Nowy sezon „The Expanse” chwilami ogląda się jak świetny film. Ale serial Prime Video nie jest wolny od problemów
Żaden współczesny serial science fiction nie cieszy się równie wielkim poważaniem wśród fanów gatunku, co „The Expanse”. Produkcja przejęta przez Amazona właśnie doczekała się 4. sezonu. Jak wypadło dziesięć nowych odcinków?
OCENA
Jeszcze przed premierą nowej serii „The Expanse” Amazon stał się bohaterem dla wielu fanów science fiction. Wykupienie praw do stosunkowo drogiego w produkcji dzieła było dosyć ryzykowne, ale wielkie wsparcie widzów ewidentnie przekonało firmę, że warto to zrobić. Oczywiście wiązało się to również z przejęciem praw do pokazywania poprzednich odcinków, które od lutego bieżącego roku trafiły na Prime Video.
Najnowszy sezon „The Expanse” stanowi adaptację 4. tomu serii Jamesa S.A. Coreya (czyli duetu Daniel Abraham - Ty Franck) zatytułowanego „Gorączka Ciboli”. To z jednej strony kontynuacja wątków ukazanych w poprzednich 3. sezonach i swego rodzaju nowy początek dla produkcji. Czy udany? Dowiecie się z naszej recenzji.
Świat „The Expanse” ulega olbrzymiej zmianie po odkryciu Pierścienia, czyli sieci połączeń do innych układów słonecznych.
Fabuła najnowszej odsłony dzieli się więc na dwa główne wątki. Pierwszy dotyczy jednej z nowo odkrytych planet zwanej Ilus lub Nową Terrą. Bohaterowie drugiego radzą sobie z kolei ze skutkami wydarzeń poprzednich odcinków – wojny między Marsem i Ziemią, nietrwałym sojuszu z Belterami i wydarzeniami na Erosie. Ostatnie konflikty sprawiły, że na obu zamieszkanych planetach występuje coraz więcej problemów społecznych. Na Ziemi panuje bezrobocie, terraformacja Marsa wisi na włosku, a niektóre frakcje Pasiarzy w skrytości marzą o rozpętaniu kolejnej wojny.
W tym kontekście wizja dziesiątków niezamieszkanych, zdatnych do życia planet wydaje się wybawieniem. Sekretarz Generalna Narodów Zjednoczonych, Chrisjen Avasarala nie chce się jednak zgodzić na swobodny przepływ za pomocą Pierścienia. W obawie przed niepowstrzymaną, międzygwiezdną gorączką złota rozpoczyna blokadę przejść. Dziesiątki statków z uchodźcami czeka na pozwolenie na przelot, ale wcześniej z tajną misją zostają wysłani James Holden i załoga Rocinante. Na Ilus znaleziono Protomolekułę, co grozi zagładą całej cywilizacji.
„The Expanse” wciąż jest serialem skupionym na interakcjach między bohaterami i politycznej rozgrywce. Ale na szczęście robi też wrażenie w innych aspektach sztuki filmowej.
Trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że 4. sezon serialu wygląda momentami naprawdę znakomicie. Amazon zdecydowanie nie szczędził środków. W zestawieniu z kilkoma kosmicznymi produkcjami Netfliksa („Nightflyers” i „Another Life”) widać naprawdę dużą różnicę. Nie chodzi tu tylko o jakość CGI, ale też wizualne podejście do opowiadanej historii. Bywają sekwencje jak choćby ta kończąca premierowy odcinek, w których „The Expanse” robi olbrzymie wrażenie kinowością i epickością swoich ujęć. Podobne momenty nie powtarzają się w każdym odcinku, ale zdecydowanie poprawiają ogólną ocenę całego sezonu.
Ta zaś jest pozytywna, choć w 4. sezonie nie zabrakło kilku mniejszych lub większych słabostek. Trudno mieć do „The Expanse” pretensje, że po kilkudziesięciu odcinkach wymaga skupienia i uwagi widzów. Twórcy produkcji emitowanej pierwotnie na kanale Syfy od początku cenili sobie wagę wypowiadanych dialogów i niejasną, skomplikowaną fabułę. Nie inaczej jest również tym razem. Problem leży w czym innym
Poszczególne wątki 4. serii łączą się ze sobą w sposób bardzo znikomy. A po trzech świetnych epizodach przychodzi znaczne spowolnienie.
Właściwie każda z wybranych przez showrunnerów opowieści ma potencjał. Kryzys na Marsie mówi wiele o zranionych ambicjach i przegranych marzeniach Bobbie Draper. Walka o władzę nad organizacją Narodów Zjednoczonych pokazuje oderwali ziemskiej ludności od szerszego problemu, a konflikt na Ilus ma w sobie cechy niemal szekspirowskie. Bohaterowie wszystkich tych historii niestety niemal się ze sobą nie stykają.
Nowy sezon „The Expans” przypomina z tego powodu bardziej zbiór krótkich opowiadań sci-fi niż pełnoprawną historię. A dodatkowo większość z nich znacząco wytraca tempo po kilku odcinkach. Cała fabuła robi się dosyć szybko mocno przewidywalna, zwłaszcza gdy zostaje pozbawiona nadnaturalnego elementu reprezentowanego przez Millera. Najwierniejsi fani poprzednich odsłon zapewne wybaczą te przestoje w tempie akcji, ale bardziej neutralny widz może mieć znacznie krótszą cierpliwość.
Nazwanie „The Expanse” serialem nudnym byłoby najzwyczajniej w świecie niesprawiedliwe. W swoich najlepszych momentach produkcja Amazon Prime Video jest inteligenta, ekscytująca i wciągająca. Na pewno można by ją jednak usprawnić dłuższą obecnością na stole montażowym. W ten sposób z dzieła bardzo dobrego (a miejscami doskonałego) dostalibyśmy sezon godny znalezienia się na liście najlepszych tegorocznych seriali. Cóż, może następnym razem się uda. „The Expanse” już oficjalnie powróci bowiem z kolejnymi odcinkami na platformie VOD Amazona.