REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka

Twin Shadow wyrasta powoli na godnego następcę Prince’a. Recenzja płyty Caer

Fani dobrego popu nie mają na co narzekać. "Caer", czyli nowy album Twin Shadow, to jedna z najlepszych rozrywkowych płyt ostatnich miesięcy. Dla fanów synthwave i klimatu lat 80. pozycja obowiązkowa.

27.04.2018
18:41
twin shadow caer recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Twin Shadow jest muzykiem, którego poznałem właściwie przez przypadek. No może przypadek to za dużo powiedziane. Po prostu mając styczność z grą Grand Theft Auto V natrafiłem na stację radiową Radio Mirror Park, którą prowadził właśnie Twin Shadow.

Co więcej, aż trzy jego kawałki znalazły się na playliście radia, tak więc grając w grę przyszło mi obcować z jego twórczością. A że jest ona zakorzeniona w stylistyce synthwave’owej, wyraźnie odnoszącej się do lat 80., z wielką łątwością zyskała moje uwielbienie.

Gdy tylko sięgnąłem po jego dyskografię, okazało się, że mam do czynienia z jedną z najciekawszych postaci w muzyce pop.

Twin Shadow bowiem ma niezwykły talent nie tylko do pisania świetnych, wpadających w ucho melodii, ale też i do niebanalnych aranżacji.

W muzyce pop łatwo wpaść w pułapkę kiczu, banału i schematycnzości. Natomiast stworzenie pozornie prostych kompozycji, które pokocha masowy słuchacz i które jednocześnie zaskarbią sobie uwagę ambitniejszego odbiorcy, to sztuka niełatwa. A Twin Shadow posiadł jej tajniki.

Album "Caer" rozwija wcześniejsze pomysły artysty, aczkolwiek raczej nie określiłbym tej płyty krokiem naprzód. Co wcale nie znaczy, że to zły krążek. Oj nie.

Brace wita nas przyjemnym neo-soulowym wokalem i podniosłym refrenem. Początek to spokojny, ale świetnie nastrajający do reszty.

Saturdays (z gościnnym udziałem grupy HAIM) z jednej strony brzmi jak mieszanka popowej odsłony Bruce’a Sprignsteena i Kings of Leon, a z drugiej spokojnie mógłby znaleźć się na napisach końcowych jakiejś komedii młodzieżowej z lat 80. Dynamiczna popowa bomba.

Sympathy ma z kolei oszczędną aranżację, ale za to fantastycznie melodyjny refren, w którym Twin Shadow spotyka się wokalnie z wokalistką Rainsford w kapitalnym unisono.

When You’re Wrong przenosi nas na klubowe parkiety lat 90. Gdyby Eurythmics nadal nagrywali razem, to prawdopodnie brzmieliby właśnie tak. Mocny, elektroniczny beat, świetna linia wokalna, solidny refren. To kawałek, który najlepiej pokazuje jaki kapitalny zmysł do melodii i aranży ma Twin Shadow.

Chyba najlepszym kawałkiem jest dla mnie jednak Littlest Things. Przepiękny refren, pełna sentymentu atmosfera, mocno ejtisowe aranże – isnty wehikuł czasu przenoszący na plaże Malibu w 1987 roku. Jeśli kochacie synthawave, to ten kawałek bankowo znajdzie się na waszych playlistach.

Twin Shadow zakochany jest w syntezatorach. Ale jest to miłość na tyle dojrzała, że potrafi on całkiem inteligentnie z nich korzystać.

Bo jego albumy mogłyby spokojnie tonąć w syntezatorowych dźwiękach. Tymczasem muzyk zręcznie kreuje synthwave’ową atmosferę, ale bez poczucia przesytu nadmiarem elektronicznych barw.

REKLAMA

"Caer" jest zarówno intymne w warstwie lirycznej i bombastyczne w sferze czysto muzycznej. Fenomen Twin Shadow nie polega jednak na rozbuchanych aranżacjach. Podobnie jak niegdyś Prince, tak i Twin Shadow oszczędnie podchodzi do instrumentarium, bardziej skupiając się na rytmie, elektronicznych beatach, gdzieś w głebi wpuszcza w krwioobieg swoich kawałków dźwięki gitary czy syntezatorów.

"Caer" choć nie jest znaczącym krokiem naprzód względem poprzedników w dyskografii Twin Shadow, stanowi potwierdzenie, że jest on jedną z najciekawszych i najważniejszych postaci w muzyce pop.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA