka nożna jest fajna, ale żeby od razu oglądać o niej serial? Rzecz w tym, że ta produkcja nie opowiada o sporcie (serio, wbrew pozorom jest go tu naprawdę niewiele), a o ludziach, różnych, zwykłych, którzy spotykają na swojej drodze kogoś absolutnie wyjątkowego. Historia o wydobywaniu dobra z czeluści ludzkich trzewi, o smutkach, radościach, upadkach i walce. I choć może zapowiadać to obraz pełen skrajności, gwarantuję, że każdy pozornie skrajny element znajduje tu swoją przeciwwagę. „Ted Lasso” nie jest karykaturą ani satyrą (choć żartów opartych na kulturowym clashu nie brakuje, są zazwyczaj bardzo nieoczywiste), a dobrze przemyślanym (znakomita narracja) lekarstwem na kiepski nastrój, złość i cynizm. A to prowadzi nas do punktu trzeciego.

„Ted Lasso” sprawi, że poczujesz się lepiej. Tak po prostu.

Poprzednim razem pisałem o swoistym uczuciu bezbronności wobec dobroci Teda, ale to nie wszystko. Choć sam czułem się wielokrotnie zainspirowany, nie sądzę, by w tym serialu faktycznie można było odnaleźć wiele więcej, niż to, do czego został predestynowany (i co w zupełności wystarcza): do ogrzewania serc. Jest w tym serialu, w tym bohaterze coś absolutnie niedzisiejszego, co w zestawieniu ze współczesną rzeczywistością tworzy dość unikalny obraz. Widzimy w nim cały ten banał pospolitego cynizmu, codziennych bolączek; dostrzegamy śmieszność i nieporadność oręża, jakim stały się ironia czy złośliwość. Kruchość ludzkiej fasadowości. Dobrze jest popatrzeć na dobrego, uprzejmego człowieka, choć łatwo przeżyć szok: ten facet, którego zestaw zachowań opiera się na dobroci, uchodzi za dziwaka. Ostatecznie jednak Ted poprawi wam humor. Sprawi, że poczujecie się lepiej i, być może, zarazi was swoją dobrodusznością. Możecie też poczuć się zaintrygowani świeżością produkcji: jeśli miałbym wskazać serial podobny do „Teda Lasso”, to bym nie wskazał, bo takiego nie ma.

Tak czy inaczej, czas spędzony na oglądaniu tych krótkich odcinków nie będzie stracony. Zróbcie sobie prezent: odpalcie i poczujcie się dobrze.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA