Nowy album Jay-Z trafi do Apple Music, a Kanye West chce iść do sądu. Tidal ma problemy
Rynek usług strumieniowania muzyki stale się rozwija, ale nawet najwięksi gracze mają problemy. Nie inaczej jest w przypadku serwisu Tidal. Zaczęły się kłótnie o pieniądze, a wydania na wyłączność tracą na znaczeniu.
Tidal to jeden z mniejszych graczy na rynku serwisów do strumieniowania muzyki. Bezsprzecznym liderem jest skandynawskie Spotify, które pomimo pozyskiwania kolejnych milionów użytkowników nadal nie generuje zysków i ledwo wiąże koniec z końcem.
Rywalem Spotify jest Apple Music, które, ze względu na silną integrację z iPhone'ami, z miejsca zdobyło sporą popularność. W cieniu tych dwóch tuzów, którzy mają za sobą silną społeczność i silną markę, rozwija się Tidal. Serwis wsparły bardzo głośne nazwiska ze światowej sceny muzycznej, ale to najwyraźniej za mało.
Jay-Z jest jednym z właścicieli serwisu Tidal, a do współpracy z serwisem, który konkuruje ze Spotify i Apple Music, zaprosił innych artystów, którzy stali się mniejszościowymi udziałowcami serwisu. Na liście znaleźli się m.in. Kanye West, Alicia Keys, Beyonce, Daft Punk, Jack White, Madonna, Nicki Minaj, Rihanna i Usher.
Artyści głośno zachęcali fanów do subskrypcji usługi Tidal i zapowiadali swoje premiery ekskluzywnie na tę platformę. Nie zapoczątkowali jednak trendu, a obecność w Apple Music i Spotify jest dla artystów szansą na dotarcie do znacznie większej grupy odbiorców.
Nawet Jay-Z nie wierzy w to, że wszyscy jego fani wykupią Tidala.
W swoim serwisie udostępnił nowy album na tydzień przed debiutem w usłudze Apple Music, jeśli wierzyć źródłu Billboardu. By posłuchać nowego albumu tego artysty w dniu premiery trzeba było wykupić abonament Tidal, ale tygodniowa wyłączność raczej nie przekona użytkowników Spotify i Apple Music do przesiadki na stałe.
Ciekawe jest też to, że album 4:44 ukaże się w fizycznej formie dopiero po premierze w serwisach streamingowych. Jeszcze kilka lat temu ich twórcy musieli walczyć o to, by muzyka trafiała do streamingu bez opóźnienia. Dzisiaj to osoby zainteresowane zakupem płyty muszą czekać na premierę i nigdy nie wiadomo, kiedy ona nastąpi.
Nie oznacza to jednak, że streaming wszystkim podoba się tak samo, jak w okresie początkowej fascynacji.
Jakiś czas temu sporo szumu wokół Tidal narobił Kanye West. Udostępnił w serwisie płytę Life of Pablo, którą w dodatku modyfikował już po premierze. Ten przypadek pokazuje, że artyści mogą wykorzystać cyfrowy świat i w nowy sposób podchodzić do swojej twórczości. Album w streamingu można dowolnie zmieniać. W przypadku winyli, kaset i krążków nie było to możliwe.
Niestety przygoda Kanye'ego Westa z serwisem Tidal może dobiec końca. Pojawiły się doniesienia, jakoby artysta pozywał twórców serwisu streamingowego na 3 mln dolarów ze względu na złamanie zapisów kontraktu. Jeśli Tidal i West nie dojdą do porozumienia, to będzie to spory cios wizerunkowy w usługę, którą twórcy kreowali na underdoga walczącego z korporacjami.
Tidal nie jest tak popularny jak jego bezpośredni konkurenci, ale są rynki, gdzie cieszy się sporym zainteresowaniem.
Polska jest krajem, w którym Tidal ma silną pozycję. A wszystko to dzięki promocji sieci Play. Abonenci tego operatora znowu mogą uzyskać za darmo dostęp do streamingu, co wiele osób skutecznie przekonało do porzucenia rozwiązań konkurencji.
Pozostaje mieć nadzieję, że Tidalowi uda się poradzić z problemami, a firma znajdzie sposób, by przekonać do siebie użytkowników. W przeciwnym razie niedługo na rynku streamingu muzyki może zapanować duopol, a to nie będzie komfortowa sytuacja dla klientów.