REKLAMA

Nowa ramówka stacji telewizyjnych pokazuje, czego naprawdę chcą widzowie

Włodarze stacji telewizyjnych wiedzą najlepiej, czego chcą ich widzowie, a ci - jak wynika z nowej ramówki - chcą chleba i igrzysk. I wygląda na to, że zostaną dobrze nakarmieni.

hbo go seriale gra o tron
REKLAMA
REKLAMA

Od jakiegoś czasu, co najmniej od kilku miesięcy, regularnie sprawdzam, co emitowane jest w telewizji. Sama się jeszcze sobie dziwię, że - nomen omen - dziwi mnie ramówka różnych stacji. Srebrny ekran opanowały powtórki powtórek, które są powtórkami i programy paradokumentalne, które na rożnych kanałach, dostępnych bez wykupienia dodatkowych stacji, emitowane są od rana do nocy.

Daję sobie rękę uciąć, że kiedy włączycie telewizor o dowolnej porze, na którymś z ogólnodostępnych kanałów traficie albo na sędzię Annę Marię o blond czuprynie, która pogrozi wam paluszkiem, albo na Madzię Gessler, która nie tylko pogrozi paluszkiem, ale też rozbije parę misek o posadzkę i obrzuci kogoś zepsutymi sałatkami, albo na nastolatków chodzących do szkoły, z której wszyscy nauczyciele na czele z dyrektorem powinni już dawno zostać zwolnieni, a rodzicami tychże nastolatków powinna zająć się policja lub MOPS.

Polską telewizję toczy choroba. I to, niestety, jest zaraźliwe.

Sama swego czasu (a i teraz mi się jeszcze zdarza) czerpałam masochistyczną przyjemność z oglądania tych wszystkich, wybaczcie mi to określenie, śmieciowych programów. To takie moje guilty pleasure. Ale po jakimś czasie przekonałam się, że dla tzw. beki i tak nie wszystko da się oglądać. I że to dla mnie po prostu za dużo. Moja percepcja ma swoje granice, a ja, żeby całkowicie nie zachorować, muszę po prostu zobaczyć czarny ekran zamiast tej podłej gry aktorskiej, oszukanych dramatów i nieprawdziwych postaci, które potrafią być z dnia na dzień kreowane na "gwiazdy".

I wygląda na to, że coraz częściej będę zmuszona ten czarny ekran oglądać, bo to co mnie już zaczyna męczyć, sprzedaje się najlepiej.

Pojawia się, oczywiście, odwieczne pytanie: czy oglądamy to wszystko, ponieważ to (i głównie to) jest dostępne, czy takie programy są dostępne i kręcone, ponieważ tego oczekują ludzie? I bardziej skłaniam się ku tej drugiej teorii. Jest już tyle alternatyw dla telewizji (pierwszą choćby jest książka, która - uwaga - była przed telewizją), że gdyby ludzie nie chcieli oglądać takich ogłupiających programów, to by ich nie oglądali. Koniec, kropka. Nikt nikogo do niczego nie zmusza. Oferta VOD jest coraz ciekawsza i całkiem przystępna cenowo.

Publiczność to po prostu kręci.

Kręci ich śmianie się z tych programów. Ale też przeżywanie dramatów fikcyjnych bohaterów scripted docu oraz uczestników wszelkiej maści show. Formuły się nie przeżarły, a najlepszym dowodem jest to, co czeka nas w telewizji już we wrześniu i nadchodzącą jesienią.

Zamiast programu Top Model od TVN-u, który może nie powrócić, zobaczymy we wrześniu show #SUPERMODELKA PLUS SIZE. W jury programu zasiądą: Ewa Minge, jeden z ulubionych obiektów żartów Pudelka, Rafał Maślak, który jest popularny, ale nie wiem dlaczego, Emil Biliński, fotograf i Ewa Zakrzewska, modelka plus size. Dobrze znamy już tę opowieść, zobaczymy dokładnie to samo, co w Top Model, tylko prowadzący program nikomu nie powiedzą tutaj, że jest za gruby.

Granie na emocjach odbędzie się dokładnie w taki sam sposób. Pewnie dobrze, że takie reality-show powstaje. Społeczeństwo jest już za bardzo bombardowane obrazkiem szczupłej dziewczyny, która - głównie ze względu na swoją szczupłą sylwetkę - radzi sobie w życiu i jest szczęśliwa. Obawiam się jednak, że szczytna idea to za mało. A jak znam przaśność Polsatu, to do finału nie dotrwam.

Program o modelkach plus size to nie wszystko.

Obstawiam, że niekwestionowanymi jesiennymi hitami w polskiej telewizji będą: Wyspa przetrwania i druga edycja show Azja Express. To widzowie lubią najbardziej - patrzeć jak obcy ludzie, którzy zaczynają się ze sobą poznawać, naparzają się w odosobnieniu. Smak krwi i potu w zamknięciu smakuje najlepiej. Można przewidzieć, kto następny odpadnie, śmiać się z tych, co są nielubiani.

Nie dziwota, że w fikcyjnej przyszłości ktoś wpadł na pomysł Igrzysk śmierci. Wyspa przetrwania to format, który realizowany był w wielu krajach. Bohaterami będzie 16 śmiałków, którzy wykonują różne trudne zadania, będąc zdanymi sami na siebie.

To, co chyba najbardziej uderzające to fakt, że program Damy i wieśniaczki, który emitowany jest na TTV powróci w nowej wersji... Damy i wieśniaczki. Za granicą i że doczekamy się męskiej wersji tego reality-show, Dżentelmeni i wieśniacy. Jeśli nie wiecie, na czym polega ten program, już tłumaczę - jedna wieśniaczka, czyli kobieta mieszkająca na wsi, bez luksusów, zamienia się życiem z damą, która jest damą tylko dlatego, że ma pieniądze, ale zwykle nie ma kultury osobistej.

Dziwi mnie, choć przecież dziwić nie powinien, powrót Ewy Drzyzgi. Tym razem prezenterka poprowadzi program 36,6°C o zdrowiu. Wrócą też, a jakże, Kuchenne rewolucje, dostaniemy program o metamorfozach, Druga twarz, który poprowadzi była uczestniczka Top Model, Karolina Gilon. Trudno nie zauważyć, abstrahując już od samych pomysłów na programy i zakupów formatów, że TVN kreuje we własnych show gwiazdy, które potem same prowadzą programy, by... znajdować nowe sławy, ochoczo stające na ściance.

REKLAMA

Nic więc się nie zmieni. I trudno mi wierzyć, że to decyzja nieprzemyślana i niepoparta badaniami. Lubimy trzaskające u Gessler talerze. Lubimy motyw od pucybuta do milionera i kopciuszków, które zmieniają się w księżniczki. Kochamy skandale. Chcemy móc kibicować i nienawidzić. A TVN, trzeba przyznać, rozumie to chyba najlepiej ze wszystkich stacji. I choć pewnie obejrzę z obowiązku zapowiadane nowości, coraz bardziej odrzuca mnie to, co jest nam serwowane.

Sprawdzając jesienną ramówkę stacji, mam ochotę przejść na dietę. Bez wyjątków. Bo nie chce się już karmić tym, co mi podają. Nawet jeśli większości to smakuje.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA