Jedenasty odcinek serialu Ucho Prezesa już za mną. Był raczej słaby, a przynajmniej po "Przez 8 ostatnich lat, Polki i Polacy (...)" już raczej nic lepszego się tutaj nie wydarzy.
Ale redaktor prowadząca nalega żebym relacjonował moje przygody z produkcją Roberta Górskiego, ponieważ serwisowi robi to oglądalność (trochę redakcyjnej kuchni). Więc pozwólcie, że jeszcze przez kilka odcinków będę szukał rozmaitych pretekstów żeby popisać sobie o pastiszu Jarosława Kaczyńskiego i jego świty.
W najnowszym odcinku pojawia się Ojciec Tadeusz, ten z Torunia, a wraz z nim Pani Beata Kempa.
Bohaterowie są kompletnie do swoich pierwowzorów - z wyglądu - niepodobni, a jednak patrząc na nich przez cały odcinek widzi się dokładnie Ojca Tadeusza i Beatę Kempę. No, z pewnymi przerwami, ponieważ tym razem twórcy zdecydowali się pójść w abstrakcję i to chyba aż nazbyt dosłowną, podmieniając w pewnym momencie znanego polityka na bankomat, a znanego redemptorystę na urnę wyborczą.
No i kiedy tak sobie patrzyłem na tych podobnych-niepodobnych aktorów, pojawiła się w mojej głowie pewna myśl. Aktorstwo.
Jak to jest możliwe, że kiedy włączymy sobie polski serial typu Klan, M Jak Miłość, Na Wspólnej, to ci wszyscy aktorzy stoją jak kłody, wypowiadając beznamiętnie kwestie o piciu herbaty, a kiedy odpalimy sobie Ucho Prezesa to często ci sami aktorzy wznoszą się na wyżyny swojego warsztatu, upodabniając się do swoich pierwowzorów w niemal stu procentach?
Już nawet nie chodzi o powtarzanie utartej mantry, ale te same gesty, te same uśmiechy. Wszystko. Chyba wszyscy się ze mną zgodzicie, niezależnie od tego czy Ucho Prezesa Was bawi czy nie, że goście gabinetu fikcyjnego Jarosława Kaczyńskiego z odcinka na odcinek wskakują na coraz wyższy stopień kreacji aktorskiej, a osoby takie jak Beata Szydło, Angela Merkel, Antoni Macierewicz czy Tadeusz Rydzyk zostały odwzorowane z najwyższym pietyzmem i jeśli cień przerysowania się pojawił, to tylko w granicy usprawiedliwionej zasadami satyry.