Travis Scott słynął z rozrób na koncertach, ale nikt się tym nie przejął. Kto jest winny tragedii w Houston?
10 ofiar śmiertelnych i ponad 300 rannych – to dramatyczny bilans koncertu Travisa Scotta na festiwalu Astroworld. Większość osób obwinia za wszystko słynnego rapera, sypią się pozwy, a Sony i Fortnite wstrzymują współpracę. Czy rzeczywiście tylko on odpowiada za tę tragedię?
W wyniku masowej paniki na koncercie Travisa Scotta 5 listopada w Houston tłum liczący 50 tys. osób zaczął napierać na siebie i wzajemnie się tratować. Początkowo media informowały o ośmiorgu zmarłych, ale ta liczba cały czas rośnie. W poniedziałek, 15 listopada, odszedł 9-latek, który od kilku dni przebywał w śpiączce i walczył o życie w szpitalu. Łącznie hospitalizowanych było 11 osób, u większości doszło do zatrzymania akcji serca, 10 z nich nie żyje.
Travis Scott dzień po tragedii napisał, że jest "absolutnie zdruzgotany" i współpracuje z policją. Obiecał też pokryć koszty pogrzebów ofiar i zwróci wszystkim pieniądze za bilety. Upłynie dużo czasu, zanim śledczy ustalą dokładne przyczyny fatalnego w skutkach zdarzenia i wskażą winowajców, ale emotka i przedmioty Scotta już zniknęły z gry Fortnite, podobnie jak i filmik promocyjny Sony, w którym występował. Nie wiadomo, czy ich śladem nie pójdzie Nike, które w grudniu ma wypuścić buty sygnowane nazwiskiem rapera.
Travis Scott już kilka razy był oskarżany o wszczynanie rozrób na koncertach.
Nigdy nie byłem fanem Travisa Scotta, nawet nie przepadam za jego muzyką, zdaję sobie jednak sprawę z tego, że jest jednym z najpopularniejszych i najważniejszych współczesnych raperów, który również słynął ze współpracy z dużymi markami. Miał swój zestaw w Maku na długo przed Matą, a jego koncert we wspomnianym Fortnite, to jedno z najciekawszych wydarzeń w popkulturze XXI wieku.
Kiedy tylko usłyszałem o tym, jak firmy się od niego odwracają, pomyślałem sobie: cancel culture idzie w naprawdę dziwnym kierunku. Nie są już "wymazywane" osoby, które zostały o coś publicznie oskarżone, a zasada domniemania niewinności jakby nie istniała. W przypadku Travisa Scotta poszło to o krok dalej – owszem, to na jego koncercie zginęli fani, ale to przecież nie on ich tratował. Jednak firmy, chcąc minimalizować straty, po cichu go wygumkowały. I wykazały się hipokryzją.
Podobne, choć nie tak drastyczne incydenty, miały bowiem miejsce w przeszłości. W 2015 roku zostały aresztowany po koncercie na festiwalu Lollapalooza, a jego występ trwał 5 minut, zanim został przerwany. Raper zachęcał tłum do przedarcia się przez barierki i wparowania na scenę. Za swoje zachowanie został skazany na rok nadzoru sądowego.
Dwa lata później został oskarżony o podżeganie do zamieszek w Walmart Arkansas Music Pavilion – również zapraszał ludzi do wbiegnięcia na scenę. Kilka osób zostało rannych, w tym policjant i ochroniarz. Raper musiał opłacić koszty sądowe i zapłacić odszkodowanie dwóm osobom. Scott słynie z żywiołowych gigów z dziko szalejącą publiką – m.in. dlatego zawsze nawija przed gigantycznym tłumem, który również jest żądny mocnych wrażeń. Porównuje swoje koncerty do... wrestlingu i wręcz sam dopinguje do robienia trzody.
Tłum krzyczał "Przerwij występ!", policja reanimowała chłopaka przy scenie, a Travis Scott robił taniec robota.
W przypadku Astroworld sytuacja była inna. Nie podżegał festiwalowiczów, ale pozostawał bierny na to, co działo się wokół. Do sieci trafiło mnóstwo filmików, które pokazywały totalny chaos. Na jednym z nich widzimy, jak facet skacze na dachu karetki, która próbuje przejechać przez tłum na sygnale. Ludzie wokół w ogóle się tym nie przejmowali i dalej nagrywali występ na smartfonach jakby gdyby nigdy nic. Scott zauważył karetkę i na chwilę przestał śpiewać, ale potem miał krzyknąć, że "zaraz ta pierd*lona ziemia zatrzęsie się".
Na innym wideo, które wygląda jak jakiś groteskowy koszmar, widzimy, jak grupa policjantów i ratowników próbuje reanimować nieprzytomnego chłopaka. Tuż obok Travis Scott z wysokiego podwyższenia patrzy w tym kierunku, po czym... robi taniec robota. Trudno uwierzyć, że dalej nie widział, że coś jest nie tak. Tymczasem parę lat temu potrafił przerwać występ, bo ktoś mu ściągnął buta.
Kolejny filmik, który z pewnością posłuży jako dowód, to ten, na którym publiczność skanduje "Stop the show!", ale najwyraźniej to do niego nie docierało lub po prostu się tym nie przejmował, bo "Show must go on". Pytanie tylko, dlaczego żaden z organizatorów, ochroniarzy lub obsługi sceny nie poszedł do niego i nie powiedział, co się dzieje lub po prostu nie wyciągnął wtyczki z gniazdka?
Scott był skupiony na występie, mógł być nawet oślepiony światłami, ale reszta widziała, że wynoszeni są nieprzytomni ludzie, a pod scenę podjeżdża karetka. To nie jest typowa sytuacja jak na wielu innych koncertach, gdy festiwalowicze są ściągani z fali za barierki lub ktoś na chwilę zasłabł. Tu ludzie dosłownie umierali na oczach innych.
Organizatorzy Astroworld Festival też ponoszą winę za tragedię na koncercie Travisa Scotta.
Czytając relacje w amerykańskich mediach, możemy dojść do oczywistego wniosku, że "tej tragedii można było uniknąć". Jeszcze przed koncertem Scotta bramki VIP zostały zniszczone, po tym jak przedarli się przez nie festiwalowicze. Widzimy niżej, że już dużo wcześniej służby porządkowe nie panowały nad tłumem, a i część fanów od początku zachowywała się mega nieodpowiedzialnie. Później w ruch poszły narkotyki, które mogły być podawane niektórym bez zgody – jeden z ochroniarzy został ukłuty w kark i musiał się leczyć z przedawkowania.
Większość osób zawsze chce być jak najbliższej sceny – każdy, kto był na takiej masowej imprezie, wie, co tam się tam dzieje. Ekspert od zarządzania tłumem, Paul Wertheimer, ocenił w rozmowie z "Insiderem", że osoby bawiące się na koncercie nie ponoszą żadnej winy za tragedię. " Przez organizatorów i ludzi akceptujących to wydarzenie znaleźli się w sytuacji poza swoją kontrolą" – powiedział.
Ludzie chcą być pod sceną, tam gdzie są artyści, dlatego przeciskają się do przodu. Jeżeli nie opanujesz tłumu, ludzie będą miażdżeni. Organizatorzy pozwolili, by zbyt wielu ludzi znalazło się pod sceną, co jest niebezpieczne
- mówił Paul Wertheimer.
Mohit Bellani, który jest kuzynem jednej ze zmarłych (Bharti Shahani) i brał udział w koncercie, powiedział, że teren festiwalu był ogrodzony barierkami, które uniemożliwiły ucieczkę. - Gdyby nie zapakowali nas pomiędzy barierkami z trzech stron, może nie doszłoby do tego – powiedział Houstin Chronicle.
Również medycy i ochrona zabezpieczający koncert nie byli przygotowani odpowiednio. W tłumie znalazła się pielęgniarka, która na chwilę zemdlała przygnieciona przez tłum. Gdy się ocknęła, zobaczyła wynoszonych ludzi z zakrwawionymi twarzami i wywróconymi oczami. Krzyknęła "Czy ktoś sprawdził ich puls?!". Jeden z ochroniarzy poprosił ją pomoc, bo nie wiedział, jak to zrobić. U jednej z osób nie wykryła znaków życia. W poście, który udostępniła na Instagramie, wyznała, że medycy nie mieli też przy sobie defibrylatorów i sprzętu do resuscytacji.
Zawiódł nie tylko Travis Scott, ale i organizatorzy, którzy dopuścili niewykwalifikowane służby, przeliczyli się z publiką i nie dopasowali "zwyczajów" artysty do zwiększenia poziom zabezpieczeń. Gumkowanie kogokolwiek w tym momencie nie ma jednak najmniejszego sensu. Trzeba było o tym pomyśleć wcześniej.
* zdjecie główne: screeny z twitter.com/nickdelagarzaa, twitter.com/helowkeyspittin, Flix Talk / YouTube