Ucho Prezesa zachodzi za skórę wszystkim bez wyjątku - władzy, opozycji, nawet związkom zawodowym
Pamiętam ten jazgot Platformy, gdy okazało się, że ekipa Górskiego wcale nie jest po ich stronie. Ucho Prezesa używa sobie zarówno na władzy jak i opozycji, nie oszczędzając nikogo. Ekipie PiS dostaje się częściej, bo są za sterami i nadają tempo debaty publicznej. W programie satyrycznym nie ma jednak świętych krów, a siódmy odcinek trzeciej serii - „Należało nam się“ - najlepiej to pokazuje.
OCENA
Pamiętam wściekłego Borysa Budkę z Platformy Obywatelskiej, który odkrył, że Ucho Prezesa to jednak nie tuba agitacyjna dla opozycji. W serialu wprowadzono fikcyjny romans Budki z posłanką Nowoczesnej, co zdaniem pana Borysa bezpośrednio godziło w jego bliskich oraz rodzinę. Nie odmawiam posłowi PO prawa do ochrony swoich najbliższych. Gdy jednak ekipa Górskiego wchodziła z butami w życie przedstawicieli obozu władzy (np. do domu Beaty Szydło), Platforma nie znalazła w sobie tyle empatii, by potępiać scenariusz programu kabaretowego.
Ucho Prezesa nie bierze jeńców po żadnej ze stron, a siódmy odcinek trzeciego sezonu najlepiej to pokazuje.
Epizod pod tytułem „Należało nam się“ powinien bawić, lecz to raczej śmiech przez łzy. Kabaret trafnie obrazuje aktualną przestrzeń polityczną. Widzimy Schetynę z jego najbardziej zaufanymi siepaczami, którzy „debatują“ nad ofertą programową PO - przywrócić dawne nazwy ulic, usunąć Lecha Kaczyńskiego z przestrzeni publicznej i to by było na tyle. Trudno o lepsze podsumowanie aktualnej opozycji, która nie ma kompletnie niczego do zaoferowania potencjalnym wyborcom.
Opozycja złożona z PO i Nowoczesnej nie jest już nawet bezideowa. Ona stała się po prostu jałowa. Jej jedynym postulatem jest odsunięcie PiS od władzy. Zero programu, zero planów, zero mapy działania. Zamiast patrzeć w przyszłość, opozycja walczy o stołki, które im zabrano. Ich jedyna tożsamość to anty-PiS, a ich jedyna oferta to inna przynależność partyjna. Taka opozycja to żadna opozycja, a budowanie elektoratu głównie na tym, że nie jest się Prawem i Sprawiedliwością, to obraza dla własnych wyborców.
Pomimo nieudolności rywali, PiS nie ma powodu do zadowolenia. Ucho Prezesa robi im małe rozliczenie.
Arogancja, która uderza do głowy każdej władzy, bardzo szybko ogarnęła posłów i posłanki Prawa i Sprawiedliwości. Zwłaszcza Beatę Szydło, dla której podwójne pensje nazwane premiami się po prostu należały, a spływ Dunajcem jest ważniejszy niż protest niepełnosprawnych w Sejmie. Grany przez Górskiego prezes Kaczyński siedzi z posępną miną w gabinecie, pytając Błaszczaka o kolejne zapowiedziane przez PiS ustawy. „Nie ma“, „nie ma“, „nie ma“ - dostaje w odpowiedzi.
W pewnym momencie kabaretowy Kaczyński stwierdza „ja to chyba przestaję mieć nad tym kontrolę“ i trudno o lepszą diagnozę. Wewnętrznie skłócona, grzęznąca w problemach wizerunkowych, odklejająca się od własnego elektoratu, rozpasana i coraz bardziej chciwa partia wytraciła niesamowity impet, którym cechowała się przez pierwsze miesiące rządzenia. Prawo i Sprawiedliwość straciło społeczny słuch, a wysokie notowania ponad poziom żelaznego elektoratu wynikają nie tyle z działań rządu, co z braku lepszej alternatywy dla głosujących.
Wybory „mniejszego zła“ to w politycznej Polsce standard, ale jeszcze nigdy wcześniej oferta czołowych partii politycznych tak bardzo nie rozmijała się z oczekiwaniami wyborców, którzy nie mają na kogo oddać swojego głosu.