Jakiś czas temu Kuba przyznał się, że jest fanem Nieprzygotowanych. Wcale mu się nie dziwię, bo sam oglądam ten serial z olbrzymią przyjemnością. To jest typowa produkcja z kategorii „guilty pleasure”, którą warto znać.
Oprócz tego przyglądam lub przyglądałem się innym serialom, które można określić tym mianem - Arrow, Rodzinka.pl, Gossip Girl, How i Met Your Mother i wiele innych. Dawno temu, największe wrażenie zrobiły na mnie Pamiętniki Wampirów.
Przez lata był to serial niedoceniany, ale z liczną publicznością. Zaczął się niewinnie, rozwinął doskonale, a skończył znacznie obniżając loty. Nie wiem, co takiego miał w sobie, że aż tak mnie urzekł, ale kiedyś naprawdę nie mogłem doczekać się kolejnego odcinka.
Z wypiekami na twarzy śledziłem losy ulubionych bohaterów, a gdy ogłoszono zakończenie produkcji, poczułem pustkę.
Na szczęście stacja CW, jak żadna inna, potrafi kuć żelazo, póki gorące.
Jeszcze w trakcie emisji Pamiętników, stacja wyprodukowała spin-off pod tytułem The Originals. Ta produkcja również opowiada o wampirach, ale tym razem dużo potężniejszych.
Serial przedstawia losy pierwotnej rodziny wampirów (Mikaelsonowie) na przestrzeni wieków. Na początku nowej serii przenoszą się oni do Nowego Orleanu - miasta, które kiedyś pomogli zbudować.
Klaus (najsilniejszy z rodzeństwa) i spółka pojawili się w Pamiętnikach Wampirów jako wrogowie głównych bohaterów. Nie można było ich zniszczyć, ani się ich pozbyć. Próbowano wyeliminować antagonistów na wiele sposobów, ale żaden nie był na tyle skuteczny, by definitywnie ich zgładzić.
W końcu okazało się, że lepszym rozwiązaniem jest pójście na układ. Zamiast walczyć z „Pierwotnymi”, lepiej wynegocjować warunki pokoju, które zadowolą wszystkie strony. Dzięki rozejmowi, tytułowi „Pierwotni” wracają na stare śmieci i tam zaczyna się prawdziwa gratka dla widza. Originals to serial, który poziomem realizacji mógłby zawstydzić niejedną produkcję filmową.
O fabule można byłoby pisać długo, ale to nie ma sensu. Osoby znające uniwersum The Vampire Diaries, doskonale wiedzą, o kim piszę. Dla tych, którzy nie mają pojęcia o kogo chodzi, zostaje jedna rada.
Obejrzeć The Originals, nie zwracając uwagi na przeszłość i historie pokazane w The Vampire Diaries.
Głównych bohaterów serialu można podzielić na dwie grupy. Rodzinę i przyjaciół rodziny oraz jej wrogów. W kolejnych odcinkach twórcy nie skupiają się na rozwoju jednej postaci i zawsze dają odpowiednio dużo czasu antenowego każdemu z bohaterów. Dzięki temu, w trakcie oglądania, czujemy więź nie tylko z tytułowymi wampirami, ale także z postaciami pobocznymi.
Po fali popularności Zmierzchu wydawać by się mogło, że nie da się zrobić serialu o wampirach z dojrzałą fabułą, momentami niesamowitym aktorstwem i dobrym scenariuszem.
Okazuje się, że jest to możliwe. Nie przeszkadzają w tym nawet romanse i rozterki emocjonalne głównych bohaterów, które tak mocno obniżyły poziom np. Suits.
Producenci zatrzymali najmocniejszy z zabiegów fabularnych. Retrospekcje to perełka, która już w The Vampire Diaries dawała ogrom radości.
Przedstawienie wampirów jako twarde, pewne siebie, potwory to tylko jedna strona opowieści. Po drugiej są istoty z krwi (no, może niekoniecznie) i kości, które mają za sobą setki lat bujnego życia.
W The Originals życie sprzed wieków nie zostało zapomniane. Przy różnych okazjach, retrospekcje pokazują nam genezę wampirów, wilkołaków i innych, równie niebezpiecznych stworów. Zobaczyć możemy też, jakie zwyczaje towarzyszyły życiu wampirów przed kilkoma wiekami.
Do tego charakteryzacja i efekty komputerowe w tych zabiegach - jak na produkcję telewizyjną - są na bardzo wysokim poziomie. Wszelkie transformacje, magia, zjawiska z nie tego świata są przedstawione na tyle naturalnie, że w trakcie seansu jesteśmy skłonni uwierzyć w to, iż wydarzyły się naprawdę.
O fabule każdego odcinka można byłoby rozwodzić się godzinami.
Tego w tym artykule nie zrobię, ale chciałbym zwrócić waszą uwagę na fenomen The Originals. Ciekawa, intrygująca fabuła to nie tylko domena produkcji od Netfliksa, Showtime czy HBO. CW z The Originals potrafiła zrobić produkcję dojrzałą, w której intrygi i zwroty akcji są bardzo istotne dla całej historii. I - co najważniejsze - trzymają się kupy.
Scenarzyści, w pracy nad serialem, nie zjadają własnego ogona, a kolejni przeciwnicy Mikaelsonów nie powielają tych samych zachowań, błędów, sztuczek, by dopaść odwiecznego wroga. Co było problemem Pamiętników Wampirów, w którym ktoś popełnił serię błędów logicznych i fabularnych, a przez to serial, z sezonu na sezon, zaczął tracić swój czar.
W The Originals, mimo że od premiery pierwszego sezonu minęło już kilka lat, takich wpadek nie znajdziemy. Siostra teściowej brata od strony córki nie jest już daleką krewną diabła z zaświatów. Oglądając „The Vampire Diares” swoiste “WTF” cisnęło się na usta w praktycznie każdym odcinku. A tutaj? Tutaj mamy do czynienia z historią, która wciąga od samego początku.
Smutno mi, że kolejny sezon tego serialu zmierza ku końcowi.
Jeżeli jeszcze nie oglądaliście, to nie pozostaje mi nic innego, jak polecić wam nadrobienie przegapionych odcinków. Naprawdę warto.