REKLAMA

"Teoria wszystkiego" astrofizyka Hawkinga zaskakująco mocno trzyma się ziemi

Od kilku ostatnich miesięcy branża filmowa karmi swoich wiecznie głodnych widzów mistrzowskimi biografami. Po emocjonującym Marcinie Lutherze Kingu, odważnym Zbigniewie Relidze oraz genialnym Alanie Turingu przyszła kolej na następnego wielkiego – Stephena Hawkinga.

"Teoria wszystkiego" astrofizyka Hawkinga - recenzja sPlay
REKLAMA
REKLAMA

„Teoria wszystkiego” pokazuje astrofizyka ze stwardnieniem zanikowym bocznym w sposób znacząco odmienny od matematyka, który poświęcił życie Enigmie czy kardiochirurga, który dokonał pierwszego zakończonego powodzeniem przeszczepu serca. Na tle takich filmów biograficznych jak „Bogowie” czy „Gra tajemnic” wchodząca do polskich kin „Teoria wszystkiego” jest doświadczeniem znacznie mniej spektakularnym. Mniej sensacyjnym, mniej hollywoodzkim. Wszystko za sprawą perspektywy, która jest… kobieca.

teoria wszystkiego 8

„Teoria wszystkiego” to filmowa biografia na podstawie książki Jane Wilde Hawking – pierwszej żony genialnego astrofizyka. To zarówno największa wada, jak i zaleta filmu.

To właśnie na podstawie książki Wilde reżyser James Marsh oparł swoje filmowe dzieło. Subiektywna perspektywa kobiety staje się perspektywą widza, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Jane Wilde Hawking skupiła się na takich płaszczyznach jak emocje, rodzina, dzieci, choroba. Widać to w filmie, który orbituje wokół dokładnie tych samych wartości i elementów składowych życia małżeństwa. Chociaż nauka, astrofizyka i przełomowe rozważania są wszechobecne w „Teorii wszystkiego”, stanowią zaledwie zaprawę. Cegły to już życie rodziny Hawkingów i jej najbliższego otoczenia.

„Teorii wszystkiego” brakuje pazura charakterystycznego „Bogom” czy „Grze tajemnic”. W biografiach Religi i Turinga wszystko zdaje się być napompowane, przerysowane i spektakularne. Filmy poświęcone tym mężczyznom ogląda się jak tytuły akcji, podczas kiedy „Teoria wszystkiego” to melodramat, za sprawą którego reżyser James Marsh chce wycisnąć wszystkie łzy, jakie znajdują się w ludzkim organizmie. Robi to zresztą bardzo umiejętnie, ponieważ biografia Stephena Hawkinga jest pełna momentów chwytających za serce.

teoria wszystkiego 14

Historia genialnej jednostki została zbudowana na momentach typowo ludzkich, żeby nie napisać banalnych. Każdy z nich jest wzruszający i każdy bierze widza za emocjonalnego zakładnika.

Ogromna w tym zasługa Eddiego Redmayne’a. Chociaż szczerze nie przepadam za aktorem, ten wywiązał się z powierzonego mu zadania pierwszorzędnie. O ile w początkowych scenach filmu jego kreacja wydała mi się niespójna i w pewien dziwny sposób nieobecna, tak później aktor rozwiał wszelkie moje wątpliwości. Im bardziej wymagająca scena, tym lepszy Redmayne i tym bardziej autentyczny Hawking. Stosunkowo młody Brytyjczyk doskonale radzi sobie z wysoko postawioną poprzeczką, prawdziwe skrzydła rozwijając przy najbardziej dramatycznych i tragicznych momentach. Myślę tutaj zwłaszcza o chorobie, która dotknęła genialnego astrofizyka.

Co rewelacyjne, za przykładem Redmayne’a idą inni. Aktorzy umiejętnie odgrywają powierzone im kreacje, za co uznanie należy się także Felicity Jones, wcielającej się w postać Jane Wilde Hawking. Bohaterom filmu towarzyszy elegancka muzyka oraz eleganckie zdjęcia, wszystko do bólu naturalne i bez wyraźnym przerysowań. Nie ma tutaj efektownych ujęć rodem z filmów sensacyjnych, nie ma dynamicznej narracji czy nagłych zwrotów akcji, które wprowadzają widza w osłupienie. „Teoria wszystkiego” łapie za serce swoim rytmem, powoli i z zadziwiającą naturalnością pokazując ludzką stronę odrealnionego, pozbawionego zdolności do poruszania się Stephena Hawkinga.

teoria wszystkiego 13
REKLAMA

Po trzech rewelacyjnych biografiach, które w ostatnich miesiącach trafiły do polskich sieci, „Teoria wszystkiego” nie robi na mnie już tak wielkiego wrażenia, jakie mogłaby zrobić wcześniej.

To jednak naprawdę dobre, spokojne i grające na emocjach kino, które stanowi ciekawą, żeby nie napisać „potrzebną” przeciwwagę dla podkolorowanych, sensacyjnych filmów o Relidze czy Turingu. Na ich tle „Teoria wszystkiego” jest znacznie bardziej przyziemna, szara, naturalna i ludzka. To chyba największa zaleta tego filmu i reżyserski kunszt widoczny jak na dłoni. Z ciekawej biografii zrobić spektakularny film – to nie tak wielka sztuka, co ze spektakularnej biografii zrobić film bliski każdemu widzowi.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA